— Dlaczego czekał tak długo?
— Nie wiem. Wiem tylko, jak to było, gdy glizdawce ujrzały ludzi. I maszyny, które pozwalały naszym przodkom latać, kreśląc dziwne obrazy w powietrzu i jednocześnie niszcząc lasy oraz zasiewy pszenicy. Co glizdawce zobaczyły, kiedy na niebie pojawiła się nowa gwiazda i metalowy ptak zawisł nad ich światem? Nie były komarami, które mogły się ukryć w nieruchomym i bezpiecznym zbożu. Stały na szczycie tutejszej cywilizacji, ale my byliśmy od nich silniejsi. A jeśli chcieli nas zastąpić…
— Musieli nauczyć się wszystkiego, co my umieliśmy.
— Zboże czeka biernie, aż przyjdzie nieprzyjaciel i je zniszczy. Ale glizdawce wiedziały, że ludzkie istoty nie będą bierne. Byliśmy dla nich śmiertelnym zagrożeniem, największym, z jakim spotkali się do tej pory. Żeby nas pokonać, wnuki glizdawców nie tylko musiały wyglądać identycznie jak człowiek, musiały też opanować do perfekcji wszystko, co człowiek potrafił zrobić. Musiały stać się mądrzejsze, piękniejsze, inteligentniejsze, silniejsze i bardziej niebezpieczne niż ludzie. W jaki sposób jedno jedyne glizdawcze dziecko, Nieglizdawiec, ukryte w lodowej jaskini w Stopie Niebios, mogło nauczyć się wystarczająco wiele, by móc potem przekazać swą wiedzę dzieciom?
— Lodowa grota? Czy to znaczy, że on jest wysoko w górach, tam gdzie lodowiec?
— Czy ty nie rozumiesz, Angelu? Gdybyśmy zbudowali maszyny, nie mógłby nas pokonać. To glizdawce wiedziały od samego początku. Kiedy zniewoliły Kapitana Statku, zmusiły go natychmiast do zniszczenia wszystkich łatwych do wydobycia zasobów metali. Ale metal nadal istniał — pamiętam moich przodków, którzy go poszukiwali, wydobywali i starali się z niego budować maszyny. Mogło im się powieść. Ale kiedy sukces był już blisko, zawsze zjawiały się geblingi. Nasze ziemie zalewały hordy wysłane ze Spękanej Skały.
— Historia naszego świata jest mi dość dobrze znana.
— Angelu! Mówię ci coś, czego nikt nigdy nie wiedział. Mówię ci, dlaczego tak się działo. Widzę już wzór, ponieważ pamiętam wszystko, co się działo. To Nieglizdawiec wysyłał geblingi, żeby powstrzymały ludzi przed budowaniem maszyn, które uczyniłyby nas niepokonanymi. Czekał przez cały czas, utrzymując nas w słabości, podczas gdy on gromadził mądrość i wiedzę. Dał na to sobie siedem tysięcy lat. A potem dopełnił swej własnej przepowiedni, powodując śmierć wszystkich moich braci, a moje…
Delikatnie dotknął jej głowy w geście uspokojenia. Czuła chłód jego ręki i miłość, z jaką ją dotykał.
— River powiedział nam, że jesteśmy zaledwie tydzień drogi od Spękanej Skały, a jesienne wiatry są tak silne, że poniosą nas jak na skrzydłach. Ale musimy już ruszać. Zimowe wichury mogłyby odepchnąć nas z powrotem. To dobrze, że właśnie dzisiaj przyszłaś do siebie. Zabierzemy cię do Spękanej Skały zdrową.
W jego głosie brzmiała sztuczna nuta. Jakby nie wkładał serca w to, co mówił. Nie potrafiła odgadnąć, dlaczego ją okłamuje. Nic dziwnego, w ogóle z trudem zbierała myśli. Więc odrzuciła wątpliwości, nie zastanawiając się dłużej, co Angel może przed nią ukrywać.
— Powiedz Reck i Ruinowi, że znam mapę Spękanej Skały.
— Wiedzą o tym. Podczas snu dużo do nas mówiłaś. Zapisywaliśmy całe historie, które wykrzykiwałaś, a Heffiji chowała je na półkach. Starałem się odkryć jej system magazynowania.
— Nie ma żadnego.
— Doszedłem do takiego samego wniosku. Prawdziwy dwelf. Ale żadne inne stworzenie nie mogłoby tego zrobić. Nieglizdawiec wzywał do siebie wszystkich tych, którzy coś umieli. Jedynym sposobem, by na świecie pozostało trochę wiadomości, było powierzać je komuś takiemu jak Heffiji, kto nie zna wartości posiadanej wiedzy, ale potrafi sięgnąć po każdą informację, która ma jakąkolwiek wartość. Wszystko tutaj jest. Cała wiedza świata. Reck i Ruin wezwali geblingi do pilnowania tego miejsca. Mają zamiar oszklić okna i położyć nowy dach.
— Czy geblingi zaakceptowały Reck i Ruina jako swych władców?
Angel wzruszył ramionami.
— Kto wie, co się dzieje w ich umysłach? Mówią jedno, a mogą myśleć zupełnie co innego. Na razie królewska para nie może odejść od ciebie dalej niż na kilka kroków. W przeciwnym razie nie zostanie dopuszczona do Spękanej Skały przez Nieglizdawca. Nie bardzo mogą ubiegać się o sukcesję, kiedy są przytroczeni do władczyni ludzi.
— Straciliśmy już wystarczająco dużo czasu — powiedziała Patience. — Zabierz mnie na łódź.
— Możemy dopłynąć do miasta geblingów, ale na górę wejdziemy dopiero, kiedy nabierzesz sił.
— Nie byłam chora, tylko szalona — odparła Patience. — Wariaci są wyjątkowo silni.
— Czy zew… brzmi teraz jakoś inaczej?
— Tylko dlatego, że wiem, kto mnie wzywa.
— A więc już cię nie kontroluje.
— Jeśli kontroluje, to tak umiejętnie, że nie zauważam tego.
— Czuję ulgę.
— Angelu, wiem, że byłam okropna.
— Naprawdę?
— Gdybym dostała kamień władzy, zanim otrzymałam w tym domu odpowiedzi, nie poradziłabym sobie z nim. A gdybym dotarła do Spękanej Skały bez tej wiedzy, którą uzyskałam, okazałabym się bezradna jak dziecko. Patrzę wstecz na wszystkie wasze działania — twoje, ojca, moje własne i geblingów — i dochodzę do wniosku, że wszystko było konieczne.
— Dlaczego w takim razie uważasz, że byłaś okropna?
— Nawet śmierć matki, Angelu. Nawet to.
Westchnął.
— Jakim jestem człowiekiem, jeśli zgadzam się, że moja matka musiała umrzeć? Żyłam tak wiele razy i widziałam swoje życie oczami ojca. Nigdy sobie tego nie wybaczył. Aleja mu wybaczam.
Angel pochylił się nad nią i pocałował ją w czoło.
— Moja heptarchini, jesteś jedyną, która może rządzić ludźmi.
— Jakim jestem człowiekiem?
— Mądrym.
Nie kłóciła się z nim, chociaż wiedziała, że nie jest to prawda. Nie była mądra. Ale była silna. Opanowała kamień władzy. Stając się wszystkimi, którzy używali kamienia, pozostała też sobą. O sobie wiedziała bardzo wiele, reszta jej umykała. Więc niech Angel nazywają mądrą, nie dbała o to.
— Ale czy ja jestem dobra, Angelu?
— Jako heptarchini nie możesz wybierać między dobrem a złem. Tylko między rozwiązaniem słusznym i błędnym.
Długo była jego studentką, więc rozumiała różnicę i wiedziała, że miał rację. Grając rolę heptarchini nie mogła stosować tego samego kanonu moralnego, co inni ludzie. Jej decyzje dotyczyły nie tylko jej samej, ale dużo większej grupy. Tylko jak wielka mogła to być grupa?
— Słusznym dla kogo? — zapytała.
— Dla ludzkości.
Teraz już nie miała wątpliwości, że tu on się myli.
— Nie. Królewski dwór jest całym światem. A ja jestem również geblingiem. Cały świat ożywiony i cały świat nieożywiony, całe życie na tej planecie, poza jednym.
— A ten jeden chce ciebie. Prędzej umrę, niż mu na to pozwolę. On myśli, że jestem zbyt słaby i nie zdołam cię ochronić. Ale myli się, potrafię.
Mówił z nie udawanym ożywieniem. W tych słowach nie kryło się kłamstwo. On naprawdę ją kochał. Patience dotknęła delikatnie jego policzka.