– Sol, to nie to, nie o to chodzi – zapewniła go szybko. – To nie ma nic wspólnego z twoimi synami, z nikim z twojej rodziny.
– Dzięki Bogu. – Pociągnął łyk ze szklaneczki. – Dzięki ci Boże, dzięki.
W następny piątek zostawi większy niż zwykle datek w synagodze. Może nawet sfinansuje budowę kolejnego centrum opieki nad dziećmi, ufunduje nowe stypendium, wpłaci pieniądze na fundusz dla emerytów, dla miejskiej szkoły, w której uczy się trudna młodzież, lub na sierociniec. Niech to cholera! Cahoon miał już dość nieszczęść i ludzkiego cierpienia, nienawidził zbrodni, jakby dotykała go osobiście.
– Co chcesz, abym zrobił? – zapytał, pochylając się do przodu, gotowy do podjęcia jakichś decyzji.
– Zrobić? – zdziwiła się Judy. – Z czym?
– Wreszcie zrozumiałem pewne rzeczy.
Teraz ona poczuła się zakłopotana. Czy to możliwe, żeby wiedział, z czym do niego przyszła? Cahoon wstał i zaczął przemierzać salon w swoich kapciach od Gucciego.
– Dość już tego – powiedział z przejęciem. – Zgadzam się z tobą, widzę to tak samo jak ty. W tym mieście zabija się ludzi, napada i gwałci bezbronnych. Rabuje się domy, kradnie samochody, molestuje dzieci. W naszym mieście. To prawda, że zdarza się to na całym świecie, w tym kraju jednak każdy może mieć broń. Można dostać ją wszędzie. Ludzie ranią innych i siebie samych, czasami nawet nie mając takiego zamiaru. To impuls. – Odwrócił się i zaczął iść w drugą stronę. – Ich psychika bywa osłabiona przez narkotyki i alkohol. Do wielu samobójstw mogłoby nie dojść, gdyby nie było pod ręką pistoletu. Wypad… – Przerwał, przypominając sobie, co stało się z mężem Judy. – Co chcesz, abym ja, aby bank, zrobił? – Zatrzymał się i utkwił w niej wzrok.
Nie o tym chciała rozmawiać, gdy dzwoniła do jego domu, ale miała szansę wykorzystać tę okazję.
– Sol, z pewnością możesz być szlachetnym rycerzem – odpowiedziała z przekonaniem.
Rycerz. Cahoonowi spodobał się ten pomysł. Może Judy wreszcie się przekona, że on też ma jaja. Usiadł na fotelu i przypomniał sobie o alkoholu.
– Chcesz pomóc? – zapytała. – A więc nigdy więcej ukrywania, co się naprawdę dzieje w mieście. Żadnych głupot w stylu stu pięciu procent wykrywalności przestępstw. Ludzie muszą znać prawdę. Potrzebują kogoś takiego jak ty, kto zainspiruje ich do działania.
Sol pokiwał głową, wyraźnie poruszony.
– Wiesz, to nie był mój pomysł z tą wykrywalnością. Wymyślił to burmistrz.
– Oczywiście – powiedziała.
– A przy okazji – zainteresował się Cahoon – jak jest naprawdę?
– Nieźle. – Judy napiła się jeszcze. – Około siedemdziesięciu pięciu procent, to jest w przybliżeniu mniej więcej tyle, ile być powinno, aczkolwiek więcej niż w wielu innych miastach. Więc jeśli chcesz wliczać w to sprawy sprzed dziesięciu lat, które już dawno udało się wyjaśnić, spisywać nazwiska z cmentarza lub przyjąć, że zabity handlarz narkotyków był sprawcą trzech niewyjaśnionych przestępstw…
Cahoon uniósł w górę rękę, aby jej przerwać.
– Rozumiem, Judy. To się już nie powtórzy. Uczciwie stawiając sprawę, nie znałem szczegółów. Burmistrz Search to idiota. Może powinniśmy znaleźć kogoś innego na jego miejsce. – Zaczął bębnić palcami po poręczy fotela.
– Sol. – Poczekała, aż na nią spojrzy. – Przykro mi, ale mam niedobre wiadomości i chciałam, abyś dowiedział się o tym ode mnie, zanim wywęszą to media.
Cahoona znowu ogarnął niepokój. Wstał, aby napełnić kieliszki, a Judy opowiadała mu o Blairze Mauneyu III i o tym, co wydarzyło się tej nocy. Powiedziała, co znalazła w papierach zabitego, pozostawionych w wynajętym wozie. Sol słuchał zaszokowany i krew powoli odpływała mu z twarzy. Nie mógł uwierzyć w śmierć Mauneya, w to, że został zamordowany, wymalowany farbą w sprayu i porzucony gdzieś w śmieciach, między krzewami jeżyn. Nie chodziło o to, że jakoś szczególnie lubił tego człowieka. Mauney, jego zdaniem, miał szczurzą naturę i przejawiał skłonności do podejmowania nieuprawnionych decyzji, więc posądzenie go o nieuczciwość specjalnie Cahoona nie zaskoczyło. Zmartwił się natomiast sprawą papierosów US-Choice, które miały kryć w sobie tyle dobrodziejstw, no i te maleńkie korony. Jak mógł uwierzyć w coś takiego?
– Teraz moja kolej na pytania – zakończyła Judy.
– Co chcesz, abym zrobiła?
– Jezu – jęknął, a jego niestrudzony umysł cały czas analizował możliwości, obciążenia finansowe, zdolności płatnicze i niemożności, a także kwestie związane z delikatną materią całej sprawy.
– Nie jestem pewien. Ale zdecydowanie potrzebuję czasu.
– Ile? – Komendantka obracała w ręku szklaneczkę z bourbonem.
– Trzy albo cztery dni – odpowiedział. – Moim zdaniem większość pieniędzy wciąż jest jeszcze na Kajmanach, na różnych rachunkach, których numery niełatwo będzie znaleźć. Jeśli wiadomość o śmierci Mauneya dotrze do mediów, mogę dać głowę, że nigdy nie odzyskamy pieniędzy i niezależnie od tego, co będą mówić inni, ta strata uderzy we wszystkich, w każde dziecko, które trzymało swoje kieszonkowe w naszym banku, w każde małżeństwo oczekujące na pożyczkę, w każdego emeryta z oszczędnościami na czarną godzinę.
– Oczywiście, zdaję sobie sprawę – odrzekła Judy, która także zaufała bankowi Cahoona. – To potwierdza moją teorię, Sol. Każdy to odczuje. Przestępstwa dotykają nas wszystkich. Nie wspomnę już, co to znaczy dla wizerunku twojego banku.
Był zdruzgotany.
– To jest zawsze największa strata. Reputacja i kary, jakie nałożą na nas kontrolerzy federalni.
– Ale to nie była twoja wina.
Dominion Tabacco i te ich tajne badania godne Nagrody Nobla od początku mnie niepokoiły. Sądzę, iż po prostu chciałem wierzyć, że to prawda – przyznał się. – Ale bank powinien być czujny, aby nic takiego nie mogło się zdarzyć.
– No więc jak mogło do tego dojść? – zapytała.
– Wyobraź sobie, że masz wiceprzewodniczącego seniora, który posiada dostęp do wszystkich procedur związanych z komercyjnymi pożyczkami, i ufasz mu. Czasami więc robisz wyjątki od zasad banku i procedur. I wtedy pojawiają się kłopoty. – Wydawał się kompletnie załamany. – Cholera, powinienem lepiej pilnować tego skurczybyka.
– Czy gdyby nie zginął, udałoby mu się doprowadzić to do końca? – zapytała.
– Oczywiście – odrzekł Cahoon. – Jedyne, czego musiał dopilnować, to zwrot pożyczki. Naturalnie, byłaby to forsa z narkotyków, o czym my nie mielibyśmy pojęcia. On dostałby jakieś dziesięć procent od całej sumy, którą wypraliby dzięki zakupowi nieruchomości i pożyczce z banku. I sądzę, że ci ludzie, kimkolwiek by byli, nie poprzestaliby na tym, wykorzystywaliby nas do międzystanowych operacji prania gotówki. Prawda mogłaby wyjść na jaw zupełnie przypadkowo. A wtedy US-Bank byłby zrujnowany.
Judy słuchała uważnie i czuła, że nabiera szacunku do tego człowieka, którego, aż do dzisiejszego ranka, nie rozumiała i źle osądzała.
– Powiedz mi, jak mogę ci pomóc? – spytała ponownie.
– Jeśli mogłabyś opóźnić identyfikację zwłok i nie ujawniać żadnych informacji na temat operacji finansowych Mauneya, spróbujemy uratować, co się da, i zorientować się w rozmiarach całej operacji – powiedział. – A potem sporządzimy raport i podamy rzecz do publicznej wiadomości.
Judy spojrzała na zegarek. Dochodziła trzecia rano.
– Natychmiast poinformujemy o wszystkim FBI. Oni także będą chcieli zyskać trochę na czasie. Jeśli zaś chodzi o Mauneya, nie mamy jeszcze pełnych danych do identyfikacji ciała, a jestem pewna, że doktor Odom nie musi się z tym śpieszyć, dopóki nie otrzyma kartoteki dentystycznej, potwierdzenia odcisków palców denata i tym podobnych rzeczy, a wiesz sam, jaki jest zajęty. – Przerwała na chwilę.