Выбрать главу

— A co się stanie, jeśli odkryją, że jesteśmy tutaj jedynie przejazdem? — dociekała Patience. — Że nie zamierzamy tracić tutaj majątku, a po powrocie do domu opowiadać innym, jak cudownie się bawiliśmy?

Will uśmiechnął się.

— Może zostawimy za sobą parę ciał. Angel mówił mi, że jesteś w tym dobra. — Ani w jego słowach, ani w ich tonie nie słychać było echa ich poprzedniej rozmowy. A więc był kłamcą. Albo teraz ukrywał swą miłość do niej, albo wtedy założył fałszywą maskę. Tak czy siak, Angel miał rację — Will potrafił kłamać.

Powiedzieli do widzenia Riverowi, który ich całkowicie zignorował. Potem opuścili przystań i wynajęli pokoje w oberży, usytuowanej na trzecim poziomie nad rzeką. Patience występowała w roli młodej dziedziczki, podróżującej ze swym dziadkiem. Will był ich ochroniarzem, Sken służącą. Reck i Ruin podawali się za kupców, wynajmujących się przy okazji jako przewodnicy. Najbardziej zaskoczył ich Ruin. Will uparł się, że nowe wcielenie geblinga wymaga odpowiedniego odzienia. Ruin pojawił się na pokładzie wykąpany, wyczesany i niezwykle starannie ubrany, z wyelegantowaną siostrą u boku.

Patience uświadomiła sobie, że poprzednio odrzucali ubranie nie z ignorancji, lecz wyboru. Byli królewską parą i jeśli chcieli, umieli wyglądać dostojnie.

Podczas wspólnej podróży, pomyślała Patience, sądziłam, że tylko ja jedna występuję w przebraniu. Okazało się, że wszyscy udawaliśmy, a teraz znowu założyliśmy nowe maski. Czy zniknie ostatnia zasłona, czy ukaże się prawda o nas wszystkich, kiedy dojdziemy do Nieglizdawca, o ile jeszcze będziemy razem? Jeśli w ogóle istnieje jakaś prawda. Może jesteśmy tym, co udajemy, przybierając nowe osobowości przy każdej zmianie kostiumu?

Ale wiedziała, że przynajmniej ona w obliczu Nieglizdawca nie będzie miała się za czym ukryć. Obronić ją może tylko spryt i siła, które musi doskonalić. Czuła się jakby była naga, jakby każdy mógł poprzez ubranie dostrzec jej szczupłe i białe dziewczęce ciało, którego tak bardzo pożądał Nieglizdawiec.

— Musisz zejść do kasyna gry — powiedział Angel.

— Mam coś lepszego do roboty, niż tracić czas w ten sposób — odparła Patience. Siedziała przy oknie, patrząc na port i ciągnące się w głębi lasy.

— Siedzieć i dumać? Hołubić miłe sercu uczucia? Sken odezwała się od strony łóżka:

— Jeśli ja mogę się kąpać codziennie, to ty możesz zejść na dół i zagrać w kalikę.

— Sken ma rację, wiesz o tym. Udajemy, że jesteśmy poszukiwaczami przyjemności. Więc musimy ich szukać. Choćbyśmy nie mieli na to najmniejszej ochoty.

— Odwiedź w moim imieniu jakąś dziwkę, Angelu. Postaraj się za dwóch. — Ale mimo tych słów wstała od okna i podeszła do lustra. Jej włosy nie odrosły jeszcze po operacji. Tam, gdzie były wygolone, miały teraz jakieś dwa centymetry.

— Angelu, zetnij mi resztę do tej długości, dobrze? — poprosiła.

— To nie będzie bardzo twarzowa fryzura — powiedział Angel.

— Może konieczne stanie się założenie peruki. Nie sprzeczaj się — powiedziała z czarującym uśmiechem. To właśnie Angel nauczył ją tak się uśmiechać, więc wiedziała, że uzna jej wymówkę za żart.

I rzeczywiście, odpowiedział jej uśmiechem. Chociaż chwilę za późno. Jego myśli były czymś zajęte. Teraz, kiedy znaleźli się w Spękanej Skale, w pobliżu Nieglizdawca, z trudnością udawało im się zachować spokój.

Angel wyciągnął z kuferka nożyce i zaczął obcinać włosy. Bez nich wyglądała dziwnie poważnie.

— Gdzie jest najbliższy tunel? — zapytała.

— Reck twierdzi, że byłoby szaleństwem wchodzić tutaj w tunele. Droga zabrałaby nam trzy razy tyle czasu, a w dodatku w pierwszych jaskiniach mieszkają rabusie.

— Nie pytałam, czy powinniśmy korzystać z tuneli, tylko gdzie jest najbliższe wejście?

Angel westchnął.

— Prawdopodobnie jedno jest gdzieś przy tylnej ścianie gospody. Chociaż na zboczu domy są wybudowane jeden na drugim. Kto wie, gdzie może być wyjście z tunelu?

— Jeśli raz znajdę się w tunelu, będę wiedziała, gdzie jest Nieglizdawiec. Mam w pamięci obraz labiryntu ze wspomnień geblingów. Odnajdę drogę.

— To on zmusza cię, byś poszła tunelami. Tobie się tam nic nie stanie, Nieglizdawiec cię ochroni, lady Patience, ale my nie mamy tego zabezpieczenia. Przypuszczam, że byłoby po jego myśli, gdybyśmy tam pozostali martwi i gdybyś tylko ty bezpieczna, zdrowa i… samotna dotarła do niego.

— Angelu, jeśli chcę na chwilę wejść do tunelu, to nie rozumiem, dlaczego miałabym tego nie zrobić.

— Chcesz tego?

— Tak sądzę.

A może jednak tę myśl podsunął jej Nieglizdawiec? Skrzywiła się, spoglądając na swe odbicie w lustrze.

— Czy powinnam we wszystko wątpić? — zapytała.

— Po prostu chcę, abyś wybrała najlepsze rozwiązanie. Patience nie odpowiedziała. Każdy czuł się w obowiązku dać jej dobrą radę. Jakby obecność Nieglizdawca w jej umyśle uniemożliwiała podejmowanie własnych decyzji. A może i ta niechętna przyjaciołom myśl pochodziła od Nieglizdawca, który chciał ją rozdzielić z życzliwymi jej towarzyszami drogi. Zastanawiała się, czy może ufać swojemu osądowi. Jakież to byłoby wygodne, gdyby mogła skoncentrować się wyłącznie na trzymaniu Nieglizdawca na dystans i pozwoliła Angelowi się prowadzić. Angel potrafi zapewnić jej bezpieczeństwo. Może powinna była słuchać jego rad przez cały czas. Pomyślała o Willu, Reck i Ruinie, którzy siedzieli w sąsiednim pokoju, i zwątpiła, czy słusznie postąpiła, ciągnąc ich ze sobą całą drogę od Lasu Druciarza. Stanowili jedynie dodatkową komplikację. Wystarczyłby jej Angel i pomoc Sken, gdyby potrzebowała brutalnej siły. Reck i Ruin byli zbyt nieprzewidywalni. Czy kiedykolwiek interesy ludzi i geblingów okazały się zbieżne? A Will? Przecież jego religia — z Patience jako bóstwem, boginią miłości i ofiarą to szaleństwo! Ten poranek na łodzi był snem, kłamstwem. Co za sens iść w góry z tą gromadą zupełnie obcych jej istot. Kto wie, jakie mają wobec niej zamiary?

Niewiele brakowało, by — zgodnie z radą Angela — zdecydowała się wyjść natychmiast z oberży i zostawić tu geblingi. Mogliby po prostu zniknąć w tłumie. Gdyby tylko znalazła się wystarczająco daleko od Reck i Ruina, Nieglizdawiec wyrzuciłby ich ze Spękanej Skały i geblingi nigdy nie zdołałyby za nią podążyć.

Ale czuła się jakoś dziwnie na myśl o takiej ucieczce. Prześladowało ją wspomnienie ust na policzku, palców na skórze. Czy jestem tak niedojrzała, że powstrzymuje mnie jakieś niemądre uczucie? A jednak tak właśnie było. I coś jeszcze. Wspomnienie, że sama była królem geblingów. Czuła, jakby życie milionów stworzeń mieszkających w Spękanej Skale zależało od niej. Odpowiadała za nie, były w jej władzy. Wyraźnie pamiętała, że niegdyś — kiedy jeszcze tylko kilka tysięcy geblingów zamieszkiwało górę — rządziła nimi. Nie potrafiła odrzucić odpowiedzialności, w każdym razie nie tak łatwo. Więc nic nie powiedziała.

Angel odłożył nożyczki.

— Śliczna — stwierdził.

— Wyglądasz jak więzień, który wyszedł właśnie z Radosnych Piekieł — stwierdziła Sken.

— Dziękuję — odpowiedziała Patience. — Uważam to uczesanie za twarzowe. — Założyła perukę i znowu stała się kobietą. — W co się gra w tym domu?

— Właściwie to jest bardziej miejsce widowisk. — Angel poprawił z tyłu jej włosy. — Mają scenę i trupę gauntów, z gier hazardowych — zawody między ślizgawcami i robalami. Stawki bywają wysokie.