– To garbienie wzięło się od nierównych ramion. Skrzywienie kręgosłupa pogłębia się.
– Kompensacja była twoim świetnym pomysłem. Będziemy już zawsze razem.
– Zobaczymy.
W wannie zbierała się woda.
– A ja się zmieniłem?
– Trochę. Taki dziwny się zrobiłeś. Wyglądasz za młodo. Odwykłam od ciebie, ale przyzwyczaję się.
– To dobrze, nie? Powinnaś być zadowolona.
– A ty? Żona się postarzała, zaczniesz gonić za młódkami.
– Ja? Bez sensu…
– Och, Gavein, Gavein, jak ja żałowałam swojej decyzji. Nie zdajesz sobie sprawy, jak trudne to były lata.
Umilkła, a w myślach Gaveina wykwitła znienawidzona postać pilota wodnopłatowca, który przeciągnął się w ciepłych promieniach zachodzącego słońca i przy tajemniczym plusku fal sennego oceanu uwodzicielsko spoglądał na słabnącą w swym oporze Ra Mahleine. Właśnie wyimaginowany przeciwnik zamierzał wydać straszliwy okrzyk triumfu nad skruszoną niewinnością, gdy rozległ się głos Ra Mahleine:
– Chce mi się spać.
Była bardzo osłabiona. Leżała nieruchomo, musiał ją szorować i masować. Wiele strupów z jej otarć oderwało się. Właściwie to dobrze, bo i tak rany były zakażone. Wypłucze się ropa.
– Żebym tylko nie zakaziła się od dołu. Wtedy byłoby gorzej. Leżałam w tym wszystkim. Sikałam równo w majtki, ale nic większego.
– Ja wiem – skinął głową. – Coś większego będzie dopiero w przyszłym tygodniu.
Druga woda wystarczyła. Nie przypominała spienionych pomyj.
Nagle Ra Mahleine bezwładnie opuściła głowę, zamknęła oczy i przestała reagować. Przestraszył się i przyłożył ucho do jej piersi: serce biło. Zemdlała. Spuścił wodę z wanny; rozłożył ręcznik kąpielowy na materacu, na którym sypiał. Zawinął jej włosy w mały ręcznik, a następnie podniósł ją z wanny. Była znacznie cięższa niż poprzednio. Bezwładne ciało wydaje się cięższe niż świadomy człowiek. Jakoś tak spływa pomiędzy rękami, trudno je trzymać.
Cucił ją, przy okazji masując i susząc ręcznikiem. Gdy otworzyła oczy, podał jej krople nasercowe. To był pierwszy posiłek Ra Mahleine na wolności. Starannie suszył jej włosy.
– No, po takiej zabawie nie rozczeszę się do końca życia – powiedziała. – Trzeba mnie będzie ostrzyc na gruchę. Raz mnie cholery tak ogoliły. Gavein, przykryj mnie wreszcie. Wstydzę się tak leżeć przed tobą rozwalona na golasa.
– Lubię patrzeć na ciebie, jak jesteś na golasa – powiedział. – Przypomnisz sobie – dodał złośliwie. – A zresztą zrobiła się z ciebie straszna jędza. Chociaż zawsze była z ciebie straszna jędza. – Było to kompletnym kłamstwem. Anioł nie potrafi być jędzą.
Troskliwie zawinął ją w koc i kołdrę. Na szczęście, ręcznik nie przemoczył prześcieradła. Na jej plecach zauważył szereg blizn. Jedne mniejsze, inne większe.
– Bili cię? – zapytał.
– Nie. To co innego. Kiedyś robiły akcję usuwania znamion. Wiesz, że miałam je na plecach i na karku. Podobno było za dużo promieniowania ultrafioletowego i groził mi rak. I tak wygląda nie najgorzej. Wiele dziewczyn strasznie pochlastały. Z zemsty. Mnie jakoś przeoczyły i wszystko zoperowała mi taka jedna, biała lekarka. To, co u mnie widzisz, to kosmetyczna robota. Rozejrzała się.
– Tu przecież nie ma żadnych mebli!
– Za to jest telefon i prawie kupiłem samochód.
– Dawniej marzyłam o naszym mieszkanku w Davabel. O dużej rzeźbionej szafie i kredensie w kuchni z szybkami w drzwiczkach i pachnącymi przyprawami w środku. Kiedy jeszcze marzyłam.
– Na razie musi ci wystarczyć wykładzina z długim włosiem i dwuosobowy dmuchany materac. Na dodatek będą kłopoty z ubraniem dla ciebie. Tamte brudne łachy wyrzuciłem, a nie ma nic innego.
– Bielizna została, to najważniejsze. Wyprałeś mi biustonosz i majtki?
– Jeszcze nie. Moczą się w detergencie. Wyłażą z nich bakcyle.
– No to dobrze, ale nie zapomnij wyprać. Resztę mogę nosić na razie twoją. Jakieś dżinsy i koszulę flanelową.