W fantazjach Nilesa US-BCC był potężnym władcą, królem Usbeecee, który miał srebrną koronę i tylko kwestią czasu było, kiedy jego wysokość ożyje. Mógłby obrócić w pył wszystko, co stało mu na drodze. Niles wyobrażał sobie, jak król kroczy wolno, stawiając ciężkie kroki i szukając po raz pierwszy drogi, a ziemia pod nim drży. Kot czuł dla niego pełen lęku szacunek, ponieważ władca nigdy się nie uśmiechał, a kiedy w jego oczach odbijało się słońce, stawały się złote i władcze, jak cała jego sylwetka. Król Usbeecee mógłby zmiażdżyć gazetę „The Charlotte Observer”, departament policji, całe Centrum Zapobiegania Zbrodni i ratusz. Mógłby zniszczyć wszystkich uzbrojonych policjantów, ich komendantkę, jej zastępczynię, burmistrza, wydawcę gazety i wszystkich obrócić w pył.
Komendant Hammer wysiadła z samochodu, ale nie traciła czasu na przeciskanie się pomiędzy detektywami oraz policjantami po cywilnemu. Schyliła się i przeszła pod żółtą taśmą, która zawsze napawała ją lękiem, niezależnie od tego, gdzie ją widziała. Judy nie była w najlepszej formie, zbyt wiele spraw zaprzątało jej myśli. Odkąd postawiła Sethowi ultimatum, jej życie uległo jeszcze większemu rozbiciu. Tego ranka w ogóle nie wstał z łóżka i wspominał coś o doktorze Kevorkianie, woli życia i cykucie. Seth uważał, że głupotą jest twierdzenie, iż samobójstwo to przejaw egoizmu, ponieważ każdy dorosły człowiek ma prawo opuścić ten świat, kiedy chce.
– Na litość boską – powiedziała mu. – Wstawaj i idź na spacer.
– Nie. Nie zmusisz mnie do tego. Nie muszę żyć, jeśli tego nie chcę.
To ją skłoniło, aby usunąć z domu broń. Przez lata nazbierało się jej sporo i Judy chowała pistolety w różnych miejscach. Gdy zadzwoniła Virginia, komendantka nie znalazła jeszcze tylko jednej, starej, pięciostrzałowej trzydziestkiósemki Smith & Wesson z nierdzewnej stali. Była niemal pewna, że jest w szufladzie komody w jej łazience, gdzie widziała broń ostatni raz, kiedy zamykała ją na klucz przed wnukami, gdy przyjechali do miasta.
Komendant Hammer miała wiele problemów. Już na konferencji prasowej, w której uczestniczyły ekipy z ogólnokrajowych mediów, była w fatalnym nastroju i robiła, co mogła, starając się odpowiadać na agresywne pytania. Najbardziej nienawidziła polityków. Byli prawdziwą zmorą jej życia. Sto pięć procent wykrywalności przestępstw! Żałowała, że teraz w tym przeklętym przez Boga miejscu nie zjawił się Cahoon. Właśnie to powinien był zobaczyć. Wszyscy Cahoonowie świata nie byliby w stanie się z tym zmierzyć, poddaliby się, zbledli i zemdleli. Zakrwawiony, martwy biznesmen to nie to samo co wizerunek miasta, rozwój ekonomiczny lub przemysł turystyczny. Zarośla przy torach kolejowych, latające wokół świetliki, wynajęty samochód z otwartymi drzwiami i brzęczącym alarmem – to była rzeczywistość.
Judy Hammer w milczeniu zbliżała się do miejsca tragedii, a niebieskoczerwone światła oświetlały jej surową, strapioną twarz. Podeszła do Virginii i Brazila, którzy stali przy maksimie. Doktor Odom przygotowywał kolejny czarny worek na kolejne ciało. Obciągnięte gumowymi rękawiczkami ręce lekarza sądowego były zakrwawione, na jego skroni zebrały się kropelki potu, serce biło mu wolno i rytmicznie. Przez większość swojego życia miał do czynienia z ofiarami mordów na tle seksualnym, lecz nigdy jeszcze z takimi przypadkami jak te. Doktor Odom był człowiekiem współczującym, ale twardym. Dawno temu nauczył się samokontroli i nie poddawał się emocjom. To smutna prawda, łatwiej jednak mu przychodziło zachować medyczny dystans, gdy ofiarami były kobiety lub homoseksualiści albo, w niektórych przypadkach, cudzoziemcy. Kategoryzacja zdecydowanie ułatwiała pracę.
Doktor Odom miał coraz więcej wątpliwości związanych z własną teorią, że te seryjne morderstwa mają podłoże homoseksualne. Tym razem ofiarą był pięćdziesięcioczteroletni senator Ken Butler z Raleigh. Ostatnią rzeczą, przy której doktor Odom chciałby w najmniejszym nawet stopniu obstawać, było twierdzenie, że czarna skórzana kurtka ofiary znaczyła coś więcej niż tylko modny ciuch. Doktor Odom wiedział także ze swojej długoletniej praktyki, że politycy o skłonnościach homoseksualnych nie jeżdżą po ulicach w poszukiwaniu chłopców. Chodzili raczej do publicznych parków lub męskich toalet, ponieważ tam łatwo mogliby zaprzeczyć oskarżeniom, że sami się wystawiają lub zaczepiają innych. Po prostu chcieli się załatwić.
Doktor Odom zaciągnął zamek błyskawiczny czarnego worka, kryjącego zakrwawione ciało z namalowaną pomarańczową farbą klepsydrą. Spojrzał na szefową policji i pokiwał głową. Bolał go kręgosłup. Brazil przyglądał się maksimowi, trzymając ręce w kieszeni, aby mieć pewność, że niczego przypadkowo nie dotknie. To byłby koniec jego kariery. Mógłby nawet zostać uznany za podejrzanego. Bo przecież na skutek zbiegu okoliczności pojawiał się zawsze w miejscach, gdzie znajdowano ciała kolejnych ofiar. Rozejrzał się nerwowo dookoła, zastanawiając się, czy jeszcze komuś mogło to przyjść do głowy. Doktor Odom przekazywał swoje opinie obu policjantkom.
– To jakiś cholerny koszmar – mówił. – Chryste Panie!
Zdjął rękawiczki i nie bardzo wiedział, co z nimi zrobić. Szukał wzrokiem pojemnika na niebezpieczne odpady. Jego spojrzenie zatrzymało się na Dennym Rainesie. Przywołał go gestem i wysoki, przystojny mężczyzna podszedł do nich, a razem z nim sanitariusze z noszami. Raines mrugnął do Virginii, wpatrując się w jej seksowny mundur. Niesamowicie go podniecała, zresztą Judy Hammer również była niczego sobie. Brazil też przyglądał się Rainesowi. Dziwnie się czuł, gdy obserwował tego wysokiego sanitariusza, który pożerał wzrokiem obie kobiety. Andy nie był pewien, co właściwie go zaniepokoiło, ale poczuł nagły ucisk w żołądku. Chciał ściągnąć na siebie spojrzenie Rainesa, chciał, aby coś się zaczęło dziać, chciał, aby tamten zniknął ze sceny.
– Oddaję go w wasze ręce – powiedział doktor Odom do komendantki, gdy sanitariusze odeszli z noszami. – Nie podam mediom żadnej wiadomości. Kompletnie nic. Jedyne oświadczenia będą pochodzić od was.
– Dzisiaj jeszcze nie ujawnimy jego tożsamości – zdecydowała stanowczo Judy Hammer. – Dopiero po oficjalnej identyfikacji.
Oczywiście, nie miała najmniejszej wątpliwości, kim jest ofiara. Jego prawo jazdy leżało na podłodze samochodu, pod fotelem pasażera. Judy rozpoznała też senatora po okazałej sylwetce, siwych włosach, koziej bródce i masywnej twarzy. Zginął od razu, więc na jego ciele nie znaleziono objawów reakcji tkanki na zadane obrażenia, żadnej opuchlizny ani siniaków. Butler wyglądał niemal tak samo, jak wtedy, gdy widziała go ostatni raz żywego, na przyjęciu w Myers Park. Była bardzo zdenerwowana i nie chciała, aby jakiekolwiek wiadomości przedostały się do prasy. Podeszła do Brazila, który oglądał samochód senatora i robił notatki.
– Andy – powiedziała, dotykając jego ramienia. – Jestem przekonana, że wiesz, jaka to delikatna sprawa.
Znieruchomiał, patrząc na nią, jakby to właśnie ona była powodem, dla którego ludzie chodzą co niedziela do kościoła. Była Bogiem. Uwagę Judy przyciągnęła czarna, skórzana teczka ze złotymi inicjałami, która leżała wewnątrz wozu. Była otwarta, podobnie jak podręczna torba podróżna i walizka, obie przeszukane. Komendantka zauważyła klucze, kalkulator, paczkę orzeszków z samolotu, bilety lotnicze, telefon komórkowy, pióra, notes, kartki papieru, dropsy, prezerwatywy firmy Trojan, buty, skarpetki, spodenki, wszystko rozgrzebane czyimiś niecierpliwymi dłońmi.