Выбрать главу

Błyski rozrzucone szerokim łukiem od wschodu do zachodu. Tej nocy Reck i Ruin wdrapali się na maszt, by patrzeć na wyłaniającą się z ciemności swoją ojczyznę.

River wyraźnie zmarkotniał. Dla niego oznaczało to tylko koniec podróży, nic więcej. Żył, aby podróżować, i każde przypłynięcie do celu traktował jak małą śmierć.

Następnego dnia rzeka zaczęła się dzielić na wiele szerokich, leniwych strumieni, obmywających porośnięte lasem wysepki.

— Mamy tutaj do czynienia — powiedział Angel — z ogromną tektoniczną kolizją. Znajdujemy się na płycie, która zsunęła się w dół pod wpływem wypiętrzenia Stopy Niebios. Woda z lodowca topniejącego na szczycie góry zgromadziła się w zapadłym obszarze, tworząc jezioro, które obmywa całą podstawę góry. Gdy pierwsi koloniści zobaczyli to, napisali, że czegoś takiego nie ma na żadnej zamieszkanej planecie w całym wszechświecie.

— Na razie — powiedziała Patience.

— No cóż, wszystko może się kiedyś zdarzyć w jakimś nie znanym świecie.

Widzieli już teraz zarysy budynków na zboczu góry. Ruin przez cały dzień siedział na maszcie lub na burcie napięty jak struna, wpatrzony w górę niczym w zbliżającą się ukochaną osobę.

— Nie ma z niego żadnego pożytku — skarżyła się Sken. — Powinniśmy obwiązać go liną i wyrzucić za burtę jako kotwicę.

Reck zareagowała na widok góry zupełnie inaczej niż jej brat. Kiedy on stawał się milczący, ona mówiła coraz więcej.

— Od dzieciństwa słuchałam opowieści o tym miejscu — snuła swe wspomnienia. — Ziemia i woda dziesięciu tysięcy grot Spękanej Skały są tak bogate, że nigdy nie sprowadzono tu nawet kawałka drewna czy kęsa jedzenia. U stóp góry rosną lasy podzwrotnikowe. W miarę jak wznoszą się stoki, zmieniają się także klimaty. Wszystko, co rośnie gdziekolwiek na świecie, rośnie i tutaj.

Opowiadała o powstających na zboczach królestwach ludzi, które zdobywały potęgę i padały. Niektóre zajmowały obszar na trzy kilometry szeroki, na pięćdziesiąt metrów wchodzący w głąb góry i na dwadzieścia metrów wysoki, a jednak z własnym dialektem, armią i kulturą.

— Ale za nimi, w najgłębszych grotach, w całkowitej ciemności, żyją geblingi. Dziesięć milionów geblingów, więcej niż połowa wszystkich zamieszkujących cały ten świat. Podczas gdy ludzie, dwelfy i gaunty prowadzą wojny i knują intrygi na powierzchni Stopy Niebios, my trzymamy jej serce. Kiedy inni budują mury i ściany, by nikt nie mógł się przez nie przedostać, geblingi docierają wszędzie, ponieważ my znamy wszystkie ukryte drogi.

— Czy nie rządzicie także na powierzchni? — zapytała Patience.

— Gdy chcemy — odpowiedziała z uśmiechem Reck. — Kiedy uznajemy, że należy rządzić, to rządzimy. Każdy tutaj to wie. Nie musimy powoływać żadnych urzędów.

Patience nie czuła żadnego uniesienia na widok góry. Gdzieś pod szczytem, wiedząc, że ona zbliża się, czekał na nią on, gotowy na jej przyjęcie. Zaczęła marzyć, by zawrócić łódź, popłynąć w dół strumienia i nigdy już nie myśleć o Spękanej Skale czy o heptarchii, w ogóle już nie myśleć o niczym. Coraz częściej nawiedzały ją sny. Budziła się w nocy zlana potem, drżąca od pożądań, które rządziły jej snem.

Pewnej nocy wstała i wyszła z kabiny. Ruin miał wachtę, ale przeszła tak szybko, że nawet jej nie zauważył. Wpatrywał się w światła góry, gasnące o tak późnej porze jedno po drugim. Podeszła do rufy i usiadła, opierając się o stos zwiniętej liny. River spał w swym słoju, łagodnie kołysany falą. Było zimno, ale to jej odpowiadało, niewygoda odwracała uwagę od wezwania płynącego ze Spękanej Skały.

Sama nie wiedziała, kiedy usnęła, ale gdy otworzyła oczy, Ruina już nie było. Widocznie kto inny objął wachtę. Na kogo wypadała kolej? Niebo było jeszcze całkiem ciemne. Sken? Will?

Usłyszała plusk wody tuż przy łodzi. Natychmiast stała się czujna. Sporo słyszała na temat piratów napadających łodzie na Żurawiej Wodzie, chociaż nigdy nie atakowali tak blisko Stopy Niebios. Ale, oczywiście, było to możliwe. Bezszelestnie wyciągnęła dmuchawę do strzałek i zajęła dogodną pozycję. Znowu usłyszała plusk wody i jakaś dłoń sięgnęła do burty. Potem pojawiła się druga ręka, a łódź przechyliła się lekko jakby pod ciężarem dużego mężczyzny.

Patience rozluźniła się nieco. Znała te dłonie, tylko jeden mężczyzna był taki duży. Will powoli podciągnął się do pasa ponad burtę. Potem przerzucił nogi, stanął i ruszył w stronę rufy. Był nagi. Patience, nieustannie podniecona z powodu nawiedzających ją bez przerwy erotycznych snów, nie mogła powstrzymać westchnienia.

W jednej chwili zamarł. Patience zawstydziła się swoim brakiem opanowania. Will nie okazał zażenowania własną nagością. Zobaczył ją, potrząsnął głową, zrobił jeszcze kilka kroków w jej stronę, po czym zawrócił do kabiny, gdzie leżało jego ubranie.

W świetle księżyca Patience wyraźnie zobaczyła szeroką, białą bliznę, w kształcie pomarszczonego krzyża, biegnącego od pępka do jego męskości i od jednego do drugiego biodra. Po szerokości blizny widać było, że rana musiała być bardzo dawna, może jeszcze z czasów dzieciństwa. Ale i tak jej widok był dla Patience wstrząsem. Tylko jedna sekta znaczyła się znakiem krzyża na zakrytych częściach ciała. Był Czuwającym.

Nie próbował tego ukrywać. Patrzył jej prosto w twarz, kiedy wciągał najpierw koszulę, a potem spodnie. Z jego włosów wciąż kapała woda. Skarpetki i buty zostawił na pokładzie. Zrobił dwa kroki i stanął tuż przed nią, z jej perspektywy wysoki jak Stopa Niebios. A potem nagle już siedział koło niej i patrzył jej w oczy.

— Czuwający był kiedyś moim panem — powiedział cicho.

Nie wiedziała dlaczego, ale teraz trochę się go bała. Kiedy służyła jeszcze Orucowi, na równi z królem traktowała Czuwających jako potencjalne niebezpieczeństwo, ponieważ w ogóle nie obchodziło ich prawo lub rząd, a kiedy przemawiali, każde słowo brzmiało jak „rewolucja”. Ich oczy płonęły odwagą szaleńców. Byli niebezpieczni, gdyż zwykli ludzie wierzyli, że posiadają specjalną moc od Boga, i dlatego odwiedzali Czuwających w ich pustelniach, przynosząc jedzenie, ubranie, a przede wszystkim chętną uwagę.

Teraz nie ryzykowała niczym. Czuwający pokładali w niej taką wiarę, że nikt nie mógł zagrażać jej mniej.

Ale bała się.

— Czuwający nie piętnują swych niewolników — powiedziała. — Przynajmniej nie robią tego wbrew ich woli.

Will skinął głową.

— Sam też byłem Czuwającym. Jako dziecko.

— Czy wyrzekłeś się ślubów?

— Nie.

— A więc wciąż jesteś Czuwającym?

— Traktuję moje życie jako oczekiwanie. Ale większość pustelników w swych małych szałasach uznałaby mnie za bluźniercę.

— A to dlaczego?

— Ponieważ nie wierzę, że Kristos przyjdzie zjednoczyć wszystkich ludzi, którzy będą odtąd rządzić światem w pokoju i harmonii.

Tego ranka powiedział więcej niż przez wszystkie poprzednie tygodnie. A jednak jego słowa były równie proste jak poprzednio milczenie, jakby to, czy mówi, czy milczy, nie miało dla niego znaczenia. Mogła mu zadać te pytania w jakimkolwiek innym momencie i otrzymałaby te same odpowiedzi.

— Więc na co czekasz?

— Na to, na co wszyscy czekamy — na przyjście Kristosa.

— To jak kręcenie się w kółko.

— Po spirali. Za każdym obrotem coraz bliżej prawdy.

Zastanowiła się nad jego słowami. I nagle zrozumiała, że on ją wystawia na próbę, tak jak zawsze robili to ojciec i Angel. Potrząsnęła głową.