Выбрать главу

– Ofiarowała mi cztery lata swojego życia, żeby się ze mną zsynchronizować.

Urzędnik machnął ręką.

– Gdzie ja ją panu wpiszę? Nie ma rubryki na białe.

Gavein uparcie milczał. Wiedział, że wpis jest możliwy.

– No, dobrze – poddał się urzędnik. – Przy pozycji:

„Status małżeński” wstawię gwiazdkę, a tu… w dole jest rubryka: „Uwagi”. Tu ją wpiszę.

Sukisyn – pomyślał Gavein. – Wykorzystał swoją władzę. Mógł wpisać zwyczajnie.

– Ma na imię Ra Mahleine – powiedział.

– Niech pan nie żartuje. Ona nie ma własnego imienia w Davabel. Będzie tu stało: „Pani Dave Throzz, bez kategorii”.

– Proszę wpisać jej własne imię, Ra Mahleine. – Gavein znał swoje prawa.

– Wpiszę Magdalena. To brzmi lepiej od tej cudacznej nazwy. Jej Imię Ważne?

– Aeriella.

Urzędnik wsunął formularz do szczeliny komputera, żeby nanieść kod Imienia.

– Potrzebuję więcej danych. Bardzo jasna?

– Tak, jasna. Oczy niebieskie, ale ciemniejsze. Wysoka.

– Jak pan? – zażartował urzędnik. Sam był niski i pękaty.

– Nie, ale od pana wyższa. Szczupła, bez znaków szczególnych. Nie wiem, co jeszcze…

– Jasna, to pewnie rudawa? – Urzędnik zmienił się, gdy batalia o wpisanie Ra Mahleine do paszportu dobiegła końca. Wypełnił obowiązek służbowy i ton jego głosu stał się bardziej sympatyczny. W Lavath taka zmiana nie byłaby możliwa: urzędnik zawsze utożsamiał się z urzędem.

– Nie. Brwi, rzęsy ciemniejsze.

– Tak. Pamiętam takie kobiety – stęknął urzędnik. – Cudowne boginie północy. Co ja się ich naoglądałem. W sklepie siedziałem przy kasie. Na żadną nie wolno mi było podnieść wzroku. Jasne cholery…

– Pan pamięta jeszcze Lavath?

– Kobiety północy są jak płatki śniegu: piękne, ale nietrwałe – urzędnik pokiwał głową. – W Davabel topnieją bardzo szybko. Nawet na mrozie…

– Kiedy będę mógł odebrać żonę z portu?

– Tak, pamiętam Lavath – teraz dopiero odpowiedział na poprzednie pytanie. – Pieprzona młodość czerwonego w Lavath. Nie mam powodu przepadać za białymi. Rozumie pan?

Miał włosy ufarbowane na czarno; na ciemieniu, spod czapki wyglądało przepisowe rude pasmo.

– Zostanie pan zawiadomiony telefonicznie. Osobiście dopilnuję. Tu jest moja wizytówka. Kiedyś wpadnijcie oboje. Żona przygotuje znakomitą pizzę i niezłą pastę. Pogadamy, powspominamy.

Na kartoniku napisano: Ian Hanning, C, kilka skrótów oznaczających stanowisko i adres.

9.

Apartament Gaveina mógł przyprawić o klaustrofobię. Białe, puste, gładkie ściany o nierównej wysokości; sufit oddający krzywiznami spad dachu – pokoje jak połówki nieforemnych czasz. Wąskie, wysokie okna. Za nimi równe szeregi małych domków, różniących się tylko detalami: balustradami, ganeczkami czy rozkładem okien.

W Lavath rzadko wznoszono małe domy, solidne jak betonowe bunkierki. Dawały możliwość porównania, znalezienia skali, stwierdzenia co duże, co małe. Tu wszystkie domy były jednakowej wielkości.

Gavein godzinami wylegiwał się na dmuchanym materacu, patrząc w sufit lub w ściany, gdzie farba łuszczyła się i odpadała. Zainstalował telefon (było to obowiązkowe), ale i tak nikt nie dzwonił. Ra Mahleine jeszcze nie przyjechała.

Jedynymi wydarzeniami były obiady u Eddy. Jakoś chroniły przed obłędem. Co dzień pasta odgrzewana z mrożonki. Herbata parzona z torebki lub kawa bez kofeiny. Haigh, starszy syn Eddy, jadał pastę przed innymi i wyszywał na swojej czarnej, skórzanej kurtce coraz to nowe trupie czaszki lub piszczele. Przy stole pojawiał się równo z pizzą. (Z pewnością był wymienionym synem Eddy. Miała ona obecnie najwyżej czterdziestkę). Dzieci Haifana i Gundy zwykle jadały ze wszystkimi. Młodszy został w szkole na dodatkowych zajęciach. Starszy, Torth, był dziś samotny, może dlatego z nienaturalnym spokojem wsysał długie nitki makaronu.