Выбрать главу

— Geblingi — wyszeptała Reck. I w tym samym momencie oboje z Ruinem wiedzieli, że posiadają jedno narzędzie, które może uwolnić Patience spod władzy Nieglizdawca.

— Musimy wezwać geblingi — wyszeptał Ruin.

— Geblingi muszą ją wezwać — powiedziała Reck.

Krzyknęli swymi cichymi umysłami. Poczuj i powtórz to naglące wołanie — zabić Nieglizdawca, zabić mordercę dzieci, zabić mordercę matki.

Wszędzie w Spękanej Skale geblingi usłyszały te słowa w swoich drugich umysłach. Przerwały swe czynności. To był król, wiedziały, kto je przyzywa, to był ich król, który rozpoczął ostateczną batalię. Zabić Nieglizdawca. Powtórzyli echem cichy krzyk, przekazując go dalej i dalej.

Woźnice pozwolili wołom iść, gdzie oczy je poniosły, rozmawiający zamilkli. Ten, kto coś robił, wypuszczał narzędzia z rąk. Wszyscy przyłączyli się do gorączkowego okrzyku. Zabij Nieglizdawca!

W jednej chwili wiadomość rozeszła się po całej Spękanej Skale, powtarzana jak echo przez dziesięć milionów geblingów. Kiedy w przeszłości podnosił się taki krzyk, wzywał wszystkie geblingi do bitwy przeciwko ludziom. Tym razem wiadomość była dużo prostsza. Czas zadać śmierć ich bratu, ich wrogowi, ich diabłu — Nieglizdawcowi.

I ten sam krzyk urósł jak potężne wołanie w umyśle Patience. Stawał się silniejszy i silniejszy, przedzierając się przez rozkosz, jaką dawał jej kochanek. Znowu poczuła nóż w dłoni i wiedziała, że pragnienie jego śmierci było jej prawdziwym pragnieniem, chociaż ciało chciało czego innego. Poczuła jego krew, zanim uświadomiła sobie, że wbiła nóż. Nieglizdawiec wyprężył się do tyłu, a potem opadł na jej ciało. Krzyknęła z bólu i uderzyła go jeszcze raz. Skoczył w stronę swego legowiska na górze, ale opadł na lód i ślizgając się rozpoczął śmiertelny taniec. Ponieważ więź między nimi była jeszcze silna, Patience poczuła wszystko, czego pragnął w czasie tych ostatnich chwil swego życia. Wykrzyczała jego krzyk. Wreszcie umilkł i jej głos należał znowu do niej.

W komnacie słychać było tylko zmęczone oddechy. Patience zwinęła się na boku i cicho płakała, a krew Nieglizdawca zamarzała na niej.

Sken puściła Reck i oparła się o lodowatą ścianę. Dziewczyna gebling upadła, z trudem łapiąc oddech.

— Will — wyszeptała.

Ruin doczołgał się do Willa, ciągnąc za sobą złamaną nogę. Przetoczył wielkiego mężczyznę na plecy. Twarz Willa była sina z zimna, ale lodowata woda powstrzymała upływ krwi.

— Uratuj go, jeśli możesz — wyszeptała Reck. Ruin natychmiast wyciągnął igłę z nitką i gorączkowo począł zaszywać porwane żyły i tętnice.

Reck odwróciła się do Sken.

— Czy możesz pomóc heptarchini? — Nie spojrzała nawet, by sprawdzić, czy kobieta ją posłucha. Sama przesunęła się po lodzie do brata. — Przytrzymał nas tutaj, doprowadził nas tu, gdzie nikt inny nie mógł…

— Podaj mi skórzaną sakiewkę — powiedział Ruin. — Nie tę, nie, powąchaj. Ma pachnieć sztylecim zieleni. Tak, o to mi chodzi. — Reck otworzyła sakiewkę i Ruin zagłębił w niej język, który przyłożył potem do poszarpanej rany. — To pomoże odrodzić się ciału Willa, pobudzi końce nerwów do szukania nowych połączeń.

Wtedy usłyszeli krzyk Patience. Cichy. Reck podniosła na nią wzrok. Dziewczyna przekręciła się i leżała teraz na brzuchu, który dwukrotnie się powiększył.

— Co się stało? — wyszeptała Reck.

Ruin zobaczył ukazującą się pomiędzy nogami Patience głowę na wpół ukształtowanego płodu.

— Dziecko Nieglizdawca!

— Za późno! — zawołała Sken.

Reck sięgnęła po łuk i strzały, ale Sken już sunęła po lodzie ze swoją siekierą w dłoni, zasłaniając cel. Patience zerwała się na nogi, zanim Sken do niej dobiegła. Trzymała i osłaniała swe dziecko.

— Zabiję je! — krzyknęła kobieta.

Patience skinęła głową, ale trzymała nowo narodzonego z daleka od kobiety. Czy wydawało jej się tylko, czy dziecko rosło w oczach? Nie, naprawdę było większe, wyglądało na w pełni ukształtowane ludzkie niemowlę.

— Zabierz dziecko — rozkazała Reck.

— I tak umrze! — krzyknęła Patience. — Czy nie widzicie? Zabiłam jego ojca zanim dał mu siłę przeżycia.

To była prawda. Na ich oczach dziecko rosło, a jednocześnie jego członki stawały się coraz słabsze, skóra napinała się i wreszcie zaczęło wyglądać jak ofiara głodu. Kiedy otworzyło usta, udało mu się powiedzieć tylko jedno słowo:

— Pomocy.

Zabrzmiało to groteskowo. Z pewnością było to dziecko Nieglizdawca, potwór, ale wyglądało jak każde inne bezradne, wymagające opieki niemowlę.

Umarło. Patience poczuła nagły bezwład ciała. Nie musiała go już bronić. Wtedy Sken wyrwała jej niemowlę, rzuciła na ziemię i zamachnęła się siekierą.

— Ono nie żyje! — zawołała Patience.

— Rosło — odpowiedziała Sken. — I odezwało się.

— Ale teraz nie żyje!

Sken opuściła siekierę. Reck zebrała z podłogi ubranie Patience i podała jej.

— Tylko jedno — stwierdziła z ulgą. — I Nieglizdawiec nie zdążył dać mu siły do życia. Udało się. W sam czas.

Patience odwróciła się i wciągnęła koszulę przez głowę.

W tunelu prowadzącym od złotych drzwi rozległy się krzyki. Uzbrojone geblingi wdarły się do komnaty i nagle zamarły. Na lodzie leżało rozpłatane ciało Nieglizdawca, a obok ciałko ludzkiego dziecka. Za geblingami do komnaty weszło kilku starców. Teraz już nie wyglądali na zagubionych.

— Oto królewska para geblingów — powiedziała Sken gorzko. — Oto heptarchini. — Widać było, że wstrzymuje łzy. Wyciągnęła rękę w stronę martwego ciałka. — Oto dziecię z przepowiedni.

Reck uciszyła ją.

— To dziecko nie było Kristosem. Ono było potomkiem glizdawców i miało przynieść śmierć ludziom i geblingom. Gdyby nie umarło, zamordowałabym je własnymi rękami.

Starcy podeszli do ciała Nieglizdawca. Jeden z nich sięgnął po drugi, nie wykorzystany nóż Angela i rozpłatał głowę Nieglizdawca. Otworzyła się jak skorupa orzecha, odsłaniając wewnątrz zielony kryształ.

— Kamień władzy — wyszeptała Reck, podchodząc bliżej.

Nie był to pojedynczy kamień, ale wiele setek połączonych kryształów. Stary człowiek odsunął jeszcze bardziej płaty skóry i kamień potoczył się na ziemię.

— Tutaj trzymał wszystko, co mu ofiarowaliśmy — powiedział jeden ze staruszków.

— Cała nasza wiedza — dodał drugi.

Starzec przyklęknął i dotknął kryształu, jakby chciał dowiedzieć się, gdzie w tym żywym klejnocie znajduje się cząstka jego wiedzy. Najmłodszy spuścił głowę i zawył jak pies.

— Oddaj mi moją mądrość!

Reck odwróciła się od starców i podeszła wolnym, zmęczonym krokiem do Patience. Objęły się i Reck pomogła wycieńczonej kobiecie wyjść po lodzie z komnaty. Geblingi pomagały w tym samym czasie Ruinowi, przygotowując dla niego nosze. Inne owijały Willa kocami. Sken spojrzała na przechodzącą koło niej Patience.

— Heptarchini — odezwała się — czy zgrzeszyliśmy?

Patience zatrzymała się przed grubą kobietą, po której twarzy spływały łzy. Dotknęła jej policzka palcem.

— Czy uniosłam siekierę na Syna Bożego? — pytała Sken wysokim, słabym, jakby dziecinnym głosem. — Czy będę potępiona na wieki?

W odpowiedzi Patience przytuliła ją.

— Grzech nie został popełniony — wyszeptała. — Dzisiejszy dzień będzie naszą chwałą na wieki.

Rozdział 19

KRYSZTAŁY