Gavein obojętnie odebrał paszport i przesunął się w kolejce. Celnik o dużej twarzy, kwadratowej szczęce i masywnych łapach w gumowych rękawicach, wyrzucił całą zawartość bagażu Gaveina na ladę. Odsunął na bok kanapki, parę jabłek i herbatniki. Zebrał to razem do plastikowego pojemnika.
– Otrzyma pan równowartość. Wwóz żywności i zwierząt jest niedozwolony. Rozumie pan: bakterie, pleśnie… rozsiewają się, a my chronimy nasz kraj.
Gavein z powrotem upychał swój skromny dobytek do worka.
Urzędnik zerknął ponaglająco.
– Do następnego okienka, do odprawy majątkowej – rzucił.
– Po wyjściu z tego budynku pieniądze przywiezione z Lavath są warte tyle co makulatura. Do Lavath muszą wrócić przez Ayrrah i Llanaig – powiedział kasjer.
Gavein posłusznie wyciągnął z płóciennego woreczka gruby zwitek zużytych, zielonych banknotów. Rozszedł się ich nieprzyjemny zapach.
– Pieniądze śmierdzą – powiedział uprzejmie kasjer. – Śmierdzą starym masłem, czuć, jak jest ich dużo.
– Śmierdzą rozłożonym potem rąk, które je kiedyś trzymały – powiedział Gavein. – Tu są dwa miliony.
Urzędnik sprawnie liczył. Co chwilę maczał palce w płynie dezynfekującym.
– Zgadza się. To będzie dziewięć tysięcy sześćset siedemnaście paczek – powiedział. Następnie odliczył mniejszą kupkę innych banknotów. Nawet kolor ten sam.
– A dalej? – zapytał Gavein. To było już ostatnie okienko. Już ktoś następny wydobywał swój smrodliwy skarb.
– Do Urzędu Hierarchii i Klasyfikacji. Dwunastka. Tamto okienko z lewej – wskazał ręką.
3.
Ten urzędnik też był czarnowłosy. Sięgnął po paszport Gaveina.
– Mało dojrzalców przybywa z Lavath. Może był niż demograficzny… – mruknął. – Wie pan, że osiem transportów temu trafił się nawet jeden geront? To niezwykła rzadkość. Oczywiście, czarny.
Funkcjonariusz starannie obejrzał włosy i twarz Gaveina.
– Świetnie. Stwierdzam, że jest pan czarny. Nie ma wątpliwości. Obejdzie się bez głosowania komisji.
– Przy mocniejszym świetle mam rudawy odcień włosów – powiedział Gavein, pewny swego wyglądu. – Oczy też za jasne… takie szarawe.
Urzędnik raz jeszcze zlustrował go wzrokiem.
– To fałszywa skromność – powiedział. – Jest w normie. Potwierdzam klasyfikację z Lavath: jest pan czarny.
Dostaje pan najwyższą kategorię, trójkę. Jednocześnie odcisnął w specjalnej rubryce pieczątką wielgachną literę S.
– Wolno panu przyciemnić włosy – oznajmił. – Proszę sobie wyobrazić, że wielu czerwonych farbuje włosy. Nie mają cienia przyzwoitości.
Urzędnik wypełniał formularze, nie przerywając monologu.
– W Davabel czerwoni ustawowo mają mieć przynajmniej dwucalowy pas przez ciemię w naturalnym kolorze. Szarzy, a tym bardziej biali, mają się nie farbować w ogóle; w ich przypadku jest to karane.
– U nas były inne reguły – zauważył Gavein. – Czy to jest resocjalizacja? Podobno w Davabel przeprowadzacie resocjalizację rasową.
– Co?
– No, ten wywód o farbowaniu.
– Tak, resocjalizacja – mruknął urzędnik. – Teraz jest pan u siebie.
Wyciągnął zadrukowaną kartkę.
– Tu jest instrukcja. Widzi pan, w Davabel sprawy klasyfikacji, przepisy należycie porządkujące ludność, traktowane są staranniej niż w Lavath. W sposób niebudzący wątpliwości rozwiązano tajemnicę kolejności wcieleń. Na tej podstawie można było utworzyć sprawiedliwą hierarchię.
– Wyjaśnienie tej tajemnicy też jest w instrukcji?
– Niestety, tylko skrócony opis i wnioski – urzędnik pokręcił nosem. – Osobiście uważam, że instrukcja powinna zostać napisana bardziej szczegółowo. Cóż, szczegółów dowie się pan podczas pogadanki.