Prokurator Teodor Szacki zaparkował w błocie przed bramą i wysiadł, Najmanowa czekała przy furtce, okryta długim swetrem. Skrzyżowane ramiona przyciskała mocno do ciała, włosy miała mokre od śniegu. Możliwe, że czekała dość długo.
Szacki zastanawiał się, czy to coś znaczy.
Wewnątrz dom niczym się nie wyróżniał. Parter miał sporą powierzchnię, a przy tym mało okien i dość nikczemną wysokość. Salon połączono z kuchnią i jadalnią w jedno nieprzytulne pomieszczenie.
Zamknięty kominek, telewizor wielkości ekranu kinowego, duża skórzana kanapa w kształcie litery U, przed nią dwupoziomowy szklany stolik. Na dolnym poziomie gazety, na górnym stos pilotów do wszystkiego. Żadnych książek.
Milczał, czekał, aż gospodyni zrobi kawę, i zastanawiał się, co powiedzieć. Gdyby po prostu znaleźli trupa Najmana w krzakach, byłaby pierwszą podejrzaną – żona, która przez tydzień nie zgłosiła zaginięcia. Ale ktoś sobie zadał dużo trudu, żeby go zabić, zamienić w suche kości i ukryć w mieście. A poza wszystkim nie był stuprocentowo pewny, czy to zwłoki Najmana. Przez telefon ustalił tylko tyle, że faktycznie od ponad tygodnia nie było go w domu.
Postawiła przed nim kawę. Obok wylądował talerzyk z delicjami.
Napił się kawy. Kobieta usiadła naprzeciw, nerwowo obgryzała skórki przy paznokciach. Chciał, żeby odezwała się pierwsza.
– Co się stało? – zapytała.
– Nie mamy pewności, ale podejrzewamy, że najgorsze.
– Zrobił komuś krzywdę – bardziej stwierdziła, niż zapytała. Oczy jej się rozszerzyły.
Takiej odpowiedzi się nie spodziewał.
– Przeciwnie. Podejrzewamy, że pani mąż nie żyje.
– Jak to?
Nie miał wprawy w takich rozmowach. Zwykle jego rozmówcy byli już wstępnie obrobieni przez policję. Przydałby się Falk, na pewno miał z tego szkolenie.
– Podejrzewamy, że zginął.
– W wypadku?
– W wyniku czynu zabronionego.
– To znaczy że kto inny spowodował wypadek?
– To znaczy że kto inny być może pozbawił go życia.
– Zamordował?
Skinął głową. Monika Najman wstała i wróciła z kartonem soku warzywnego. Nalała sobie całą szklankę i wypiła połowę. Wyglądała zwyczajnie, jak nauczycielka albo urzędniczka. Średniego wzrostu, szczupła, o niezapadającej w pamięć twarzy, z popielatymi włosami do ramion. Podmiejska matka. Rozejrzał się, ale nigdzie nie widział śladu bytności dzieci. Żadnych pomazanych ścian, porozrzucanych zabawek, kredek w kubku. Ale też Najman miał pięćdziesiątkę, ona koło trzydziestu pięciu. Może nastolatek?
– Ale kto?
– Proszę pani, proszę się skupić na chwilę. W Olsztynie znaleźliśmy zwłoki, w stanie nienadającym się do identyfikacji. Podejrzewamy i tylko podejrzewamy, że mogą to być zwłoki pani męża. – Poczuł, że musi teraz powiedzieć coś jak normalny człowiek. – Bardzo mi przykro, że przekazuję pani te informacje. Muszę zadać pani kilka pytań, potem przyjedzie policjant i poprosi o coś, gdzie jest DNA pani męża, najlepiej włosy z grzebienia. To nam pozwoli dokonać identyfikacji. Chciałbym też dostać jego zdjęcie, jeśli to możliwe.
Dolała sobie soku, wypiła duszkiem. Wokół ust został czerwony ślad, jakby się po omacku umalowała. Chwilę jeszcze siedziała bez słowa, po czym wstała i zniknęła w głębi domu. Szacki odnotował w myślach, że albo nie nosi zdjęcia męża w portfelu, albo w tej sytuacji nie chce akurat tego najbardziej osobistego oddawać. Odnotował też, że Monika Najman nie jest szczególnie rozmowna. Pytanie, czy dlatego, że jest w szoku, czy dlatego, że bardzo uważa na słowa. Prokuratorskie doświadczenie było bezlistosne: w wypadku tajemniczych zaginięć i zabójstw w czterech na pięć przypadków winni są współmałżonkowie.
Postanowił ją sprowokować.
Minęło kilka minut, zanim wróciła, wręczając Szackiemu odbitkę w pocztówkowym formacie.
– Musiałam wydrukować, żeby było aktualne – powiedziała. – Teraz wszystko w komputerach.
Przyjrzał się zdjęciu. Letni portret, jasny od słońca, uśmiechnięta twarz na tle ceglanej ściany. Przystojny gość, męski, wyrazisty, w stylu Telly’ego Savalasa. Łysa, jajowata czaszka, grube, czarne brwi, piwne oczy, nos prosty jak u rzymskiego generała, pełne usta.
Typ testosteronowego mężczyzny, który bardzo podoba się kobietom, nawet jeśli intuicja podszeptuje im, że nie muszą dobrze wyjść na tej znajomości.
Jedyną skazą na jego męskim wizerunku była zniekształcona w wyniku jakiegoś urazu małżowina prawego ucha.
– Nie powinnam go rozpoznać? – Kobieta przerwała jego kontemplację fotografii.
– Zwłoki nie nadają się do identyfikacji – odpowiedział, a widząc, jak krew odpływa jej z twarzy, szybko dodał: – Metoda DNA jest pewniejsza i pozwoli oszczędzić pani przykrości. Na ogół staramy się nie angażować bliskich, jeśli identyfikacja mogłaby być wyjątkowo traumatyczna.
– Ale co się stało?
Dobre pytanie.
– Ktoś go pobił? Zadźgał? Zastrzelił?
To było nie tylko dobre pytanie. To było też bardzo trudne pytanie.
– Niestety nie wiemy na tym etapie.
Patrzyła na niego bez zrozumienia.
– Piter jest łysy – powiedziała nieoczekiwanie, wskazując na zdjęcie.
– Słucham?
– Piter jest łysy. Nie mogę nikomu dać włosów z jego grzebienia.
Miał na końcu języka pytanie o dziecko, ale z dziećmi różnie bywa.
– Policjant się tym zajmie, proszę się nie martwić.
– Może z maszynki elektrycznej do golenia, tam zawsze jest taki kurz z zarostu. Myśli pan, że się nada?
Nie miał pojęcia, ale pokiwał głową z powagą doradcy duchowego.
– Kiedy widziała pani męża po raz ostatni?
– W poniedziałek – odpowiedziała szybko.
– W jakich okolicznościach?
– Poszedł do pracy.
– Dokąd?
– Ma biuro podróży na Jarotach. To znaczy nie biuro, tylko agencję.
On ma. Nie „my mamy”.
– A pani czym się zajmuje?
– Pracuję w bibliotece w Kortowie.
– Na uniwersytecie?
– Tak.
– Macie państwo dzieci?
– Synka, pięcioletniego. Piotrka.
Zdziwił się. Pięciolatek, który nie zamienia salonu w plac zabaw.
– Gdzie teraz jest?
– U mojej mamy w Sząbruku.
Nie za bardzo kojarzył, gdzie to jest.
– Od dawna?
Spojrzała na niego, jakby był przezroczysty, a ona oglądała bardzo interesujący program telewizyjny za jego plecami. I cała zastygła.
– Od dawna? – powtórzył.
– Od zeszłego tygodnia. Chciałam odpocząć, a mama go uwielbia.
– Od zeszłego tygodnia w piątek czy od zeszłego tygodnia w poniedziałek?
– Przepraszam, jestem zupełnie rozbita. Czy to jest przesłuchanie?
– Nie, tylko rozmawiamy.
Coś mi wygląda, że jeszcze się poprzesłuchujemy, pomyślał.
– Mąż mówił, że gdzieś wyjeżdża?
– Właśnie nie. – Kobieta ożywiła się nagle i zrobiła taką minę, jakby dało jej to dopiero teraz do myślenia.
– Zdarzało mu się wcześniej, że wychodził do pracy i znikał na tydzień?
– Wie pan, w ogóle dużo jeździł. To branża turystyczna. Biura często organizują wycieczki dla sprzedawców, żeby mogli obejrzeć, co polecają. Sama byłam na jednej. Klienci to lubią, jak ktoś potrafi opowiedzieć o wszystkim.