Выбрать главу

Angel wyprowadził ich do holu. Sken stała przy drzwiach loży i spoglądała na oddalających się korytarzem towarzyszy.

— Powinniśmy zabrać gaunta — szepnął Angel. — Jeśli nawet jest kontrolowany przez Nieglizdawca, to zna drogę.

— Angelu, jestem przerażona — odparła. — Wierzyłam Willowi, a on przez cały czas był na służbie u Nieglizdawca. — Zarzuciła mu ramiona na szyję i przytuliła się do nauczyciela jak wtedy, kiedy była małą dziewczynką. Lecz nim jej palce dotarły do miejsca, w którym ucisk spowodowałby omdlenie, napotkały jego dłonie. Wtedy już wiedziała, że nie dał się oszukać. Był całkowicie świadomy, że ona przestała mu ufać. Ujrzała samą siebie padającą bez czucia w jego ramionach. Powiedziałby geblingom, że zrobiło jej się słabo od nadmiaru wrażeń. A one uwierzyłyby mu. Bez jej ochrony Reck i Ruin nie przeżyliby długo. To byłby koniec.

Ale jego palce nie nacisnęły czułego miejsca dziewczyny.

— Kocham cię — wyszeptała. Pozwoliła, by usłyszał w jej głosie ból, spowodowany świadomością jego zdrady.

Wciąż nie mógł się zdecydować, by i ją uciszyć. W tej chwili palce Patience dotarły do poszukiwanego miejsca i ona się nie wahała. Angel osunął się na podłogę.

— Chodźmy — zwróciła się do geblingów.

— Co się stało? — pytał Ruin.

— Angel jest zdrajcą.

Patrzyli na nią przez chwilę, nic nie rozumiejąc.

— Widziałam, jak uciszał gaunta, zanim ten zdążył wymienić imię. To Angel jest człowiekiem Nieglizdawca.

— W takim razie musimy uwolnić Willa — stwierdziła Reck. Sken, która od drzwi przyglądała się całemu zajściu, wróciła do loży, by go rozwiązać. Ale w tej samej chwili na końcu korytarza pojawił się kierownik sali.

— Co tu się dzieje!? — krzyknął. Zauważył ciało Angela na podłodze. — Coście zrobili!? Mordercy! Mordercy! — Pognał z powrotem.

— Co za głupoty — skrzywił się Ruin — przecież Angel żyje.

— Głupoty czy nie, sprowadzi nam na kark policję. Zatrzymają nas do czasu wyjaśnienia sprawy, posadzą ludzi i geblingi w osobnych celach, a wtedy Nieglizdawiec mnie stamtąd wyciągnie, a wy zostaniecie — stwierdziła Patience.

Kierownik nadal wrzeszczał i jasne było, że wkrótce pojawi się znowu. Publiczność również niepokoiła się. Patience chciała poczekać na Willa i Sken, ale nie było na to czasu. Ruin chwycił ją za rękę i razem z Reck pociągnęli dziewczynę korytarzem w przeciwnym kierunku, niż pobiegł kierownik.

— Skąd wiecie, że tam jest wyjście? — pytała Patience w biegu. — Kierujemy się w głąb góry.

Dotarli do kręconych schodów prowadzących do pokojów dla aktorów, gdzie po przedstawieniu dalej można było zakosztować improwizowanej przyjemności. Ponieważ nie było innej drogi, zaczęli się wspinać. Patience prowadzona przez geblingi potknęła się i upadła na schody.

— Nieglizdawiec wie, co zrobiłam — powiedziała. — Czuję to, pragnie mnie ukarać za to, że zostawiłam Angela. — Chciała iść, ale nie mogła zrobić ani kroku. Nieglizdawiec wywoływał w niej wszelkie możliwe, sprzeczne namiętności. Nie potrafiła się skoncentrować, zebrać myśli.

Ruin szedł przodem, a Reck za nią. Ciągnęli ją i pchali w górę po schodach. Mijali rzędy garderób, gdzie nagie gaunty i ludzie myli się po skończonym właśnie przedstawieniu lub przygotowywali do następnego. Geblingi wzięły ją pod ramiona i poprowadziły korytarzem. Krok. I kolejny. Ruch to było coś, na czym mogła się skoncentrować. Atak Nieglizdawca zaczął słabnąć — tak silnego nacisku nawet on nie potrafił utrzymać długo. Powoli odzyskiwała panowanie nad sobą, szła już szybciej i bez pomocy geblingów.

— Czy w garderobach są okna wychodzące na drugą stronę? — zapytała.

— W tej — odpowiedział jej Ruin.

Nagi młody gebling masował sobie krocze, kiedy wdarli się do jego pokoju i pobiegli otworzyć okno.

— Na zewnątrz jest zimno — powiedział łagodnie.

— Zaniknij drzwi — poprosiła Patience.

— Przykro mi — odparł. — One się nie zamykają.

— Strasznie wysoko — stwierdził Ruin wyglądając przez okno. — A chodnik nie jest tu bardzo szeroki. Jeśli nie uda nam się na niego skoczyć, następny jest dużo niżej.

Patience wyjrzała.

— Nawet dziecko by to potrafiło — powiedziała. Wysunęła się przez otwór. Zawisła na rękach i opadła. Geblingi nie miały innego wyjścia jak podążyć za nią. Reck upadła i potłukła się boleśnie.

— My, geblingi, nie w całości pochodzimy od cholernych małp — stwierdziła. — Nie mamy instynktu skakania.

Patience nie zawracała sobie głowy przeprosinami. Noc była ciemna, chmury wisiały tuż nad nimi, z trudem dało się rozpoznać drogę, ale ruszyli pośpiesznie przed siebie. Nagle Patience poczuła ogromne zmęczenie. Wdrapali się już wysoko pod górę. Od czasu opuszczenia łodzi nie spała, dlaczego nie miałaby teraz wrócić do swego pokoju i odpocząć? Powinna przecież odzyskać siły. Ale odrzuciła te pragnienia. Wiedziała, skąd się biorą. Nieglizdawiec zamierzał im wszystko utrudniać. Odsunięcie geblingów było zadaniem Angela. Ale teraz Nieglizdawiec musiał posłużyć się innymi ludźmi, by odciągnęli ich od dziewczyny. Albo nawet zabili. Patience nie miała zamiaru sama stawić czoło Nieglizdawcowi. Znała jego siłę i potrzebowała pomocy. Jeśli geblingi miały być jej jedyną podporą, nie mogła ich utracić. Poza nimi nie ufała już nikomu. Każdy mógł okazać się nieprzyjacielem.

Zatrzymali się w gospodzie tylko po to, żeby Patience zabrała swój łuk, nóż Sken oraz ubranie, które nadawałoby się do wspinaczki po pokrytej śniegiem górze. Ponieważ nie istniał żaden ludzki spisek przeciwko nim, mogli w miarę bezpiecznie dotrzeć do swych pokoi, ale nie mieli dużo czasu. Ani na chwilę nie rozdzielali się. Najpierw geblingi były z nią w pokoju, który dzieliła ze Sken i Angelem, a potem ona z kolei przeszła do ich izby. Kiedy już mieli wychodzić, ktoś zapukał do drzwi.

— Prawdopodobnie to tylko gospodarz — powiedziała Reck.

— To śmierć — stwierdziła Patience. — Nieglizdawiec z pewnością już zadba o to, byśmy nie spotkali na swej drodze w górach niczego oprócz śmierci.

Ruin otworzył szeroko okno. Patience wdrapała się na parapet. Chodnik znajdował się trzydzieści metrów w dole. To było zbyt wiele nawet dla niej. Ale zawsze dobrze radziła sobie ze wspinaniem.

— Zaufajcie swej ludzkiej części — powiedziała. — Będziecie potrzebowali wszystkiego, co zostało wam po waszych przodkach małpach. — Stanęła na parapecie, złapała się za rynnę i podciągnęła w górę. Reck ruszyła tuż za nią. Kiedy wszyscy znaleźli się na dachu, usłyszeli huk. Z pokoju, w którym jeszcze tak niedawno się znajdowali, buchnęły płomienie.

— Chyba musimy się pośpieszyć, prawda? — zapytał Ruin.

— W górę! — ponagliła ich Patience.

Ruszyli biegiem po dachu do drabiny prowadzącej na następny poziom. Ile kilometrów po lodzie będą musieli przejść, żeby dostać się na szczyt Stopy Niebios? Patience nie chciała sobie tego przypominać. Chwyciła dłońmi drabinę i zaczęła wspinaczkę.

Rozdział 16

ANGEL

Sken usiłowała rozwiązać Willa. Wreszcie zaczął się niecierpliwić.

— Czy nie byłoby prędzej przeciąć liny?

— O, teraz to potrafisz gadać. Dlaczego nie odezwałeś się wcześniej ani słowem? — Użyła tępego noża, którym posługiwała się przy jedzeniu. — Czemu ani słowem nie bąknąłeś, że jesteś niewinny, kiedy cię wiązałam?

— Ponieważ ktoś był winny, a nie wiedziałem kto.