Выбрать главу

— Pozwól mi iść, Willu — błagała.

— Patience! — rozległo się w tunelu. Reck i Ruin odwrócili się za siebie. — Patience! Ja pójdę! Ja pójdę pierwszy!

Will oddał latarnię Sken i potrząsnął mocno Patience za ramiona.

— Nie zabiłaś go!

— Nieglizdawiec nie pozwoliłby mi! — załkała.

Angel pojawił się w odległym końcu tunelu, na ginącym w mroku zakręcie. W obu dłoniach trzymał noże. Ślady krwi znaczyły upiorny wzór na jego szyi.

— Z drogi — krzyknął. — Zabiję go, zdołam to zrobić. Przepuśćcie mnie. Wy tego nie potraficie, żadne z was, zróbcie mi przejście.

Przepchnął się między nimi, odpychając Willa na bok, i otworzył drzwi uderzeniem ramienia. W tej samej chwili Patience uwolniła się z uścisku Willa i ruszyła biegiem za Angelem. Ruin i Reck pobiegli za nią. Ale była już zbyt daleko. Nagle zwolnili kroku, wydawało im się, że toczą przed sobą ciężki głaz.

— Pomóż nam! — krzyknął Ruin.

Will popychał ich do przodu, a Sken biegła za nimi z latarnią.

W komnacie panowała jasność. Słońce już wzeszło. Lodowy sufit był miejscami tak cienki, że przenikało przezeń światło. Ujrzeli Angela leżącego pośrodku pomieszczenia. Był martwy. Kiedy upadał, noże wysunęły mu się z rąk. W tyle głowy tkwiła wąska strzałka. Patience trzymała jeszcze w dłoni dmuchawkę, lecz zaraz ją odrzuciła. Dmuchawka odbiła się kilka razy na lodzie, po czym trafiła w koryto strumienia, który uniósł ją tunelami, prowadzącymi do najdalszych zakątków Spękanej Skały.

— Teraz ona należy już do niego — powiedział Will. — Nie zrobi nic, by nam pomóc.

— Gdzie on jest? — wyszeptała Reck.

Jakby w odpowiedzi z białego tunelu w pobliżu sufitu wysunęła się nagle czarna sylwetka. Gdzie jest jego słabe miejsce, zastanawiała się rozpaczliwie Reck. Gdzie mogę go ugodzić śmiertelną strzałą?

— Mój łuk — zwróciła się do Ruina. — Powiedz mi, gdzie mam celować.

Grzbiet stworzenia tworzyły twarde segmenty, których nie dałoby się przebić.

— Nie wiem — powiedział Ruin. — Nie ma takiego miejsca.

— To mówi Nieglizdawiec — sprzeciwiła się siostra.

— Nie ma takiego miejsca — powtórzył.

Nieglizdawiec zbliżył się do Patience. Nagle podniósł się, odsłaniając brzuch. Nie był to miękki, gładki brzuch, jaki spodziewała się zobaczyć Reck. Wystawały z niego liczne członki, które sięgały do przodu jak miękkie miecze, a potem opadały i cofały się. Były wilgotne, ociekały jakimś płynem. Po bokach Nieglizdawca trzepotały jego słabe rączki, przypominające wachlarze.

— Patrz, jak się trzęsie — wyszeptała Reck. — Jest stary.

— To nie starość, tylko namiętność — powiedział Ruin. — Musimy go wykrwawić. To nasza jedyna nadzieja.

Patience zwróciła się nagle do nich.

— Nie ma nadziei! — zawyła. Była zwierzęciem. Przenosiła swój wzrok z jednego na drugie. — Nie dla was! — I zarzuciła z pasją pętlę na Reck.

Ale zanim broń trafiła celu, dłoń Willa przygniotła twarz Reck ku ziemi. Pętla dosięgnęła jego prawej ręki, tnąc nadgarstek aż do kości. Odpadł kawał skóry jak ściągnięta rękawiczka, z rany polała się krew.

Will krzyknął z bólu, ale prawie w tej samej chwili zajął się innymi. Nie mógł trzymać jednocześnie Reck i Ruina, przydusił więc mężczyznę-geblinga do ziemi, oparł stopę na jego nodze i nagle szarpnął go w górę. Ruin krzyknął, kiedy coś chrupnęło w jego nodze. Teraz musiał zostać w komnacie.

— Sken! — zawołał Will. Kobieta ruszyła natychmiast ku niemu, poślizgnęła się na lodzie, ale złapała się Willa, który miał jeszcze dość siły, aby razem z nią utrzymać się na nogach.

— Trzymaj Reck w tym miejscu — rozkazał Will. Potem klęknął i zanurzył ramię w kryształowo czystej wodzie płynącego pośrodku komnaty strumienia.

— Patience! — krzyknął. Z rany popłynęła czerwona wstążeczka krwi. — Patience, on nie rządzi tobą!

Silne ramię Sken oplotło talię Reck dokładnie w chwili, gdy Nieglizdawiec nakazał jej uciekać z tego miejsca. Ale jednocześnie czuła w swym drugim umyśle wołanie Ruina. Zostań. Zabij. Drżącymi rękami sięgnęła po łuk, wypuściła strzałę. Nieglizdawiec usunął się zwinnie, strzała spadła, nie czyniąc mu żadnej krzywdy. Założyła następną, starając się lepiej skoncentrować. Wdarł się w jej umysł, zamglił wzrok.

Patience też to widziała, widziała to wszystko. Nie było nadziei, by się mu oprzeć, potrafiła tylko myśleć o tym, jak bardzo go pożąda. A jednak pamiętała słowa Willa, tłumaczącego jej, kim naprawdę jest, opowiadającego o małym, zapomnianym ja, zamaskowanym wspomnieniami i pragnieniami. Muszę im pomóc, pomyślała. Nie mogła oprzeć się Nieglizdawcowi, ale mogła odciągnąć jego uwagę.

Zrobiła krok do przodu i zawołała.

— Nieglizdawcu!

Ściągnęła tunikę przez głowę i naga uklękła przed nim.

— Nieglizdawcu!

Poślizgnęła się na lodzie i w następnej chwili leżała przed nim, ofiarowując mu siebie.

Reck poczuła, jak jego nacisk na nią maleje. Nagle ciało Nieglizdawca wygięło się w łuk i opadło na Patience. Zagłębił w niej jeden ze swych wyrostków. Dziewczyna krzyknęła, odczuwając niesłychaną ulgę. To, czego pragnęła przez całe tygodnie, dokonywało się.

Górna część ciała Nieglizdawca zaczęła się rytmicznie kołysać. Na chwilę zapomniał o obecności innych stworzeń. On też zbyt długo czekał na spełnienie swego pragnienia. Reck wypuściła dwie strzały. Jedna trafiła go w oko. Druga w język, który wysunął się z ust.

— Nie w głowę! — krzyknął Ruin. — W brzuch. Celuj w brzuch, gdzie zebrała się cała krew.

Reck założyła następną strzałę, ale tym razem nie napięła jej, gdyż poczuła przemożną ochotę, by ją połknąć. Pragnęła włożyć ją do ust, a potem wcisnąć w gardło. Podniosła strzałę na wysokość twarzy i uśmiechnęła się do śmierci, którą miała przed sobą.

Nagle pięść Sken trafiła ją prosto w brzuch. Ból usunął Nieglizdawca z jej myśli. Jednocześnie dotarło do niej, że strzała nie uszkodzi brzucha Nieglizdawca wystarczająco. Tak nie da się go zabić. Tylko Patience była dość blisko. Heptarchini leżała teraz na plecach i z łatwością mogła sięgnąć ręką po jeden z noży Angela. Dygotała z rozkoszy. Reck pomyślała, że w jakiś sposób trzeba ją pozbawić przyjemności, którą zapewniał jej kochanek, zmusić do zrozumienia, co się naprawdę dzieje. Tylko nagły ból mógł spowodować, by zapomniała o rozkoszy, zdążyła złapać nóż i rozpłatać mu brzuch.

Więc Reck naszykowała strzałę i wycelowała, lecz nie w Nieglizdawca, a w samą dziewczynę. Strzała zagłębiła się w udzie heptarchini.

Patience szarpnęła głową w nagłym bólu. Czy dostrzegła noże?

— Zabij go! — krzyknął Ruin.

Zobaczyła je. Złapała jeden, wzniosła do uderzenia, ale nagle znowu krzyknęła w ekstazie. Wiedziała, co powinna zrobić, ale jej ciało nie słuchało poleceń rozumu. Patience w tej chwili zrozumiała, jak to jest być gauntem. Przy Nieglizdawcu nie posiadam woli, myślała. Walczyła, by podnieść rękę, ale liczyła się jedynie miłość do niego i cudowna perspektywa zapłodnionego łona. Powoli jej ramię opadło. Ale palce nie wypuściły noża. Nie pozwoliła mu upaść, choć teraz nie pamiętała już nawet, dlaczego go trzyma.

W tej chwili Sken zaczęła naigrywać się z geblingów.

— Króle geblingów! I na co tu przyszliście? Gdzie są wasze armie, gdy jesteście w największej potrzebie!