Judy zamknęła frontowe drzwi i włączyła alarm antywłamaniowy, upewniając się, czy czujniki ruchu działają. W domu pachniało jak w kinie: poza zapachem masła, który unosił się wszędzie, wyczuła też peperoni. Jej mąż leżał wyciągnięty na kanapie i głośno chrupał. Lśniącymi od tłuszczu palcami wpychał sobie oblepiony masłem popcorn do ust, które cały czas pracowały. Hammer przeszła przez salon bez słowa komentarza, a programy na ekranie telewizora zmieniały się tak szybko, jak szybko Seth potrafił naciskać guziki w pilocie. W sypialni ze złością wepchnęła nagrodę do szafy, gdzie na dole stały wszystkie inne, o których już zdążyła zapomnieć. Była naprawdę wściekła, trzasnęła drzwiami od szafy, zdjęła z siebie ubranie i rzuciła je na krzesło. Przebrała się w ulubioną nocną koszulę, wyjęła z torebki pistolet i wróciła do salonu. Miała tego dość. Nigdy więcej. Starczy. Każda mordęga ma swój koniec. Seth zamarł na kanapie, gdy do salonu weszła jego żona z bronią.
– Czemu nie użyjesz tego? – zapytała, stojąc nad nim w bawełnianej koszuli w białoniebieskie paski. – Czemu się nie zabijesz i nie skończysz z tym? Proszę.
Odbezpieczyła pistolet i podała mu, lufą do przodu. Seth wpatrywał się w broń. Nigdy przedtem nie widział żony w takim stanie. Uniósł się na łokciach.
– Czy dziś wieczór coś się wydarzyło? – spytał. – Pokłóciłaś się z Panesą czy co?
– Wręcz przeciwnie. Jeśli chcesz ze sobą skończyć, proszę.
– Oszalałaś – powiedział.
– Masz rację, a w każdym razie jestem na dobrej drodze, dzięki tobie. – Opuściła broń i zabezpieczyła ją. – Seth, jutro musisz zacząć szukać pomocy. Idź do psychiatry i do lekarza rodzinnego. I zacznij o siebie dbać. Natychmiast. Jesteś zwykłą świnią. Obżartuchem. Nudziarzem. Popełniasz powolne samobójstwo, a ja nie mam zamiaru na to patrzeć ani minuty dłużej. – Wyjęła z zatłuszczonych rąk męża miskę z popcornem. – Jeśli czegoś z tym nie zrobisz, wyprowadzę się. Kropka.
Brazil i Virginia West także się sprzeczali, jadąc nieoznakowanym samochodem policyjnym. Patrolowali następny niebezpieczny sektor miasta, kontynuując wymianę zdań na temat sytuacji życiowej Andy’ego, oboje już porządnie zacietrzewieni. Brazil obserwował swą towarzyszkę, nieświadom tego, gdzie się znajdują i jak agresywnie nastawieni są do gliniarzy ludzie, którzy tu mieszkają. Zastanawiał się natomiast, co go podkusiło, aby zmarnować tyle cennego czasu z tą grubiańską, niewrażliwą i niedelikatną kobietą, która w dodatku była stara, zacofana i prawdę powiedziawszy, głupia.
Wydawało się, że tego wieczora kłótnie wisiały w powietrzu nad całym miastem. Miły nastrój Panesy także prysnął jak mydlana bańka, gdy zadzwoniła przyjaciółka prawniczka, dokładnie w chwili gdy Judy Hammer zamykała drzwi swojej sypialni, Virginia mówiła Brazilowi, aby wreszcie wydoroślał, a Bubba rozpoczynał rajd swoim king cabem. Prawniczka rozmyślała o wydawcy, którego obserwowała w wieczornych wiadomościach, w momencie gdy w swoim nienagannie skrojonym smokingu odbierał nagrodę. Coraz cieplej myślała o Panesie oraz jego srebrnych włosach i chciała wpaść do niego, a może nawet zostać dłużej. Wytłumaczył jej jednak jasno i dobitnie, że to niemożliwe i nigdy już nie będzie możliwe, a w tym samym czasie Bubba parkował swój samochód niedaleko Latta Park.
Bubba zamaskował się, naciągając na głowę czarną czapkę. Gdy podszedł do domu Virginii West, ucieszył się, że nikogo nie było. Mógł się tylko domyślać, podchodząc bliżej do ceglanego budynku, że pieprzyła się gdzieś ze swoim ładniutkim chłoptasiem, i uśmiechnął się na myśl, że potem on będzie ją pieprzył. Nie miał zbrodniczych zamiarów, ale chciał zepsuć tej suce dobry humor, co niewątpliwie nastąpi, gdy nie będzie mogła otworzyć żadnych drzwi od swojego domu, bo ktoś zapcha zamki klejem Super Glue. Ten pomysł pochodził z jeszcze innego anarchistycznego podręcznika i mógłby się doskonale sprawdzić, gdyby okoliczności nie sprzysięgły się przeciwko Bubbie, w chwili kiedy otworzył składany nóż i odcinał czubek tubki z klejem.
Nadjeżdżał jakiś samochód i Bubba pomyślał, że to pewnie policjantka wraca do domu. Było za późno, aby uciekać, dal więc nura w żywopłot. Obok przejechała furgonetka cavalier, wioząca Neda Tomsa na targ rybny, gdzie niebawem miał zacząć wypakowywać owoce morza ze skrzynek z lodem. Zauważył, że coś, pewnie duży pies, buszowało w krzakach koło domu, przed którym często widywał zaparkowany, nieoznakowany samochód policyjny.
Bubba wynurzył się z żywopłotu. Miał posklejane palce, a lewą rękę przylepioną do wewnętrznej części prawej nogawki spodni typu moro. Zaczął uciekać, kuśtykając. Z daleka wyglądał jak garbus. Nie mógł otworzyć drzwi swojego samochodu, musiał uwolnić rękę i właśnie starał się to zrobić, gdy zauważyła go policjantka Wood, która patrolowała okolicę i park, szukając zboczeńców. Zaaresztowała Bubbę za nieprzyzwoite zachowanie.
Porucznik West i Brazil usłyszeli wezwanie, ale zajęci byli dyskusją na temat sposobu życia Andy’ego.
– Co ty możesz, do diabla, wiedzieć o mojej matce lub o tym, dlaczego postanowiłem się nią opiekować? – pytał Brazil.
– Wystarczająco dużo. Opieka społeczna i sądy dla nieletnich mają mnóstwo takich spraw – odparła szefowa dochodzeniówki.
– Nigdy nie interesowała się nami opieka społeczna. Ani sądy dla nieletnich.
– Jak na razie – odparła Virginia.
– Zajmij się lepiej sobą.
– Zacznij żyć – namawiała go. – Okaż swoją niezależność. Idź na randkę.
– Och, uważasz, że do tej pory nie chodziłem na randki? – żachnął się Andy.
Zaśmiała się lekko.
– Kiedy? Może kiedy myjesz zęby? Co wieczór pracujesz, przed dziewiątą jesteś w redakcji, rano trenujesz na bieżni, a na koniec odbijasz milion tenisowych piłeczek. No więc, powiedz mi, Andy, kiedy ty masz czas na randki?
Na szczęście właśnie w tym momencie połączył się z nimi dyspozytor Radar. Na Monroe Street był jakiś napad.
– Załoga siedemset zgłasza się – zirytowanym głosem odebrał zlecenie Brazil.
– Nazywają cię Nocny Głos – oznajmiła Virginia.
– Jacy oni? – chciał wiedzieć Brazil.
– Gliny. Wiedzą, że to ty rozmawiasz przez radio, nie ja.
– Ponieważ mój głos jest niższy? A może dlatego, że mówię bardziej gramatycznie?
Prowadziła wóz przez złowrogo wyglądające okolice osiedla komunalnego i wciąż patrzyła w lusterka.
– Gdzie, do cholery, są posiłki? – denerwowała się, jadąc.
Brazil także lustrował teren.
– Biała furgonetka, EWR-117 – powiedział.
Furgonetka wolno skręciła za róg, a Virginia przyśpieszyła. Włączyła syrenę i światła alarmowe, a dwadzieścia minut później, gdy znowu patrolowali okolicę, gliny odholowały do aresztu kolejnego przestępcę.
Radar jeszcze z nimi nie skończył. Przekazał komunikat o włamaniu do samochodu na rogu Trade i Tryon i zlecił tę sprawę załodze numer siedemset, podczas gdy inne radiowozy kręciły się po okolicy bez zajęcia.
– Podejrzany to czarny mężczyzna, bez koszuli, w zielonych spodniach. Może być uzbrojony – rozbrzmiewał w skanerze głos dyspozytora.
Na miejscu patrolujący znaleźli chevroleta caprice z wybitą przednią szybą. Zdenerwowany właściciel wozu, Ben Martin, był obywatelem przestrzegającym prawa i nie zasługiwał na to, aby jego nowiutkie auto wyglądało tak, jak wyglądało. Co chcieli ukraść? Notes żony z kuponami rabatowymi leżący na tylnym siedzeniu, który wyglądał jak portfel? Jacyś zasrani chuligani zniszczyli jego drogi samochód, aby kupić tuńczyka w puszce, sos Uncle Ben czy kawę Maxwell House ze zniżką pięćdziesięciu centów?