— Służ mi jako wolny człowiek, Angelu.
— Niewolnik czy wolny, służę ci tak samo. Co to za różnica?
— Proszę cię teraz jako wolnego człowieka — pomóż mi.
Angel pomógł jej się ubrać i wyprowadził ją z pokoju.
Ku jej zdziwieniu w domu pełno było geblingów, wszystkie bardzo zajęte. Tylko do jej sypialni nie miały wstępu, w pozostałych pomieszczeniach szklili okna, uszczelniali szpary, reperowali, naprawiali. Patience usiadła we wspólnym pokoju przy tlącym się ogniu, w miejscu gdzie wpadające promienie słońca dawały trochę ciepła. Przyglądała się geblingom, biegającym w górę i w dół po drabinach. Małpa Rivera plątała się im pod nogami. Dziesiątki razy była poszturchiwana, nadeptywana lub zrzucana z wysokości, ale zawsze znowu się wspinała, wykrzykując jakieś bezsensowne nieprzyzwoitości. I kolejny raz obrywała. Patience pomyślała, że Heffiji bardzo przypomina jej małpę — też biegała, plącząc się wszystkim pod nogami, szczęśliwa i przerażona jednocześnie.
— Nie ruszaj tego! — wykrzykiwała co chwila.
Geblingi śmiały się z niej, ale słuchały.
River spał w słoju postawionym na kominku. Z daleka od Żurawiej Wody świat dla niego mógł równie dobrze wcale nie istnieć.
Patience uświadomiła sobie, że próbuje wyczuć milczącą komunikację między geblingami, rozmowy między umysłami bez użycia słów. Pamiętała tak dobrze, jakie to było uczucie, kiedy przeżywała życie pierwszych królów geblingów. A teraz nic nie czuła. Wydawało jej się, jakby wyciągała po coś rękę po to tylko, by przekonać się, że ręka została obcięta. Przyglądała im się w zadumie, pogrążona w smutku. Nigdy nie dowie się o nich więcej, niż powiedział jej kamień władzy. A geblingi zajmowały się swymi sprawami i nie wiedziały, kim ona jest. Nie przypuszczały nawet, że jest jedynym człowiekiem, który rozumie, co to znaczy być geblingiem, który rozumie, że nieustannie podtrzymywane poczucie wspólnoty jest ich kotwicą i ratunkiem przed światem. Skąd czerpałam odwagę, by żyć, kiedy nie wiedziałam, co czuje inna istota?
— Patience — wyszeptał ktoś za nią. Znała ten głos, wiedziała, że Reck wyciąga dłoń w jej stronę. Sama też wyciągnęła rękę. I rzeczywiście, w tej samej chwili poczuła miękkie futro dłoni geblinga. Przez moment miała nadzieję, że wyczuła Reck, ale nie, to był tylko jej instynkt zabójczyni, który zawsze podpowiadał Patience, że ktoś wyciąga rękę w jej kierunku. Nie mogła żywić nadziei, że stanie się częścią społeczeństwa geblingów.
— Reck — szepnęła w odpowiedzi.
— Baliśmy się, że zawieziemy do Spękanej Skały kobietę, która postradała zmysły.
— Wariatkę powinniście byli zostawić tutaj. Przecież to jest szalone miejsce.
Reck roześmiała się.
— Niezupełnie. Przybyły geblingi, żeby odbudować dom Heffiji i zachować ludzką wiedzę.
— W jaki sposób je wezwaliście?
— Och, one zawsze poznają swego króla. Nie po twarzach ani imionach, nie. Nawet kiedy zobaczyły nas tutaj, uznały nas za jakieś przypadkowe geblingi, które przyszły na wezwanie. Ale drugim umysłem zawsze rozpoznają wołanie swego króla.
— Czy przybyły ze Spękanej Skały?
— Nie sądzę. Kiedy zaczęliśmy je wzywać, usłyszały nas najbliższe i przekazały wieść dalej. Im dalej szło wołanie, tym stawało się silniejsze. Nie jesteśmy Nieglizdawcem. Nasze głosy nigdy nie sięgnęłyby tak daleko.
— Dobrze, że wniosłyście życie w ten dom.
— Dzięki niemu stało się to, co wydawało się niemożliwe. Mój ukochany brat Ruin ukorzył się. Sprawiły to te wszystkie myśli, które Heffiji tu zebrała. Ruin nie dawał jej chwili spokoju, zadawał pytanie za pytaniem, nie ustępował tak długo, póki nie uzyskał wszystkich odpowiedzi. W ciągu swego życia niewiele miał wspólnego z ludźmi, a żadnego Mądrego oczywiście również nie miał żadnej szansy spotkać. Ale teraz wreszcie zobaczył, do czego jest zdolny umysł ludzki.
— Gdyby chciał nas poznać od najgorszej strony, wystarczyłoby mu sięgnąć po kamień władzy — powiedziała Patience.
— Nie sądzę — odparła Reck. — Zawsze było nam żal ludzi i ich osamotnienia. Albo raczej ja was żałowałam, a on wami pogardzał. Ale teraz, no cóż, bez przerwy mi powtarza, że samotność jest podstawą prawdziwej mądrości, że wszystkie wspaniałe myśli zebrane w tym domu były krzykiem rozpaczy jednego człowieka do drugiego, prośbą: poznaj mnie, żyj ze mną w świecie mojego umysłu.
— Bardzo poetycznie powiedziane.
— Jest chory z miłości — tak mu powiedziałam — zakochał się w ludzkiej rasie. Ale ty wiesz, jak to jest. Nigdy nie nienawidziłam ludzi z taką pasją, jak on, dlatego też kiedy odkryliśmy, że jesteście coś warci, nie zrobiło to na mnie specjalnego wrażenia. — Reck podeszła do krzesła ustawionego po drugiej stronie paleniska.
— To zabawne — stwierdziła Patience. — Śniły mi się domy. Różne domy, którymi powinnam się była zająć. Czasami dom Heffiji, a czasami dom mojego ojca, kiedy indziej heptarszy dwór. A nieraz dom, w którym zabito moją matkę.
Reck przyjrzała się jej z zastanowieniem. Usłyszały kroki na schodach. Do pokoju wpadł Ruin. Patience od razu zauważyła, że nie był już nagi. Nosił krótkie spodnie. Krok w kierunku zaakceptowania ludzkiej cywilizacji.
— Dlaczego mnie wołałaś? — zapytał.
Reck odwróciła się w jego stronę, przywołując go skinieniem, by podszedł jeszcze bliżej. W pokoju poza nimi nie było nikogo, ale nie powinni rozmawiać zbyt głośno, w każdym razie nie o sprawach, których nie chcieli zdradzać przed czasem.
— Ona słyszała nasze wołanie — powiedziała Reck.
Ruin przyjrzał się Patience, jakby analizując dziwne nowe zioło, które nagle dostrzegł w leśnej ściółce.
— Kiedy wzywaliśmy do reperacji ważnego domu? A gdzie się znajdował?
— Czasami widziałam ścieżki, ale nie wiedziałam skąd i dokąd prowadzą. Ale czasami, jakby z dużej odległości, dostrzegałam, że dom się pali i wiedziałam, że muszę się śpieszyć…
Reck potrząsnęła głowę.
— W naszym wezwaniu nie było nic na temat ognia.
— Nie posyłaliśmy też obrazów — dodał Ruin. — Drugi umysł nie jest tak precyzyjny.
Ale Patience nie chciała odrzucić nadziei, że doświadczyła jednak wezwania przez drugi mózg geblingów. Nie mogła pozwolić, by jakieś drobiazgi podważyły jej przekonanie.
— Nie jestem geblingiem, więc mój mózg może przekładać słowa na zrozumiałe dla mnie obrazy. Ale mogę być bardziej geblingiem, niż możecie sobie wyobrazić. Pamiętam, jak to jest, kiedy się posiada drugi umysł. Pamiętam uczucia innych geblingów i mapę Spękanej Skały. A poza tym posiadam kamień władzy. Może on pozwala mi usłyszeć wasze wołanie.
Reck podrapała się po języku długim paznokciem.
— Nie — powiedziała. — Heptarchowie już wcześniej nosili w swych głowach kamień, ale nigdy nie słyszeli, jak król geblingów wzywa swoich ludzi.
Ruin kołysał głową, przyglądając się uważnie twarzy Patience.
— Jeśli nie kamień władzy, to może wołanie Nieglizdawca uwrażliwiło ją tak, że słyszy to, czego ludzkie ucho nigdy nie słyszało.
Reck uniosła palec.
— O jednym musisz pamiętać. Żaden heptarcha nie nosił kamienia, będąc tak blisko Spękanej Skały. Kiedy inne geblingi podchwyciły i przekazywały dalej wołanie, może stało się tak silne, że mogła je usłyszeć.
— To w niczym nie przypominało wołania Nieglizdawca — odrzekła Patience. — Jego jest czyste i silne.
— Nieglizdawiec posługuje się nim znacznie lepiej niż my. Ludzka strona naszej natury osłabia nas. — W głosie Reck czaiła się niechęć.