Przez cały ów czas pracowali, poza astrofizykami, inni specjaliści, ci, co wymyślili Loglan i Lincos oraz szereg innych sztucznych języków jako narzędzi do nawiązywania międzygwiezdnej łączności. Dokonano wielu wynalazków, w rodzaju tego o ekonomii przesyłania – zamiast słów – obrazów telewizyjnych. Teoria i metodologia Kontaktu wezbrała z wolna w bibliotekę. Było już dokładnie wiadomo, w jaki sposób winna się zachować cywilizacja pragnąca skomunikować się z „Innymi”. Wstęp stanowi przesłanie sygnałów wywoławczych w paśmie szerokim, rytmicznych, wskazujących najpierw swoją naturę sztuczną, a potem – częstościami – gdzie, w jakich kilo- czy megacyklach poszukiwać należy emisji właściwej. Tę ma rozpocząć systematyczny wykład gramatyki, składni, słownika – był to prawdziwy savoir vivre, ułożony dla całego Kosmosu, obowiązujący powszechnie po najdalszą mgławicę.
Stało się jednak, że nieznany nadawca popełnił fatalne faux-pas, bo przysłał list bez wstępów, bez gramatyki, bez dykcjonarza – ogromny list, utrwalony na bez mała kilometrze wstęg rejestracyjnych. Kiedy się o tym dowiedziałem, pierwszą moją myślą było, że albo list nie został przeznaczony dla nas i znaleźliśmy się – czystym przypadkiem – na linii sygnału między dwiema „rozmawiającymi” cywilizacjami, albo też był przeznaczony dla wszystkich takich cywilizacji, które, przekroczywszy pewien „próg wiedzy”, zdolne są zarówno odnaleźć trudno wykrywalny sygnał, jak i rozłamać jego znaczenie. Zgodnie z ewentualnością pierwszą – odbioru losowego – problem „niezastosowania się do reguł” nie istniał. Zgodnie z drugą – przybierał nową, niejako wzbogaconą swoiście postać: informacja (tak sobie wyobraziłem) została – niejako – zabezpieczona przed „niepowołanymi”.
Według naszej najlepszej wiedzy, nie znając ani jednostek kodowych, ani składni, ani słownika, nie można wiadomości rozszyfrować inaczej aniżeli metodą prób i błędów, przy zastosowaniu odsiewu częstościowego, przy czym na sukces można czekać dwieście lat, dwa miliony albo i okrągłą wieczność. Dowiedziawszy się, że do matematyków Projektu należą Bear i Sharon, a głównym programistą jest Radcliff, poczułem się nieswojo i wcale tego nie ukrywałem. To, że w ogóle zwrócono się do mnie, wyglądało – w takim położeniu – dziwnie, i tylko to napełniło mnie lekką otuchą, ponieważ zadania nierozwiązalne istnieją w matematyce i są jednakowo nie do zwyciężenia dla trzeciorzędnych rachmistrzów, jak dla umysłów najgenialniejszych. Szansa jednak zdawała się istnieć – albowiem inaczej Baloyne usłuchałby Sharona i Beara. Widocznie uznali, że jeśli nie oni, to może ktoś inny odniesie sukces w tym niezwykłym starciu.
Wbrew licznym mniemaniom zbieżność pojęciowa języków wszystkich ziemskich kultur, jakkolwiek różnorodnych, jest uderzająca. Depeszę „Babcia umarła pogrzeb w środę” można przełożyć na dowolny język – od łaciny i Hindu po dialekty Apaczów, Eskimosów czy plemienia Dobu. Zapewne dałoby się to zrobić nawet z językiem epoki mustierskiej, gdybyśmy go znali. Wynika to stąd, że każdy człowiek musi mieć matkę matki, że każdy umiera, że rytuały pozbywania się zwłok są kulturowym niezmiennikiem i jest nim również zasada rachuby czasu. Jednakowoż istoty jednopłciowe nie mogą znać rozróżnienia między matką a ojcem, a takie, które by się dzieliły jak ameby – nie musiałyby utworzyć pojęcia rodzica nawet jednopłciowego. Nie doszłyby więc znaczenia „babci”. Istoty, które by nie umierały (ameby, dzieląc się, nie umierają) nie znałyby ani pojęcia śmierci, ani pogrzebu. Musiałyby zatem poznać anatomię, fizjologię, ewolucję, historię oraz obyczajowość człowieka pierwej, niż zdolne byłyby dokonać tłumaczenia owego tak dla nas klarownego telegramu.
Przykład jest prymitywny, zakłada bowiem, że ten, kto odbiera sygnał, wie, co stanowi w nim znaki informacyjne, a co ich tło nieistotne. Wobec „listu z gwiazd” byliśmy w sytuacji odmiennej. Zarejestrowany rytm mógł stanowić np. same tylko znaki przestankowe, natomiast właściwe „litery” bądź ideogramy mogły nie dotrzeć wcale do powierzchni błony rejestrującej, stanowiąc impulsy, na które aparatura nie była wyczulona.
Osobną sprawą jest różnica poziomów cywilizacyjnych. Z pośmiertnej maski złotej Amenhotepa historyk sztuki wyczyta epokę i jej styl kulturalny. Z jej ornamentacji religiolog wyprowadzi ówczesne wierzenia. Chemik przedstawi, jaką stosowano wtedy metodę obróbki złota. Antropolog wskaże, czy egzemplarz gatunku sprzed 6000 lat różni się od człowieka współczesnego, a lekarz postawi diagnozę, że Amenhotep cierpiał na zaburzenia hormonalne, które akromegalicznie zdeformowały mu szczęki. W ten sposób przedmiot sprzed 60 wieków dostarcza nam, współczesnym, daleko więcej informacji, niż mieli jej twórcy, cóż bowiem wiedzieli oni o chemii złota, akromegalii i stylach kulturowych? Jeśli odwrócimy proceder w czasie i wyślemy Egipcjaninowi z epoki Amenhotepa list dzisiaj napisany, nie odczyta go, nie tylko dlatego, że nie dysponuje słowami ani pojęciami, którym mógłby nasze przyporządkować.
Tak wyglądały ogólne deliberacje wokół „gwiazdowego listu”. Informację o nim skomprymowano praktycznym zwyczajem w rodzaj wzorcowego tekstu, zapisanego na magnetofonie, a odgrywanego przed „Bardzo Ważnymi Osobami”, które nas odwiedzały. Zamiast streszczać ją własnymi słowami, zacytuję dosłownie.
„Zadaniem Projektu Master Voice jest wszechstronne zbadanie oraz próba przetłumaczenia tak zwanej świadomości z gwiazd, która stanowi według wszelkiego prawdopodobieństwa serię sygnałów wysłanych z rozmysłem, za pomocą sztucznych urządzeń technicznych, przez istotę lub istoty należące do nie określonej bliżej cywilizacji pozaziemskiej. Nośnikiem właściwej informacji jest strumień cząstek, zwanych neutrinami, pozbawionych masy spoczynkowej, obdarzonych momentem magnetycznym 1600 razy mniejszym od momentu magnetycznego elektronów. Neutrina są najbardziej przenikliwym rodzajem znanych nam cząstek elementarnych. Na Ziemię przybywają takie cząstki ze wszystkich stron sklepienia niebieskiego. Wyróżnia się wśród nich cząstki generowane w gwiazdach (a więc i w Słońcu) procesami naturalnymi, np. reakcjami rozpadu beta, oraz w innych reakcjach naturalnych jąder atomowych, jako też cząstki, wytwarzane w zderzeniach neutrin z jądrami pierwiastków w atmosferze ziemskiej i w skorupie globu. Energia tych cząstek waha się od kilkunastu tysięcy do wielu bilionów elektronowoltów. Dzięki pracom Szygubowa wykryto teoretyczną możliwość zbudowania tak zwanego lasera neutrinowego, czyli „onasera”, który wysyłałby korpuskularny promień monochromatyczny. Możliwe, że na takiej zasadzie pracuje nadajnik wysyłający odebrane na Ziemi sygnały. Dzięki pracom Hughesa, Lascaglii i Jeffreysa zbudowano w celach rejestrowania poszczególnych frakcji energetycznych emisji neutrinowej urządzenie, zwane inwertorem lub przetwornicą neutrinową, oparte na zasadzie Einschoffa (tak zwanej „wymiany pseudocząsteczkowej”), które, wykorzystując efekt Synicyna-Moessbauera, potrafi filtrować pęki promieniowania z dokładnością do 30 000 Ev.
W czasie dłuższych rejestracji pęków niskoenergetycznych wykryto w paśmie 57 milionów Ev sygnał sztucznego pochodzenia, złożony z ponad dwu bilionów jednostek w przeliczeniu na kod binarny (dwójkowy), który to sygnał nadawany jest sposobem ciągłym (bez przerw). Sygnał ten, o radiancie stosunkowo bardzo rozległym, gdyż pokrywającym cały obszar alfy Małego Psa oraz jego otoczenie w promieniu 1,5 stopnia, przekazuje informację o nieznanej treści i przeznaczeniu. Ponieważ nadmiarowość w kanale przesyłowym jest prawdopodobnie przyzerowa, sygnał przedstawia się jako szum. O tym, że ten szum jest sygnałem, świadczy to, iż co 416 godzin, 11 minut i 23 sekundy cała modulowana sekwencja powtarza się od początku z dokładnością co najmniej dorównującą rozdzielczości używanej na Ziemi aparatury.
Aby wykryć i zarejestrować ten sygnał jako sztuczny, spełnić trzeba następujące warunki: Po pierwsze, odbierać korpuskularne promieniowanie neutrinowe aparaturą o rozdzielczości co najmniej 30 000 Ev, skierowaną na radiant Małego Psa z dopuszczalnym odchyleniem 1,5 stopnia w każdą stronę od alfy tego gwiazdozbioru. Po drugie, trzeba wyfiltrować z całości emisji neutrinowej tego segmentu nieba pasmo leżące pomiędzy 56,8 a 57,2 milionów Ev. Po trzecie wreszcie, trzeba odbierać sygnał dłużej niż przez 416 godzin i 12 minut, a następnie porównać początek emisji z początkiem poprzedniej. Jeśli się tego nie uczyni, sygnał odebrany nie zdradzi niczym tego, że nie stanowi zwykłego (naturalnego) zjawiska szumowego. Dla szeregu powodów gwiazdozbiór Małego Psa jest okolicą interesującą astronomów neutrinowych. Pierwszy warunek może być tedy spełniony dość powszechnie tam, gdzie znajdują się tacy specjaliści, dysponujący odpowiednią aparaturą. Wyselekcjonowanie pasma emisji jest już mniej prawdopodobne, gdyż w regionie tym emisja posiada 34 maksima w innych energiach (tyle ich wykryto do chwili obecnej). Maksimum pasma 57 milionów Ev na widmie całej emisji ma wprawdzie kształt ząbka, ostrzejszego, tj. lepiej skupionego energetycznie od innych, wytwarzanych przez procesy naturalne, lecz nie jest to oznaka jakoś znamienna i osobliwość tę można w praktyce wykryć dopiero ex post, tj. gdy się wie, że sygnał w paśmie 57 milionów Ev jest sztuczny i zwraca się nań przez to specjalną uwagę.