— Ostrzegam cię tylko na wypadek, gdyby wrócił. — Will uśmiechnął się.
— Czy to znaczy, że nie masz zamiaru zabić Angela? — zdziwiła się Sken.
— Właśnie — odparł Will.
— A zabierzesz mnie ze sobą? — zapytał Angel.
— Znam wołanie Nieglizdawca — powiedział Will — i nie czuję pogardy dla tych, którzy go posłuchali. Każda urodzona dusza dostaje jakieś zadanie od Boga. Masz prawo do odkupienia samego siebie. Ale obiecuję ci, że zginiesz z mojej ręki, kiedy tylko zobaczę, że Nieglizdawiec znowu nad tobą zapanował.
— Wiem — stwierdził Angel — i chcę, żebyś to zrobił.
— Zrobi — zapewnił go Strings.
— Cztery godziny — oznajmił Will. — O świcie wyruszamy na szczyt. Nie jesteśmy potężną armią, ale z bożą pomocą Nieglizdawiec nie poradzi sobie z nami.
— Skąd wiesz, że Bóg nie zechce zwycięstwa Nieglizdawca?
— Jeśli wygra, będziemy wiedzieli, że Bóg tego właśnie chciał. — Will uśmiechnął się. — Rzeczywistość jest najdoskonalszym przedstawieniem woli Boga. Tylko przewidywanie jego zamiarów powoduje wszystkie kłopoty.
— Przyszłość ludzkości spoczęła w rękach fanatyka — westchnął Angel. — Jak zwykle.
Rozdział 17
DOM MĄDRYCH
— Powinnaś była więcej ćwiczyć na łodzi — powiedział Ruin.
Patience nie mogła złapać tchu. Z Reck także było nie lepiej. Tylko Ruin wydawał się nie poddawać zmęczeniu, kiedy pokonywali biegiem wąskie uliczki.
Mimo jego wytrzymałości to Patience, jak dotąd, wybierała drogę, przemykając się pomiędzy budynkami, wdrapując na dachy, drabiny i kraty. Geblingi nie były obeznane z miejskim krajobrazem; nie miały wyczucia, gdzie zaprowadzi ich ślepa uliczka ani który budynek połączony będzie z następnym poziomem. Za to Patience w latach dzieciństwa często wdrapywała się na różne pałace i publiczne budynki na Królewskim Wzgórzu, gdzie część obszaru była równie gęsto zaludniona i tłoczna jak Spękana Skała.
Słyszeli za sobą przekleństwa żołnierzy, ale zakręt drogi wyprowadził uciekinierów za występ muru i skrył przed ich wzrokiem. Patience zauważyła otwartą bramę, prowadzącą do niewielkiego ogrodu na uboczu. Rozejrzała się szybko, szukając drogi ucieczki. W ogrodzie stał jednopiętrowy budynek, za którym wznosił się kamienny mur, łączący się ze ścianą góry. Najprawdopodobniej mur stanowił element konstrukcyjny drogi na wyższym poziomie. Rura kanalizacyjna wystawała parę metrów powyżej muru. Aby spływające ścieki nie zatruwały mieszkańców, budowniczowie połączyli rurę z szerokim, drewnianym kanałem ściekowym, który prowadził aż do beczki zbiorczej. Patience i geblingi do tej pory zawsze natykali się na drabiny, schody lub windy, które umożliwiały przedostanie się na wyższy poziom, lecz najwyraźniej te dwa obszary były oddzielone i jedynym, co je łączyło, była kanalizacja. Patience wydawała się ona bitym gościńcem prowadzącym ku bezpieczeństwu.
Problem w tym, że podczas wspinaczki nie będą mogli nigdzie się ukryć. Ale jeśli przyczają się w ogrodzie, żołnierze mogą ich nie zauważyć. Zanim Nieglizdawiec zorientuje się, co się stało, i skieruje swą armię znowu we właściwym kierunku, minie kilka minut. Choć jest tak potężny, nie potrafi widzieć oczami tych, którymi rządzi, ani nawet rozumieć ich świadomych myśli. Może ich tylko popychać w wybraną przez siebie stronę. To dawało Patience trochę czasu i pole do manewru. Tylko dlatego Reck i Ruin nie zostali jeszcze zabici, a Patience pozbawiona ich pomocy.
Wszystkie te myśli przemknęły jej przez głowę w ciągu jednej zaledwie sekundy. Wciągnęła oba geblingi przez bramę ogrodu. Była lekko uchylona, w przejściu leżały śmieci — widomy znak, że właściciel jej nie używał. Patience starała się niczego nie dotykać. Poprowadziła swych towarzyszy w głąb ogrodu, za spiętrzone skrzynki, które pozwoliły im ukryć się przed oczami przechodniów. Sama powróciła do bramy, czekając z pętlą w ręku. W bramie mogła się zmieścić tylko jedna osoba. Da sobie z nią radę. A jeśli będą mieli szczęście, nikt się nie zjawi.
Usłyszeli tupot żołnierskich butów. Kapitan wykrzykiwał rozkazy. Potem kroki przycichły, odgłos marszu oddalił się.
Patience już miała odejść od bramy i dołączyć do geblingów, ale Ruin zamachał do niej gwałtownie, sygnalizując: „wracaj”. Obróciła się dokładnie w chwili, kiedy żołnierz z nastawionym do przodu mieczem wkroczył przez bramę. Błyskawicznie zarzuciła mu pętlę na szyję i zacisnęła ją. Przypadkiem pętla spadła dokładnie w miejsce, gdzie chrząstka łączyła dwa kręgi na karku. Siła i szybkość jej ataku były tak duże, że kręgosłup został natychmiast przecięty. Głowa zachybotała się i spadła z ramion. Zarówno ruch ciała, jak i pętli spowodowały, że głowa potoczyła się na Patience, trafiając ją w pierś, a potem dopiero na ziemię.
Angel powiedział, że tego nie da się zrobić, pomyślała. Mówił, że nie uda mi się odciąć ludzkiej głowy jednym pociągnięciem pętli.
A w tej samej chwili pojawiła się w jej głowie inna myśclass="underline" Nigdy nie zmyję tej krwi.
Ciało żołnierza, wciąż utrzymując się w pionie, zrobiło krok przed siebie, jego ręce wyciągnęły się do przodu jakby w obronie przed upadkiem. Potem już korpus nie otrzymał żadnego polecenia od mózgu i opadł na ziemię.
Patience natychmiast wciągnęła zwłoki do ogrodu, aby nikt nie mógł zobaczyć ich z zewnątrz. Przyłożyła głowę do tułowia i umocowała kawałkami skały. Niech nie zauważą od razu, że nie żyje. Mógł to być bezużyteczny manewr, ale Angel nauczył ją, że takie drobiazgi zazwyczaj się jednak opłacają. Zyskiwało się więcej czasu, niż traciło. A poza tym to osoba, która znajdowała ciało, powodowała odłączenie głowy. Wszystko stawało się znacznie bardziej przerażające — i przez to demoralizujące.
Ruin i Reck domyślili się już, jaki ma być kolejny ruch, i wdrapywali na dach domu. Po pokonaniu kilku innych doszli w tym do pewnej wprawy. Schowani za komin starali się pozostać niewidoczni dla przechodzących ulicą ludzi. Patience szybko do nich dołączyła. Miała znacznie większe doświadczenie we wspinaniu. Za chwilę już była na czele.
Na dachu pracował chłopiec, mniej więcej dziesięcioletni. Reperował gont i trzymał w ręku młotek. Na ich widok w jego oczach pojawił się morderczy błysk. To patrzył Nieglizdawiec, który chciał ich powstrzymać, wykorzystując chłopca i jego narzędzie. Patience widziała, jak wzrok dziecka prześlizguje się po niej i zatrzymuje na geblingach. Na jego twarzy malowała się nienawiść.
— Nie chcę cię zabijać — powiedziała Patience.
— Idźcie stąd, wynocha! — krzyknął chłopak do geblingów. — Wy, nieczyste nasienie!
Reck nałożyła strzałę na łuk.
— To tylko dziecko — zawołała Patience. — On nie odpowiada za to, co robi.
— Ja też nie — odparła Reck.
Zanim jednak zdołała posłać strzałę, Patience skoczyła w bok i uderzyła chłopca w brzuch. Stracił równowagę i upadł na kamienną ścianę. Ale młotka nie wypuścił. Więc musiała go uderzyć jeszcze raz. Tym razem usłyszała trzask łamanych żeber.
— Żyj! — krzyknęła do niego. — Żyj i przebacz mi! Potem pobiegła, prowadząc geblingi do rury ściekowej.
— Żeby nas pokonać, Nieglizdawiec musi tylko wysłać armię dzieci — stwierdził ponuro Ruin. — Zachowaj swe współczucie na czas, kiedy nie będziemy walczyć o życie.
— Zamknij się, Ruin — burknęła Reck. Popchnęła ręką rurę kanalizacyjną, która zachwiała się. — Mamy się po tym wspinać? To ceramika. Złamie się.
— Szkielet jest drewniany — powiedziała Patience. A w murze są wgłębienia. Łatwo się wchodzi. — Udowodniła to, wdrapując się po występach muru obok rury. Ruin i Reck ruszyli za nią.