Już same jego słowa budziły lęk, a żarliwość, z jaką je wymawiał, przerażała. Jaką rolę przeznaczył dla niej w swojej religii? Matka Boska — to była starożytna dziewica z Ziemi, a przecież mówił do Patience tak, jakby to było jej imię.
Nadal panowała nad sobą i ukrywała zaskoczenie. Pozwoliła sobie tylko na lekko zdziwioną minę.
— Święta Matko, czy nie widzisz, w jaki sposób Kristos przygotował drogę swego przyjścia? — Postąpił krok w jej stronę. Lecz widząc, jak stężała jej twarz, zatrzymał się, a potem cofnął dwa kroki. — Nieważne, co myślisz, nie pokrzyżujesz ścieżek Boga. On poświęcił siedem razy siedem razy siedem pokoleń, aby stworzyć ciebie, matkę jego syna, który narodzi się na planecie Imaculata. Dłużej czekaliśmy na ciebie, niż na Ziemi oczekiwali Dziewicy.
Pozwoliła, by na jej twarzy znowu pojawiło się niepewne, zdziwione spojrzenie, a jednocześnie w popłochu zastanawiała się, co powinna zrobić. Czuła się trochę tak, jak podczas jednej z ulubionych zabaw Angela. Dawał jej do rozwiązania w pamięci złożone zadanie matematyczne, żadne pisane znaki nie mogły pomagać jej w koncentracji — po czym natychmiast zmieniał temat i zaczynał opowiadać jakąś niezwykle zagmatwaną historię. Po paru minutach, a niekiedy nawet dobre pół godziny później kończył opowieść i bezzwłocznie żądał wyniku wyliczeń. A kiedy podała go, wymagał od niej powtórzenia całej historii. Ze szczegółami. Po latach ćwiczeń koncentrowanie się na dwóch sprawach jednocześnie nie sprawiało Patience kłopotu. Choć, oczywiście, nigdy wcześniej jej życie nie zależało od żadnej gry.
— Widzę, że nic ci nie powiedzieli. Nie chcieli, byś dowiedziała się, kim naprawdę jesteś. Nie udawaj, że nie znasz mojego języka. Wiem dobrze, że rozumiesz znaczenie każdego słowa. Powiem ci. Bóg stworzył Imaculatę jako najbardziej boską ze wszystkich planet. Tutaj, na tym właśnie świecie, siły stworzenia są głębokie i pełne mocy. Na Ziemi potrzeba było tysięcy pokoleń, by dokonała się ewolucja. Tutaj wystarczą nam trzy czy cztery pokolenia dla wygenerowania poważnych zmian gatunkowych. Jakby genetyczne cząsteczki rozumiały, czego od nich chcemy, i zmieniały się zgodnie z oczekiwaniami. Te trzy drobiazgi, które złożyłem w darze — to nowe, doskonałe gatunki, wykreowane przez człowieka na Imaculacie. Ta zasada dotyczy zarówno gatunków, które przybyły z Ziemi, jak i miejscowych. Tylko tutaj, na Planecie Bożej Kreacji, cząsteczka genetyczna każdego stworzenia jest zwierciadłem woli człowieka i zmieni się zgodnie z każdą komendą. Wystarczy zastanowić się, czy emisja światła zwiększy szansę rozrodczości rośliny i natychmiast wszystkie rośliny wydzielają dużo więcej energii promieniotwórczej. Nawet te, które nie biorą udziału w eksperymencie i rosną dobre pół mili dalej. Czy rozumiesz, co to znaczy? Tutaj, na Imaculacie, Bóg pozwolił nam skosztować swojej władzy.
Patience przez chwilę bawiła się myślą, czy nie zabić księcia, ale odrzuciła ten pomysł. Gdyby był to zwykły poddany heptarchy, jej obowiązkiem byłoby zgładzić go za wszystko, co już zdążył powiedzieć, choćby dlatego, że zagrażał życiu Lyry. Ale do prerogatyw tłumacza nie należało mordowanie dziedzica tronu Tassali. Król Oruc mógłby potraktować taki nieszczęsny incydent jako wtrącanie się do polityki zagranicznej.
— Ale dzieło hodowania ludzkiej rasy Bóg zarezerwował dla siebie — ciągnął dalej Prekeptor. — Ludzie jako jedyna forma życia na Imaculacie pozostali nie zmienieni. Gdyż to Bóg czuwa nad naszą drogą. A jego koronnym osiągnięciem jesteś ty — ponieważ zgodnie z wolą Boga masz urodzić Kristosa, jedynego Człowieka doskonałego, który będzie odbiciem Boga, tak jak cząsteczka genetyczna jest odbiciem woli, mózg jest lustrem świadomości, a układ limfatyczny obrazem namiętności. Mądrzy myśleli, że mogą ingerować w cząsteczkę genetyczną, że zmienią boży plan, uczyniwszy twego ojca niezdolnym do spłodzenia córki, by przepowiednia nie mogła się spełnić.
Ale Bóg zniszczył Mądrych i twój ojciec spłodził córkę, a ty urodzisz syna bożego, i ani ty sama, ani nikt inny nie może pokrzyżować tych boskich planów.
Teraz już Patience nie mogła odejść. Musiała wyraźnie pokazać, że odrzuca wszystko, co zostało powiedziane. Poza tym nie była pewna, czy Prekeptor pozwoliłby jej odejść. Jego wiara była wiarą szaleńca. Dygotał i płonął takim żarem, że i w niej rozpalał ogień. Nie śmiała słuchać go dłużej, gdyż obawiała się, że zwątpi we własną niewiarę. Nie miała odwagi odejść ani uciszyć go ostatecznie. Pozostawało jej tylko jedno.
Sięgnęła do włosów, gdzie trzymała ukrytą pętlę.
— Co ty robisz? — zapytała Lyra, którą jako córkę heptarchy nauczono rozpoznawać każdą broń, jaką mógł się posłużyć zamachowiec.
Patience nie odpowiedziała. Zwróciła się do Prekeptora:
— Książę, wydaje mi się, że zrozumiałam cię na tyle, by pojąć, że samym swym istnieniem zagrażam życiu mego szlachetnego heptarchy, króla Oruca. Skoro stanowię zagrożenie dla mego króla, jedyne, co mogę zrobić jako wierna poddana, to zakończyć moje życie.
Gwałtownym ruchem zacisnęła pętlę na własnej szyi, a potem nagłym szarpnięciem przecięła skórę na głębokość dwóch milimetrów. W pierwszej chwili prawie nie poczuła bólu. Cięcie nie było jednolite — w niektórych miejscach głębsze. Na szyi pojawiła się krew niby czerwony kołnierz.
Przerażenie Prekeptora prawie ją rozbawiło.
— Mój Boże! — krzyknął. — Mój Boże, cóż ja najlepszego uczyniłem!
Nic nie zrobiłeś, ty głupcze, pomyślała Patience. Ja to zrobiłam. Wreszcie cię uciszyłam. Teraz już czuła prawdziwy ból, a od nagłego upływu krwi zakręciło jej się w głowie. Mam nadzieję, że cięcie nie jest zbyt głębokie, pomyślała. Nie chciałabym, żeby została blizna.
Lyra wrzeszczała. Patience poczuła, jak nogi się pod nią uginają. O, tak. Muszę upaść, jakbym naprawdę umierała, pomyślała. I pozwoliła sobie osunąć się na ziemię. Złapała się za szyję, delikatnie rozluźniając ucisk pętli. Zdziwiła ją ilość krwi, ciągle wypływającej z rany. Czy nie byłoby głupio, gdybym przecięła sobie skórę nazbyt głęboko i wykrwawiła się na śmierć, tu, na trawniku?
Prekeptor rozpaczał głośno:
— Święta Matko, nie chciałem cię skrzywić. Boże, dopomóż jej, Panie na Niebiesiech, pogromco bluźnierców, wybacz głupcowi, który oddał siebie na służbę Tobie, i uratuj Matkę twojego Syna…
Świat zatrzasnął wokół Patience czarne ściany, widziała przed sobą tylko tunel. Ujrzała dłonie, które odsunęły od niej Prekeptora. Słyszała krzyki i płacz Lyry. Czuła unoszące ją z ziemi delikatne ręce i usłyszała czyjś szept:
— Nie było dotąd nikogo tak lojalnego wobec heptarchy, by wolał raczej odebrać sobie życie, niż wysłuchać zdrajcy.
Czy właśnie to zrobiłam? — pomyślała Patience. Odebrałam sobie życie?
A potem, kiedy wynosili ją z ogrodu, zaniepokoiła się, czy Angel uzna, że dobrze rozwiązała zadanie. Bo jeśli chodzi o opowieść, to zapamiętała każde słowo. Co do jednego.
Rozdział 3
SKRYTOBÓJCZYNI
Patience miała dosyć leżenia w łóżku już po pierwszym dniu. Niecierpliwiły ją wizyty ludzi, którzy nie mieli nic mądrego do powiedzenia.
— Nie sądzę, by została ci blizna — pocieszała ją Lyra.
— Nie miałabym nic przeciwko niej — odparła Patience.
— To był najodważniejszy czyn, jaki w życiu widziałam.