Ku ogólnemu zdziwieniu Will znalazł się na brzegu, zanim jeszcze robotnik portowy w mocno podeszłym wieku skończył cumowanie ich liny na kołpaku. Will odepchnął starca, a potem sam zwinął linę.
— Co ty robisz? — dopytywał Angel, kiedy Will wrócił na pokład. Pracownik portu rzucał za nim jakieś przekleństwa.
— To jest Wolne Miasto i jeśli już na początku wpadniesz w łapy szakali, nie wyrwiesz się z nich.
— A skąd ty to wiesz? — zapytał Ruin.
Will przez moment patrzył na niego nieruchomym wzrokiem, po czym odwrócił się do Reck.
— Byłem już tutaj wcześniej — powiedział.
Reck uniosła brwi.
— Miałem kiedyś pana, który zabrał mnie do Spękanej Skały jako swoją ochronę.
Patience zauważyła, że Will mówi tak samo szczerze i otwarcie, jak przed kilkoma dniami, gdy rozmawiali przed świtem, oświetleni tylko blaskiem księżyca. Tak samo zachowywał się w świetle dnia. Nie kłamał. W każdym razie przekonany był o prawdziwości własnych słów. A przecież podczas całej podróży nawet nie napomknął, że był kiedyś wcześniej w mieście geblingów.
— Byłeś tu? — zapytał Ruin.
— Dlaczego nie powiedziałeś tego wcześniej? — dociekał Angel.
Will zastanowił się chwilę, zanim odpowiedział.
— Nie wiedziałem, że zatrzymamy się w tym właśnie miejscu. Przebywałem akurat w tej części Spękanej Skały. — Uśmiechnął się. — Mój pan sądził, że mieszkają tu tajemnicze wiedźmy, które potrafią dokonać rzeczy wprost niewyobrażalnych.
— Czy miał rację? — zapytała Sken.
— Jego wyobraźnia nie była szczególnie bogata, a więc łatwo dało się go zadowolić. — Rzucił drobną monetę mężczyźnie na brzegu. Ten złapał ją w locie i uśmiechnął się. — Teraz ten człowiek skontaktuje nas z kimś, komu starczy pieniędzy na odkupienie naszej łodzi. Nie musi już udawać, że chce jej pilnować.
Od strony rufy doszedł ich głos Rivera:
— Jestem tutaj znany — powiedział. — Utarguję dobrą cenę.
— Wierzę — odparła Patience. — Ale mało cię obchodzi, czy my ją dostaniemy, czy kumple tego portowego łazika.
— No cóż, ja sam nie mogę wydać pieniędzy — przyznał swobodnie River. — Dla mnie nic one nie znaczą. Ale jeśli mnie ukradną, znacznie wcześniej ruszę w podróż powrotną.
— Powinnam roztrzaskać twój słój! — wrzasnęła Sken.
— Gdybym miał jeszcze swoje ciało — stwierdził retorycznie River — nauczyłbym cię, co kobieta powinna robić mężczyźnie.
— Dla mnie nigdy nie byłbyś dość męski — odpaliła Sken.
— Sama nie jesteś dostatecznie kobieca, żeby rozpoznać mężczyznę.
Kłótnia toczyła się dalej, pozostali nie zwracali na nią uwagi. W ciągu kilku chwil hierarchia, jaka wytworzyła się na łodzi, przestała obowiązywać. Sken i River, których słowa były dotąd rozkazem, już się nie liczyli. Pozostali automatycznie obdarzyli teraz swym zaufaniem Willa. Władza wiedzy.
Will nie poczuł się skrępowany nagłą odpowiedzialnością, jak Sken na początku podróży łodzią. Patience widziała, że w bardzo naturalny sposób przejmuje dowodzenie nad ich grupą. Przez wszystkie dni i tygodnie podróży nigdy nie wymagał dla siebie szacunku, poza tym jednym porankiem spędzonym z nią, kiedy nikt inny nie mógł go widzieć. Obecnie zajął pozycję dowódcy, jakby mu się należała. Nie musiał rozkazywać ani podnosić głosu. Wysłuchiwał pytań, udzielał odpowiedzi i podejmował spokojnie decyzje, nie dopuszczając do dyskusji. Widziała w życiu wielu ludzi przywykłych do kierowania innymi, większość z nich zachowywała się wyzywająco, przez cały czas drżąc, że ktoś oskarży ich o bezradność. Will sprawował władzę jakby nieświadomy jej posiadania, a wszyscy inni słuchali go bez sprzeciwu, nie zdając sobie nawet sprawy z tego, że są mu posłuszni.
Gdyby był moim mężem, czy także oczekiwałby, że go będę słuchać? Patience zadała sobie pytanie obserwując Willa i w tej samej chwili ogarnął ją wstyd. Will używał swego autorytetu tylko dla dobra całej grupy. Dlatego równie chętnie słuchał, jak i rozkazywał. Bez względu na to, kto wydawał polecenia, należało je wykonać, jeśli tylko były słuszne. Gdyby więc został jej mężem i nakazał zrobić coś dobrego, ona by okazała posłuszeństwo, podobnie jak on chętnie spełniłby jej słuszne życzenia.
— Nie możesz oczu od niego oderwać — wyszeptał Angel.
Nie widziała potrzeby tłumaczenia się Angelowi, ale odpowiedziała:
— Nie jest takim milczącym niedołęgą, za jakiego go braliśmy.
— Nie ufam mu — powiedział Angel. — To kłamca.
Spojrzała kompletnie zaskoczona jego słowami.
— Przecież widzisz, że jest szczery. Jak możesz mu nie wierzyć?
— To, co mówisz, potwierdza jedynie — stwierdził Angel — że on jest bardzo dobrym kłamcą.
Odsunęła się od nauczyciela kryjąc wzburzenie. Oczywiście Angel mógł mieć rację. Nie przyszło jej do głowy, chociaż powinno, że otwartość i uczciwość Willa mogą być taką samą maską, jak te, których ona używała. Czyż przez całe życie nie uczyła się mówić przekonująco? Może on również?
A może Angel wyczuł, jak bardzo zbliżyła się do Willa? Czyżby był zazdrosny o wpływ tego człowieka na nią? Ale nie. Angel nigdy nie kierował się zazdrością. Wierzyła mu od najmłodszych lat. Jeśli on wątpił w Willa, jej całkowita ufność wobec tego mężczyzny mogła okazać się niebezpieczna dla niej.
Ale nie potrafiła nie ufać Willowi. Tamtej nocy, w czasie ich rozmowy, po raz pierwszy w życiu poczuła, że poznaje prawdę o samej sobie. Nie potrafiła go teraz odepchnąć. Cokolwiek Angel o nim myślał, zdolności Willa trudno było kwestionować, gdy już ich dowiódł. A ona go kochała, tego była pewna…
A jednak jakaś wątpliwość utkwiła w niej niby drzazga. Angel stał właśnie na pokładzie i rozmawiał z Willem, nie zwracając na Patience uwagi, ale jego słowa zasiały w niej ziarno niepewności. Jej zaufanie dla Willa nie było już tak całkowite. A do Angela zamiast wdzięczności, czuła urazę. Nikomu nie ufaj, tak uczył ją ojciec. Ona przy Willu zapomniała o przestrodze. Zachowała się głupio, jakby była fanatyczką religijną — Czuwającą — tak całkowicie mu zawierzyła. Czekać i patrzeć. To powinna robić. Czekać i patrzeć.
Will sprzedał łódź prawie od razu i za dość niską cenę, w którą wliczony był też River. Pilot przeklinał Willa, że tak marnie go wycenił. Olbrzym pękał ze śmiechu.
— Nie targowałem się, ale za to szybko znajdziesz się na rzece — powiedział. — Myślałem, że o to ci chodziło.
River mlasnął tylko językiem i małpa wykonała rozkaz, odwracając słój tak, by River mógł patrzeć w dół rzeki i nie widział już swych poprzednich właścicieli.
Natomiast Patience Will podał inny powód przyjęcia niewysokiej ceny.
— Łatwiej nam będzie odejść, jeśli uznają, że nie dbamy o pieniądze. Wezmą nas za bogatych turystów, którzy przybyli do Spękanej Skały, żeby się zabawić. W Wolnym Mieście nie ma oficjalnego rządu ani spisanych praw. Ale póki wierzą, że przybyliśmy wydawać pieniądze, jesteśmy całkowicie bezpieczni. Możemy zostawić sakiewkę ze stalą na jezdni i kiedy wrócimy po tygodniu, nadal tam będzie leżała.
— Ludzie są tu tak uczciwi? — zapytał Angel.
— Kradzież jest zorganizowana. Wielcy złodzieje pilnują, by mali złodziejaszkowie nie uszczknęli nic z ich zarobku. Jeśli będziemy się trzymać dobrze oświetlonych głównych ulic, chodników i przejść, nic nam nie grozi. Rabusie czekają na nas w domach publicznych i jaskiniach hazardu. Stamtąd wychodzi się, mając w kieszeni tylko tyle, ile potrzeba na opłacenie łodzi do domu.