Jej żołądek skurczył się nagle. Seth fundował jej najlepszą dietę, jaką kiedykolwiek stosowała, i był w stanie wpędzić Judy w anoreksję szybciej niż wszystkie inne stresy. W rzadkich momentach wyciszenia, kiedy spacerowała samotnie po plaży lub w górach, docierała do niej świadomość, że przez większą część ich małżeństwa wcale męża nie kochała. Jednak był dla niej opoką. Jeśli on by się przewrócił, jej także zawaliłoby się pół świata. Na tym polegała władza Setha nad nią, wiedziała o tym, jak każda dobra żona. Dzieci, na przykład, mogłyby stanąć wówczas po jego stronie. To było w zasadzie niemożliwe, ale mimo wszystko Judy się bała.
– Nie rozmawiam z tobą, bo nie mam nic do powiedzenia – odpowiedział rzeczowo.
– Świetnie.
Złożyła swoją serwetkę i rzuciła ją na stół, rozglądając się za kelnerem.
Kilka kilometrów dalej, na Wilkinson Boulevard, za Bob’s Pawn Shop, parkingiem dla ciężarówek, Coyote Joe’s i niedaleko lokalu topless Paper Doli Lounge, na strzelnicy Firing Linę toczyła się wojna za wojną. Brazil masakrował sylwetki, które ze zgrzytem przesuwały się na linii strzału. W powietrzu fruwały łuski od nabojów, by z brzękiem opaść na podłogę. Uczeń Virginii West robił niewiarygodne postępy. Była z niego dumna.
– Bumbum, wypadłeś z gry! – krzyczała na niego, jakby był wsiowym idiotą. – Zabezpiecz. Włóż magazynek, przeładuj! Odpowiednia postawa, odbezpiecz. Bambam! Stop!
Trwało to już ponad godzinę i starzy kowboje zerkali na nich ze swoich stanowisk, zastanawiając się, co, do diabła, tam się dzieje. Kim była ta lala, wrzeszcząca jak sierżant podczas musztry na tego pedalsko wyglądającego chłoptasia? Bubba, zrodzony przez Bubbę i prawdopodobnie spokrewniony z wieloma innymi, oparł się o ścianę z pustaków i naciągnął na oczy czapkę z napisem „Exxon”. Był potężny i brzydki, nosił stare robocze ciuchy i wojskową kamizelkę moro. Obserwował, jak statyw z celem zbliża się coraz bliżej do młodego blondyna.
Bubba zauważył, że chłopak strzela celnie i jest dobry w te klocki. Splunął do butelki i obejrzał się za siebie, aby sprawdzić, czy ktoś nie zamierza dotknąć jego glocka 20 lub remingtona XP-100. Ten pistolet wyglądał doskonale na workach z piaskiem. Automatyczny calico, model 110, z magazynkiem na sto naboi i wyciemniaczem błysku też nie był zły, podobnie jak pistolet typu Browning Hi-Power HP-Practical, wyposażony w gumowe uchwyty, ząbkowaną iglicę i ruchomy przyrząd celowniczy.
Niewiele było rzeczy, które Bubba lubił bardziej niż porządny cel dla jego pistoletu maszynowego, mosiężne łuski fruwające jak szrapnele lub wrażenie, jakie robił na handlarzach narkotyków, którzy czasem za nim chodzili, wyjątkowo jednak nieskorzy byli do zaczepki. Bubba przyglądał się teraz tej suce, która zdejmowała ze statywu planszę z celem. Obejrzała ją dokładnie i spojrzała na tego swojego słodkiego chłoptasia o drętwym wzroku.
– Kto cię tak wkurzył? – zapytała Brazila.
Gdy kolejne serie strzałów eksplodowały jak fajerwerki, Bubba potoczył się w ich kierunku.
– Co tu się dzieje? Jakaś szkółka czy co? – zapytał, jakby był właścicielem strzelnicy.
Kobieta spojrzała nań tylko, a jemu bynajmniej nie spodobało się to, co zobaczył w jej oczach. Z pewnością nie było w nich strachu. Doprawdy, najwyraźniej nie doceniała tego, na kogo patrzyła. Podszedł do jej stanowiska i wziął do rąk pistolet typu Smith & Wesson, który położyła.
– Niezła sztuka jak dla takiej lali jak ty. – Bubba skrzywił się okrutnie, ponownie spluwając do butelki.
– Odłóż to, proszę – odpowiedziała spokojnie.
Brazil przysłuchiwał się zaintrygowany i trochę zaniepokojony, niepewny, co z tego wyniknie. Ten wieprz o wielkim bebechu, ubrany jak Ruby Ridge lub gość z Oklahoma City, wyglądał na kogoś, kto lubił krzywdzić ludzi i był z tego dumny. Nie tylko nie odłożył policyjnego pistoletu, ale powoli wyjął magazynek, sprawdził łożysko i wyciągnął nabój z komory. Brazil pomyślał, że Virginia jest zupełnie bezbronna, a on niewiele mógł jej pomóc, ponieważ wystrzelał całą amunicję.
– Odłóż to. Natychmiast. – Była niemiła. – To własność miasta, jestem policjantką.
– Jakże to? – Bubba najwyraźniej zaczynał się dobrze bawić. – Taka mała kobietka jest gliną? Świetnie, ojej, ojej.
Virginia nie chciała ujawniać swojego stanowiska, bo to mogłoby tylko pogorszyć sytuację. Podeszła do intruza tak blisko, że niemal dotykała go czubkami swoich butów. Mogłaby dotknąć piersiami brzucha Bubby, gdyby tylko tego chciała.
– Ostatni raz proszę, abyś odłożył mój pistolet tam, gdzie leżał – wycedziła przez zęby, patrząc na jego czerwoną od whisky twarz.
Bubba utkwił wzrok w Brazilu, jakby sądził, że ten ładny chłopaczek zechce skorzystać z lekcji, którą podsuwało mu życie. Potem podszedł do toru Virginii, położył jej pistolet i ruszył w stronę Andy’ego. Prowokacyjnie wziął do ręki jego trzydziestkęósemkę i zaczął oglądać broń. Brazil bez chwili namysłu zdzielił go w twarz, łamiąc mu nos. Bubba zalał się krwią, która zabrudziła mu kamizelkę, i natychmiast upuścił broń napastnika. Andy pośpiesznie spakował swoją torbę. Już na schodach Bubba krzyknął, że oboje jeszcze go popamiętają.
– Przepraszam – powiedział chłopak, gdy zostali sami.
– Chryste Panie, nie wolno tak atakować ludzi. Virginia była na siebie zła, że nie rozwiązała tego konfliktu sama.
Gdy Brazil ładował nowy magazynek, nagle uświadomił sobie, że po raz pierwszy w życiu kogoś uderzył. Zastanawiając się, jak się z tym czuje, popatrzył pożądliwym wzrokiem na służbowy pistolet Virginii.
– Ile coś takiego kosztuje? – zapytał z szacunkiem właściwym ludziom ubogim.
– Nie stać cię na to – odpowiedziała.
– Może będzie, jeśli sprzedam artykuł o tobie do pisma „Paradę”. Mój redaktor uważa, że byliby chętni go opublikować. Dostałbym za niego trochę forsy. Może by starczyło…
Tego tylko potrzebowała, kolejnego artykułu!
– Zawrzyjmy umowę – zaproponowała. – Nie sprzedasz mnie do „Paradę”. Pożyczę ci pistolet, dopóki nie będzie cię stać na własny. Jeszcze trochę poćwiczymy, może na jakiejś innej strzelnicy. Zamarkujemy kilka sytuacji, z którymi możesz się zetknąć. Na przykład, jak pozbyć się natrętów. Uważam, że to dobry pomysł. Posprzątaj łuski.
Na ich stanowiskach walały się setki błyszczących łusek po nabojach. Brazil zaczął je zbierać i wrzucać do metalowej puszki, podczas gdy Virginia pakowała swoje rzeczy. Nagle spojrzała na niego z niepokojem.
– A co z twoją matką? – zapytała. Przerwał pracę i spochmurniał.
– O co ci chodzi?
– Zastanawiam się, czy to bezpieczne, abyś trzymał w domu broń.
– Już dawno nauczyłem się chować różne rzeczy.
I energicznie zabrał się do zbierania łusek.
Bubba czekał na parkingu, ukryty w swojej nieskazitelnie czystej półciężarówce koloru czerni i chromu, ze stelażem na broń, błotnikami wymalowanymi we flagi konfederatów, pałąkiem zabezpieczającym, światłami przeciwmgielnymi, znakiem Ollie North na zderzaku, plastikowymi tubami na wędki i neonowymi lampkami wokół tablicy rejestracyjnej. Przyciskając do krwawiącego nosa złożony podkoszulek, i obserwował, jak policjantka i jej dupkowaty chłopak wychodzą ze strzelnicy i zanurzają się w gęstniejący mrok. Poczekał jeszcze chwilę, aż wyjęła kluczyki i podeszła do białego forda explorera, stojącego w kącie parkingu. Bubba domyślał się, że to jej prywatny wózek, co było mu jeszcze bardziej na rękę. Wyskoczył z kabiny, trzymając w potężnej dłoni lewarek, gotów im odpłacić za zniewagę.
Virginia spodziewała się tego. Miała doświadczenie w kontaktach z takimi Bubbami, dla których wzięcie rewanżu było czymś naturalnym, jak wypicie darmowego piwa na promocji. Sięgnęła do torby i wyjęła z niej coś, co wyglądało jak czarna rączka od kija golfowego.