– Psiakrew – powiedziała, łapiąc zapinkę w ostatniej chwili, zanim wpadła do umywalki.
Panesa nie musiał robić żadnych zakupów na tę okazję, nie miał problemów z tuszą i mógł włożyć to, na co miał ochotę. Zdecydował się na smoking od Giorgio Armaniego, który kupił poza Charlotte. Wszystko wskazywało na to, że zwolennicy szerszeni mieli inne upodobania niż zagraniczne garnitury za dwa tysiące dolarów i w Queen City trudno było kupić coś odpowiedniego. Wydawca wyglądał znakomicie w smokingu z atłasowymi klapami i w spodniach z lampasami. Do tego włożył matowy, złoty zegarek i czarne pantofle ze skóry jaszczurki.
– Proszę, zdradź mi swój sekret – powiedział, gdy Judy Hammer wsiadała do jego volvo.
– Jaki sekret? – zdziwiła się, zapinając pasy.
– Wyglądasz olśniewająco.
– Ależ nie – zaoponowała.
Cofając wóz z podjazdu, zauważył w lusterku otyłego mężczyznę, który zajmował się krzakami geranium w ogrodzie. Grubas patrzył, jak odjeżdżają, a Panesa udawał, że tego nie widzi, i zaczął sprawdzać klimatyzację.
– Robisz zakupy w tej okolicy? – zapytał.
– Mój Boże, rzeczywiście powinnam pójść do sklepu – westchnęła Judy, zastanawiając się, kiedy będzie miała na to czas.
– Niech zgadnę, gdzie. W Montaldo.
– Nigdy – zaprzeczyła. – Zauważyłeś, jak w takich miejscach traktuje się klientów? Usiłują ci coś sprzedać, ponieważ uważają, że stać cię na to, a następnie traktują cię jak kogoś pośledniej kategorii. Wobec tego pytam, jeśli to ja mam być kimś niższej kategorii, to dlaczego oni sprzedają pończochy i bieliznę?
Absolutna prawda – zgodził się Panesa, chociaż robił zakupy tylko w sklepach z rzeczami dla mężczyzn. – To samo dotyczy pewnych restauracji, do których nigdy już nie pójdę.
– Na przykład Morton – potwierdziła Judy, chociaż nigdy tam nie była.
– Chyba że jesteś na ich liście VIP-ów. Dają ci wtedy małą wizytówkę i zawsze otrzymasz dobry stolik i świetną obsługę. – Zmienił pas.
– Pracownicy policji powinni uważać na takie rzeczy. – Zwróciła uwagę wydawcy, którego gazeta pierwsza napisałaby o tym, że komendantka policji korzystała ze statusu VIP-a lub z innych, specjalnych względów, mogących w efekcie doprowadzić do sytuacji, że jakaś firma otrzymałaby lepszą ochronę policji niż inne.
– Prawdę powiedziawszy, rzadko jadam czerwone mięso – odrzekł Panesa.
Przejeżdżali obok Traveler’s Hotel, niedaleko baru Presto Grill, który stał się ostatnio sławny dzięki Judy Hammer i Virginii West. Wydawca uśmiechnął się na wspomnienie tekstu Brazila o Batmanie i Robinie. Ten hotel to okropna speluna, pomyślała Judy, wyglądając przez okno. Budynek stał przy Trade Street, na wprost urzędu do spraw zatrudnienia bezrobotnych i obok pralni. W holu hotelu nie wolno było spożywać posiłków ani pić alkoholu. Kilka lat temu miało tam miejsce okropne morderstwo, ktoś zabił kogoś siekierą. A może to się zdarzyło w Uptown Motel? Nie mogła sobie przypomnieć.
– Jak utrzymujesz tak dobrą kondycję? – kontynuował pogawędkę Panesa.
– Staram się dużo spacerować. Nie jadam tłuszczu – odpowiedziała Judy, szukając w torebce szminki.
– To niesprawiedliwe. Znam kobiety, które chodzą godzinę dziennie i nie mają takich nóg jak ty – zauważył. – Chcę wiedzieć naprawdę, na czym to polega.
– Seth zjada wszystko, co jest w domu – tłumaczyła dalej Judy. – Je tak dużo, że tracę apetyt. Możesz sobie wyobrazić, jak się czuję, gdy wracam o ósmej wieczorem, po całym dniu piekielnego młyna, i widzę, jak mój mąż siedzi przed telewizorem, ogląda jakiś głupi serial i zjada trzecią miskę chili z wołowiną i fasolą?
A zatem plotki były prawdziwe. Panesę ogarnęło nagle współczucie dla Judy Hammer. Wydawca „Charlotte Observer” codziennie wracał do domu, gdzie nie było nikogo poza gosposią, która zwykle przygotowywała mu piersi z kurczaka i sałatkę szpinakową. Biedna Judy. Odważył się wyciągnąć rękę i poklepać swą towarzyszkę po dłoni.
– To naprawdę okropne – powiedział ze współczuciem.
– Właściwie powinnam zrzucić kilka kilogramów – przyznała się Judy. – Mam tendencję do tycia w pasie, nie w nogach.
Panesa rozglądał się za miejscem do parkowania w pobliżu hotelu Carillon.
– Uważaj na drzwi. Przepraszam – powiedział szybko. – Stanąłem trochę za blisko parkometru. Mam nadzieję, że nie muszę tam nic wrzucać?
– Nie po osiemnastej – odrzekła Judy, która się na tym znała.
Pomyślała, że miło byłoby mieć takiego przyjaciela jak Panesa. On zaś pomyślał, że miło byłoby pojechać z nią na żagle albo na narty, pójść razem na lunch lub robić świąteczne zakupy czy po prostu porozmawiać, siedząc przed kominkiem. Można by się też wspólnie upić, chociaż to akurat nie byłoby wskazane dla wydawcy dużego, ogólnokrajowego dziennika lub szefowej departamentu policji. Judy piła czasem z Sethem, ale to co innego. On jadł, ona zapominała o problemach. Panesa upijał się w samotności, co było jeszcze gorsze, zwłaszcza gdy zapominał wpuścić do domu psa.
Upijanie się było pewną formą uciekania od rzeczywistości, ale zawsze tylko chwilową. Judy nigdy z nikim o tym nie rozmawiała, Panesa także. Żadne z nich nie korzystało również w tym czasie z pomocy terapeuty. Dlatego był to doprawdy cud, że oboje po trzech kieliszkach wina poruszyli ten temat. W tym czasie ktoś z US-Banku wygłaszał mowę o bodźcach ekonomicznych i rozwoju firmy, otwieraniu nowych oddziałów i wskaźniku nieistniejących przestępstw kryminalnych w Charlotte. Judy i Panesa ledwo tknęli łososia w sosie koperkowym. Przerzucili się na Wild Turky. Żadne z nich nie pamiętało dobrze chwili, gdy odbierali nagrody, ale ci, którzy ich obserwowali, zauważyli, że oboje byli ożywieni, dowcipni, mili i żywo gestykulowali.
W drodze powrotnej Panesa wpadł na śmiały pomysł i zaparkował samochód przy Latta Park w Dilworth. Stali tam z zapalonymi światłami, podśpiewywali i rozmawiali. Judy nie miała ochoty wracać do domu, wydawca zaś doskonale wiedział, że po powrocie będzie musiał wkrótce wstać i pójść rano do pracy. Jego kariera zawodowa nie była już tak pasjonująca jak kiedyś, ale jeszcze nie chciał się do tego przyznać, nawet przed samym sobą. Jego dzieci zajmowały się swoimi sprawami. Umawiał się czasami na randki z pewną prawniczką, która lubiła oglądać taśmy z rozprawami sądowymi i rozprawiać o tym, co zrobiłaby inaczej. Miał tego dość.
– Chyba powinniśmy już wracać – zauważyła Judy po godzinie siedzenia i pogawędki w jego ciemnym volvo.
– Masz rację – zgodził się Panesa. Na tylnym siedzeniu położył swoją nagrodę, w sercu miał pustkę. – Judy, muszę cię o coś zapytać.
– Słucham.
– Masz jakichś przyjaciół, z którymi dobrze się bawisz?
– Nie.
– Ja też nie – odrzekł. – Czy nie uważasz, że to dość dziwne?
Zastanawiała się chwilę.
– Nie – oświadczyła. – Ja nigdy nie miałam przyjaciół. Ani w podstawówce, gdzie byłam najlepsza w kickballu, ani w gimnazjum, gdzie byłam najlepsza w matmie i zostałam przewodniczącą samorządu szkolnego, ani też w college’u. Ani w akademii policyjnej, ani teraz.
– Ja byłem dobry z angielskiego – zaczął wspominać Panesa. – I chyba też w kiwaniu. Przez rok byłem przewodniczącym Klubu Biblijnego, ale nie wykorzystuj tego przeciwko mnie. Rok później grałem w uniwersyteckiej drużynie koszykówki. Było okropnie, bo zostałem sfaulowany w czasie meczu, który przegraliśmy aż o czterdzieści punktów.