– To zajmie nam trochę czasu – obiecała.
Cahoon pomyślał o pani Mauney III, którą widywał od czasu do czasu na oficjalnych przyjęciach.
– Ktoś powinien zawiadomić Polly – powiedział.
– Żonę Mauneya. Mógłbym to zrobić, jeśli nie widzisz przeszkód.
Judy wstała i uśmiechnęła się do niego.
– Wiesz co, Sol? Nie jesteś aż tak zepsuty, jak mi się wydawało.
– Wzajemnie, moja droga. – Cahoon wstał.
– Z pewnością, Sol.
– Jesteś głodna?
– Umieram z głodu.
– Co może być otwarte o tej porze? – zaczął się zastanawiać.
– Byłeś kiedyś w Presto Grill?
– Czy to jakiś klub?
– Tak – odpowiedziała. – I wiesz co, Sol? Nadszedł czas, abyś został jego członkiem.
26
O tak późnej porze nocy na ulicach można było spotkać jedynie ludzi, którym nie chodziło po głowie nic dobrego, i kiedy Virginia jeździła ulicami, szukając samochodu Brazila, z minuty na minutę pogarszał się jej humor. Z jednej strony martwiła się o niego, ale jednocześnie wzbudzał w niej taką wściekłość, że miała ochotę spuścić mu lanie. Kim on jest, szaleńcem? Skąd się biorą u niego te irracjonalne napady złego humoru? Gdyby był kobietą, pomyślałaby, że cierpi na zespół napięcia przedmiesiączkowego, i poradziłaby mu, aby poszedł do ginekologa. Wzięła do ręki telefon komórkowy i ponownie wystukała numer.
– Redakcja – usłyszała obcy głos.
– Proszę z Andym Brazilem.
– Nie ma go.
– A czy był w redakcji w ciągu ostatnich kilku godzin? – zapytała zdenerwowana. – Mieliście od niego jakieś wiadomości?
– O ile mi wiadomo, nie.
Virginia nacisnęła przycisk kończący rozmowę i rzuciła komórkę na fotel. Uderzyła pięścią w kierownicę.
– Cholera, cholera, Andy! – krzyknęła.
Dalej krążyła po ulicach, gdy nagle zadzwonił telefon. To Andy. Była tego pewna, gdy podnosiła go do ucha. Myliła się, niestety.
– Tu Hammer – usłyszała głos szefowej. – Co ty robisz w mieście o tej porze?
– Nie mogę go znaleźć.
– Jesteś pewna, że nie ma go w domu albo w gazecie?
– Sprawdzałam. Jest gdzieś na mieście i szuka guza – wybuchnęła Virginia.
– Kochanie – powiedziała szefowa – właśnie mamy zamiar pójść z Cahoonem na śniadanie. Chciałaby cię o czymś powiadomić. Nie udzielaj nikomu żadnych informacji o ostatnim zabójstwie ani o tożsamości ofiary aż do odwołania. Na razie śledztwo jest w toku. Musimy zyskać na czasie z uwagi na tę drugą sprawę.
– Uważam, że to rozsądne – odpowiedziała Wirginia, patrząc w lusterko i rozglądając się na boki.
Minęła się z Brazilem o dwie minuty, co zresztą zdarzyło się już kilkakrotnie w ciągu tych kilku godzin. Skręciła w jakąś ulicę, podczas gdy on zaraz potem przejechał obok miejsca, gdzie dopiero co była. Krążył teraz w okolicy Cadillac Grill na West Trade Street, rozglądając się po zabitych deskami slumsach, odwiedzanych przez władców nocy. Z daleka zobaczył młodą prostytutkę, pochyloną nad thunderbirdem. Rozmawiała z facetem, który chciał coś zainwestować. Młody dziennikarz był w bojowym nastroju, podjechał nieco bliżej i patrzył. Klient dodał gazu i zniknął, a kurewka odwróciła się do Brazila z wrogością w oczach, zła, że zepsuł jej interes. Andy opuścił szybę.
– Hej! – krzyknął do niej.
Cykuta spojrzała z kpiną w oczach na tego, którego na ulicy nazywali Blondie. Ruszyła wolno wzdłuż krawężnika. Ten kapuś-przystojniaczek ciągle za nią łaził, najwyraźniej miał coś do niej, szykował się, a może myślał, że uda mu się zdobyć jakieś nowe informacje dla policji i gazety. To wydało jej się zabawne. Brazil odpiął pasy i zaczął opuszczać szybę po stronie pasażera. Tym razem mu nie umknie. O, nie. Schował pistolet pod siedzenie i ruszył powoli do przodu.
– Przepraszam! Przepraszam panią! – wołał za nią. – Chcę porozmawiać.
W tym samym czasie Judy Hammer przejeżdżała tuż obok, a Cahoon jechał za nią swoim czarnym mercedesem sedanem 600S V-12 ze skórzaną tapicerką. W tej części miasta nie czuł się bezpiecznie i jeszcze raz sprawdził zamki, podczas gdy komendantka włączyła policyjne radio i poprosiła dyspozytora o dziesięć-pięć z jednostką siedemset. Po chwili miała już łączność w eterze z Virginią.
– Szukany przez ciebie osobnik znajduje się na rogu West Trade i Cedar – przekazała jej wiadomość. – Powinnaś szybko tam pojechać.
– Dziesięć-cztery.
Policjanci byli zdumieni, wręcz gubili się w domysłach, gdy usłyszeli rozmowę między szefową i jej zastępczynią. Nie zapomnieli jeszcze tego, co komendant Hammer mówiła o śledzeniu i nękaniu obywateli. Może byłoby rozsądniej odczekać chwilę lub dwie, aż zorientują się, o co w tym wszystkim chodzi. Virginia dodała gazu, cofając wóz w stronę West Trade.
Cykuta zatrzymała się i powoli zaczęła iść w kierunku Brazila, w jej oczach tliła się obietnica takich wrażeń, jakich ten kapuś w BMW nie potrafiłby sobie nawet wyobrazić.
Komendant Hammer nie była pewna, czy to odpowiedni moment, aby wprowadzić Cahoona do Presto Grill. Aura kłopotów unosiła się nad ulicą jak żar w upalny dzień, a Judy doskonale wiedziała, że nie osiągnęłaby w życiu niczego, gdyby ignorowała swój instynkt. Jedynie w sprawach osobistych szukała kompromisu, wyciszała się i zaprzeczała temu, co było oczywiste. Skręciła na parking All Right obok baru i pomachała przez okno do Cahoona. Zatrzymał swój samochód obok jej nieoznakowanego wozu i także opuścił szybę.
– Co się dzieje? – zapytał.
– Zaparkuj i wsiadaj do mnie. – Co?
Judy Hammer rozejrzała się po okolicy. Z całą pewnością zanosiło się na coś niedobrego. Czuła odór zła, rozpoznawała smród bestii. Nie było czasu do stracenia.
– Nie mogę tu zostawić samochodu – zauważył rozsądnie Cahoon, ponieważ jego mercedes byłby jedynym wozem na tym parkingu, a prawdopodobnie także w promieniu osiemdziesięciu kilometrów, który kosztował około stu dwudziestu tysięcy dolarów.
Komendantka połączyła się z dyspozytorem.
– Przyślijcie radiowóz na parking All Right, West Trade pięćset. Niech pilnują aż do odwołania najnowszego modelu mercedesa.
Dyspozytor Radar nie przepadał za Judy Hammer, ponieważ była kobietą. Ale ponieważ była też szefową policji, a on miał dobrego nosa, nie chciał się narazić tej suce. Nie miał pojęcia, co komendantka robi o tak późnej porze na ulicy, lecz na wszelki wypadek wysłał dwa radiowozy pod wskazany adres. Cykuta wolno zbliżała się do samochodu Brazila od strony okna dla pasażera, uśmiechając się do własnych myśli. Zajrzała do środka, jak to miała w zwyczaju, i taksującym spojrzeniem oceniła wypielęgnowaną, skórzaną tapicerkę. Zauważyła teczkę, długopisy, firmowe notesy „Charlotte Observera”, starą skórzaną kurtkę lotniczą, a przede wszystkim policyjny skaner i radio.
– Jesteś z policji? – zapytała, przeciągając sylaby i zastanawiając się, kim, do diabła, był Blondie.
– Jestem dziennikarzem. Z „Observera” – odrzekł Andy, ponieważ nie czuł się już policjantem.
Porucznik West wystarczająco dobitnie dała mu to do zrozumienia.
Cykuta ze złowrogą kokieterią zastanawiała się, na ile go oceniać. Dziennikarze nieźle zarabiali, a przy okazji prawda wyszła na jaw. Blondie nie jest kapusiem. Był tym pismakiem, którego artykuł tak rozgniewał Dyniogłowego.
– Co sprzedajesz, chłopczyku? – zapytała.
– Informacje. – Serce Brazila waliło jak młotem. – Płacą mi za to.
Kobiecie zaświeciły się oczy, rozchyliła usta w wesołym uśmiechu, ukazując rzadko rozstawione zęby. Okrążyła wóz i podeszła do okna od strony kierowcy. Jej zapach był intensywny jak woń kadzidełka.