Выбрать главу

Nasz świat aktualny nie ma antyświatów – to znaczy, ma je okresowo, raz na trzydzieści miliardów lat. „Antycząstki” są w naszym świecie tylko śladem owych katastrof, archaicznym reliktem, a także, naturalnie, możliwością – następnej katastrofy. Ale pozostaje – wracam do mego obrazu – rodzaj „pępowiny”, w której tłucze się jeszcze resztka niewygasłej materii, pogorzelisko tego ginącego Kosmosu, jest to szczelina między niknącą przestrzenią „dodatnią”, tą naszą, a tamtą, ujemną… Ta szczelina pozostaje otwarta, nie zrasta się, nie zamyka, bo wciąż rozpycha ją promieniowanie – neutrinowe właśnie! Ono jest jak ostatnie iskry ogniska, i od niego zaczyna się faza następna, ponieważ, gdy to „odwrócone” dobiło już do kresu ekspansji „nicującej”, wytworzyło „antyświat”, rozepchnęło go, na powrót zaczyna się kurczyć i wywalać przez szczelinę, najpierw – neutrinowym promieniowaniem, bo ono jest najtwardsze i najtrwalsze, bo wtedy nie ma jeszcze światła, a tylko, za neutrinowym, skrajne promieniowanie gamma! Tym, co zaczyna od nowa rozdymać i kuliście formować rozprężający się Kosmos, jest rozbiegająca się sferyczne fala neutrinowa i fala ta jest równocześnie matrycą kreacji wszystkich cząstek, które zaludnią wnet rodzący się Kosmos, ona je w sobie niesie, ale tylko wirtualnie, ponieważ ma dostateczną dla takiej materializacji energię!

Kiedy zaś ten Kosmos jest już w pełnym rozbiegu mgławic, jak nasz teraz właśnie, jeszcze się w nim błąkają echa fali neutrinowej, która go sprawiła, I TO JEST WŁAŚNIE GŁOS PANA! Z podmuchu, który przecisnął się przez „szczelinę”, z tej fali neutrinowej powstają atomy, gwiazdy i planety, mgławice i metagalaktyki, i tym samym likwiduje się „problem listu”… Nic nie wysłała do nas „telegrafem neutrinowym” inna cywilizacja, na drugim „końcu” nie było Nikogo, żadnego nadajnika, nic, oprócz pulsacji kosmicznej, owej „przepukliny”. Jest tylko emisja wywołana procesami czysto fizykalnymi, naturalnymi, doskonale bezludna, więc pozbawiona też wszelkiego charakteru językowego, treści, znaczenia… Emisja ta stanowi trwały łącznik pomiędzy kolejnymi światami, gasnącymi i nowo kreowanymi, ona wiąże je energetyczne i informacyjnie, dzięki niej zachowują ciągłość, są powtórzeniami nie przypadkowymi, lecz właśnie regularnymi, więc można powiedzieć i tak, że ten neutrinowy strumień to „zarodnik” następnego Kosmosu, że to jest rodzaj „przemiany pokoleń” rozdzielonych czasem Wszechświatów, ale w tej analogii nie ma naturalnie żadnej treści biologicznej. Neutrina są ziarnem rozpadu tylko dlatego, że to cząstki najtrwalsze ze wszystkich. Ich niezniszczalność jest gwarantem kołowego powracania kosmogenezy, jej powtórzeń…

Powiedział to oczywiście daleko dokładniej, podparł, jak mógł, obliczeniami, podczas wykładu zrobiło się bardzo cicho, a gdy skończył, rozpoczęły się ataki.

Zarzucono go pytaniami: Jak tłumaczy „życiosprawczość” sygnału? Skąd się wzięła? Czy jest, według niego, „czystym przypadkiem”? I najpierw – skąd się nam wziął Żabi Skrzek?

– Myślałem o tym, naturalnie – odparł Learney. – Pytacie mnie, kto to zaplanował, ułożył i wysłał. Gdyby nie ta życiosprawcza strona emisji, życie, byłoby w galaktyce fenomenem niezwykle rzadkim! Otóż, zapytam z kolei, a jak jest na Ziemi z własnościami fizycznymi wody? Gdyby woda o temperaturze czterech stopni nie była lżejsza od wody o temperaturze zera i gdyby lód nie pływał, wszystkie zbiorniki wodne zamarzałyby do dna i żadne wodne stworzenia nie mogłyby przetrwać poza strefą równikową. A gdyby woda miała inną, nie tak wysoką stałą dielektryczną, drobiny białkowe nie mogłyby w niej powstać, więc nie byłoby i białkowego życia. Czy jednak ktoś pyta w nauce, czyja tu interweniowała życzliwość, jak i kto sprawił stałą dielektryczną wody albo lekkość względem niej – lodu? Nikt o to nie pyta, bo mamy takie pytania za bezsensowne. Gdyby woda miała inne własności, albo powstałoby życie niebiałkowe, albo żadnego by nie było. Analogicznie też nie można pytać, kto wysłał biofilną emisję. Zwiększa ona prawdopodobieństwo przetrwania ciał wysokomolekularnych, co jest albo takim samym przypadkiem, jeśli chcecie, albo taką samą koniecznością tkwiącą w naturze rzeczy, jak ta, co uczyniła z wody substancję „sprzyjającą życiu”. Cały problem należy odwrócić, postawić na nogi, a wtedy brzmi on: dzięki temu, że woda ma takie to własności, jak i dzięki temu, że w Kosmosie istnieje promieniowanie, które stabilizuje biogenezę, życie może wynikać i przeciwstawiać się wzrostowi entropii skuteczniej, niżby to zachodziło w przeciwnym razie…

– Żabi Skrzek! – wołano. – Żabi Skrzek!

Bałem się, że za chwilę wszyscy zaczną skandować – sala miała już temperaturę spotkania bokserskiego.

– Żabi Skrzek? Wiecie lepiej ode mnie, że nie udało się odczytać tak zwanego „listu” w całości, a tylko jego „fragmenty” – z nich powstał Żabi Skrzek. Oznacza to, że jako całość sensowna „list” nie istnieje poza waszymi wyobrażeniami, a Żabi Skrzek jest po prostu rezultatem wyekstrahowania informacji zawartej w promieniowaniu neutrinowym, z którą dało się coś zrobić. Przez „szczelinę światów”, ginącego i powstającego, wyrwał się kłąb fali neutrinowej, rozdymanej jak bańka mydlana; energia tej fali starczy do „wydmuchania” następnego Wszechświata, a czoło tej fali jest impregnowane informacją odziedziczoną niejako po fazie, co już sczezła; otóż w tej fali tkwi informacja kreująca atomy, jak już mówiłem, i taka co „sprzyja” biogenezie, a nadto są tam też frakcje, które z naszego stanowiska „niczemu nie służą”, są „do niczego”. Woda ma takie cechy, jak te, o których mówiłem, „sprzyjające” życiu, i ma cechy obojętne dla życia, jak na przykład przezroczystość; mogłaby nie być przezroczysta i dla powstania życia nie miałoby to znaczenia. Tak jak nie wolno pytać: „a kto zrobił wodę przejrzystą?” – nie wolno pytać: „kto zrobił receptę na Żabi Skrzek?” Jest ona jedną z cech danego Kosmosu, własnością, którą możemy badać jak przejrzystość wody, ale której sens „pozafizyczny” nie istnieje.

Zrobił się wielki szum; nareszcie Baloyne spytał, jak Learney tłumaczy kołowość powtarzania się sygnału oraz to, że cała reszta emisyjnego spektrum nieba w promieniowaniu neutrinowym jest zwykłym szumem, a w jednym, jedynym paśmie tkwi tyle informacji?

– Ależ to proste – odparł kosmogonista, który zdawał się czerpać satysfakcję z powszechnego wzburzenia. – Początkowo cała emisja była skoncentrowana właśnie w owym paśmie, gdyż właśnie w tej strefie widma „wyostrzyła” ją, ścisnęła, zmodulowała „szczelina światów”, jak strumień wody otoczonej przez wąski otwór; na początku było pasmo igłowe – nic więcej! Potem, wskutek rozbiegania się, rozrzutu, desynchronizacji, dyfrakcji, uginania, interferencji – coraz większe ilości rozszczepiały się, rozmazywały, aż wreszcie po miliardach lat trwania naszego Kosmosu powstał z informacji pierwotnej – szum, ze zogniskowania ostrego – szerokie spektrum energetyczne, bo wszak tymczasem uruchomione zostały szumowe generatory neutrin „wtórne” – gwiazdy – to zaś, co odbieramy jako „list”, jest ostatkiem „pępowiny”, resztką, która jeszcze się nie rozpuściła, nie rozpłynęła do końca w niezliczonych odbiciach, pasażach z kąta w kąt Metagalaktyki. Obecnie normą wszechobecną jest szum – a nie informacja. Ale w chwili powstawania naszego Kosmosu, jego eksplozywnego porodu, ten bąbel neutrinowy zawierał w sobie pełną informację o wszystkim, co materialnie powstało potem z niego, i przez to właśnie, że stanowi niejako relikt z owej epoki, której poza tym żadnych śladów nie spostrzegamy, wydaje się nam zdumiewająco odmienny od przejawów „zwyczajnej” materii i promieniowania.

Było to wcale zręczne, ani słowa… ta piękna, logicznie spójna budowa, którą nam przedstawił. Przyszła potem następna porcja matematyki; ukazał, jakie własności powinna mieć „szczelina światów”, żeby dokładnie odpowiadała, jako „matryca”, właśnie temu miejscu neutrinowego widma, w którym znajduje się emisja, zwana przez nas „kodem gwiazdowym”. Była to bardzo ładna robota, przyciągnął do dzieła teorię rezonansu, a wreszcie udało mu się wyjaśnić, wewnątrz wywodu, nawet ciągłe powtarzanie się sygnału: to samo dotyczyło i miejsca, owego radiantu Małego Psa, z którego przybywał rzekomy „list”.