– Po co im ręczniki? – zapytał Brazil.
– A czego się spodziewałeś? Miseczek do płukania palców? To brudna profesja – odrzekła porucznik West.
Przyjrzał się jej z uwagą.
– Niezależnie od tego, jakim jeżdżę samochodem, zawsze wiedzą, że tu jestem – zauważyła, strząsając popiół za okno.
– Naprawdę? – zapytał. – Domyślam się, że niektóre z nich są na ulicy od, powiedzmy, piętnastu lat, prawda? I pamiętają panią? Proszę o tym pomyśleć.
– Wiesz co, to nie jest dobry sposób na wyciąganie wniosków – ostrzegła go.
Wyjrzał przez okno i zamyślił się na chwilę.
– Nie brakuje tego pani?
Virginia przyglądała się damom nocy i nie miała ochoty mu odpowiadać.
– Jesteś w stanie powiedzieć, który z nich to mężczyzna?
– Może ten?
Brazil patrzył na dużą, brzydką dziwkę w elastycznej minispódniczce i w obcisłej, czarnej bluzeczce opinającej operowy biust. Poruszała się wolnym i ociężałym krokiem, wpatrując się z nienawiścią w policyjny samochód.
– Nie. To kobieta – oświadczyła Virginia, nie dodając jednak, że prostytutka była także tajną policjantką i matką dwojga dzieci. Miała broń i pozostawała w kontakcie z innymi gliniarzami.
– Faceci mają zgrabne nogi – pouczała go dalej. – I poprawne anatomicznie, doskonałe, sztuczne piersi. Zero bioder. A jeśli podejdziesz bliżej, czego nie polecam, zauważysz, że się golą.
Brazil milczał.
– Domyślam się, że nie dowiedziałbyś się tego, pracując dla dodatku telewizyjnego – dodała.
Czuł, że mu się przygląda, jakby miała na myśli jeszcze coś innego.
– A więc jeździsz tym cadillakiem z płetwami rekina? – zapytała, zmierzając ogródkami do tego, co ją interesowało.
Brazil wciąż obserwował przez okno handel uliczny, usiłując odróżnić mężczyzn i kobiety.
– Stał na twoim podjeździe – mówiła dalej. – Nie wyglądał na wóz, którym można jeszcze jeździć.
– Bo nie można – odpowiedział.
– Aha. – Zaciągnęła się papierosem i strząsnęła przez okno popiół. – Nie mieszkasz sam.
Brazil wciąż patrzył przez okno.
– Mam starego BMW 2002. Należał jeszcze do mojego ojca. Kupił używany wóz i sam go naprawił. Potrafił naprawić wszystko.
Mijali właśnie srebrnego lincolna, który wyglądał na wynajęty. Virginia zwróciła na niego uwagę, ponieważ kierowca miał włączone w środku światło i wyglądał na zagubionego. Rozmawiał przez telefon komórkowy i najwyraźniej szukał czegoś w tej części miasta, która nie cieszyła się zbyt dobrą reputacją. Skręcił w Mint Street. Brazil obserwował prostytutki na chodnikach, które odwzajemniały mu spojrzenie, a Virginia zainteresowała się jadącą przed nimi toyotą z wybitym bocznym oknem i tablicą rejestracyjną zawieszoną na wieszaku na ubrania. W środku było dwóch nastolatków. Kierowca obserwował ją w tylnym lusterku.
– Założę się, że ten samochód przed nami jest kradziony – oznajmiła policjantka.
Wpisała numer rejestracyjny do terminalu danych i urządzenie zaczęło brzęczeć tak, jakby wygrała w automacie. Przeczytała wyświetloną informację, a potem włączyła niebieskoczerwone światła na dachu wozu. Toyota pomknęła do przodu na pełnym gazie.
– Cholera! – zaklęła Virginia.
Rzuciła się w pościg za uciekającym autem, trzymając w dłoniach papierosa, kubek z kawą i jednocześnie próbując włączyć mikrofon. Brazil nie wiedział, jak może jej pomóc. Przeżywał przygodę swojego życia.
– Siedemset! – zawołała do mikrofonu. – Rozpoczęłam pościg!
– Jedź dalej, siedemset – odezwał się głos w radiu. – Słyszymy cię.
– Jadę na północ Pine Street, skręcam w lewo na Seventh, za sekundę podam ci opis.
Andy z trudem nad sobą panował. Czemu ta kobieta nie wyprzedzi auta i nie zajedzie mu drogi? Jak szybko może jechać toyota?
– Włącz syrenę! – zawołała do niego, przekrzykując warkot silnika.
Brazil nie przerabiał takich sytuacji w szkole policyjnej. Odpiął pas i zaczął szukać po omacku na tablicy rozdzielczej, przy kierownicy, w okolicy kolan Virginii, na których niemalże siedział, aż znalazł przycisk, który wydał mu się tym właściwym. Nacisnął go, gdy wóz policyjny mknął ulicami miasta na pełnym gazie. Bagażnik otworzył się głośnym trzaśnięciem. Samochód porucznik West zakołysał się gwałtownie i na chodnik wypadły przyrządy do zabezpieczania miejsca przestępstwa, płaszcz przeciwdeszczowy, latarka i rakiety świetlne. Virginia nie mogła w to uwierzyć. Patrzyła we wsteczne lusterko i widziała, jak cała jej dotychczasowa kariera zawodowa znika w oddali w dymie z rury wydechowej. Brazil milczał. Jechali coraz wolniej, aż samochód stanął. Policjantka spojrzała na swojego towarzysza.
– Przepraszam – powiedział spokojnie.
3
Virginia nie odzywała się przez godzinę i dwadzieścia pięć minut. W tym czasie oboje jeździli ulicą, zbierając policyjny ekwipunek, który wypadł z bagażnika. Lampa miała stłuczoną niebieską plastikową osłonę. Papierowe opakowania rac sygnalizacyjnych popękały i wyciekły z nich jakieś toksyczne substancje. Polaroid do robienia zdjęć na miejscu przestępstwa nie nadawał się już do użytku. Płaszcz przeciwdeszczowy znaleźli kilka kilometrów dalej; był zaczepiony o rurę wydechową małej ciężarówki, o włos od spalenia.
Jechali i zatrzymywali się, zbierali rzeczy i ruszali znowu. Wszystko to odbywało się w milczeniu. Virginia była tak wściekła, że wolała się nie odzywać. W tym czasie minęły ich dwa inne wozy patrolowe. Szefowa dochodzeniówki nie miała wątpliwości, że cała zmiana, pracująca od czwartej po południu do północy, doskonale wiedziała, co się stało, i wszyscy zapewne sądzą, że to ona otworzyła bagażnik podczas jazdy, ponieważ już od dawna nie brała udziału w pościgu. Mogła przez to stracić szacunek podwładnych, którzy do tej pory podziwiali ją i cenili za profesjonalizm. Rzuciła pełne nienawiści spojrzenie swemu towarzyszowi, który właśnie znalazł kabel elektryczny i starannie go zwijał. Następnie położył go obok zapasowego koła, jedynej rzeczy, jaka nie wypadła z bagażnika, ponieważ była przymocowana do podłoża.
– Proszę posłuchać – odezwał się nagle dziennikarz, patrząc na nią w świetle ulicznej latarni. – Nie zrobiłem tego umyślnie. Co mam jeszcze powiedzieć?
Porucznik West wróciła do samochodu. Idąc za nią, Brazil zastanawiał się, czy mogłaby odjechać bez niego, zostawiając go tutaj, aby zamordował go jakiś handlarz narkotyków lub prostytutka, która okazałaby się facetem. Być może podobnie myślała Virginia. Czekała, aż wsiądzie do wozu. Zatrzasnął drzwiczki i zapiął pasy. Skaner wciąż pracował i Andy miał nadzieję, że wkrótce znowu coś się wydarzy i będzie mógł się zrehabilitować.
– Nie miałem okazji, aby zapoznać się z pani samochodem – tłumaczył spokojnym, rzeczowym tonem. – Radiowóz Crownvic, którym jeździłem w czasie nauki w szkole policyjnej, był starszy od tego wozu i bagażnik otwierał się od zewnątrz. A poza tym nie uczono nas, jak uruchamiać syrenę…
Policjantka włączyła silnik i ruszyła.
– Wiem o tym. Nie winię cię. Nie zrobiłeś tego specjalnie. A teraz już dość – oświadczyła.
Postanowiła spróbować w innej części miasta, położonej poza Remus Road, w pobliżu psiej sadzawki. Tam nic nie powinno się dziać. Jej przypuszczenia mogłyby się sprawdzić, gdyby pewna pijana stara kobieta nie zaczęła krzyczeć na trawniku przed kościołem baptystów obok stacji autobusów Greyhound i baru Presto Grill. Virginia usłyszała wezwanie przez radio i nie miała wyboru, musiała wesprzeć patrol, który przyjął zgłoszenie. Byli z Brazilem jakieś cztery przecznice od tego miejsca.