Выбрать главу

Z wrażenia zaniemówił.

– Zwariowałaś kompletnie? W życiu nawet klapsa nie dostałaś.

– Pewnie wyparłam. Pani pedagog mówiła, że to jest możliwe. Wyparcie traumy. Boże, co ja przeżyłam.

Ukryła twarz w dłoniach.

Próbował się uspokoić, ale czuł, że krew w nim kipi.

– Nie mogę w to uwierzyć. Po prostu zejdź mi z oczu, zanim dorobisz się prawdziwej traumy. I gwarantuję, że ci się jej nie uda wyprzeć przez następne siedemdziesiąt lat. Wynocha.

Odwróciła się na palcach i odeszła wyprostowana. Jakże dumna, mimo krzywdy, która ją spotkała. Nie mógł się powstrzymać i pokazał jej plecom palec.

– A za pizzę potrącę ci z kieszonkowego. Obiecuję, że będzie bardzo droga.

Wyczerpany usiadł na kuchennym blacie, prosto w kleks keczupu ze śniadania. Poczuł, jak na pośladku rośnie mokra plama.

Nie mógł nie parsknąć śmiechem. Podwinął mankiety, zmył po śniadaniu i zamówił pizzę. W sumie to nawet miał na nią ochotę. Wstawiał czajniczek na swoją świętą wieczorną kawę, kiedy do domu wróciła Żenia. A razem z nią nieoczekiwanie przybył zapach chińszczyzny.

Stuknęły zrzucane w sieni kozaki, zaraz potem weszła do kuchni, wysoka, zarumieniona od zimna, z długaśnym tęczowym szalikiem, okręconym wokół szyi. Wyglądała ślicznie, jak nastolatka.

– Też chcę kawę. A jeszcze jak mi mleka podgrzejesz, to... – Zrobiła dłonią przy ustach gest robienia laski.

Postukał się w czoło. Ale naprawdę lubił tę dziewczynę. Na tyle, że słowo „małżeństwo” przestawało w jego głowie brzmieć jak groźba. Czy fajnie by było resztę życia znosić jej czerstwe dowcipasy? Musi o tym pomyśleć.

Postawiła na stole dwie wielkie torby, z pudełkami z chińszczyzną.

Spojrzał pytająco.

– A, nie mogłam się zdecydować, to wzięłam więcej, najwyżej na jutro zostanie. Helena – zawsze mówiła o jego córce Helena, co o dziwo małej się podobało – do mnie dzwoniła po szkole, przepraszała, że nie zrobi obiadu, ale mieli jakiś projekt charytatywny. Obiecała, że jutro usmaży placki z jabłkami. Co się tak patrzysz, Teo?

9

Tymczasem na ulicy Równej, perwersyjnie wręcz zwyczajnej w swojej podmiejskości, w niewyróżniającym się niczym domu, mężczyzna siedział przy obiedzie i wspominał w myślach, jak kilka miesięcy temu mieli szkolenie w hotelu pod Łodzią. Trener zapytał, do czego by porównali swoje rodziny. Najbardziej się śmiali z faceta, który powiedział: do wczasów nad Bałtykiem. Niby wakacje, niby sami tego chcieliśmy, niby kupa kasy poszła, tylko gdzie jest słońce? On z kolei powiedział prawdę, wiedział, że na szkoleniu z zarządzania zabrzmi ona nieźle: do dobrze naoliwionej maszyny.

Dobrze być częścią takiej maszyny. No, może nie tyle częścią, co inżynierem. Też o tym teraz pomyślał, kiedy siadał do obiadu. Posiłek wyglądał pysznie, stek wołowy z jakimś sosem. I purée, każdy miał na talerzu z ziemniaczanego purée ułożony inicjał swojego imienia. Mały w foteliku podskakiwał tak zachwycony, jakby rozumiał, co tam jest napisane, cały czas dźgał palcem swoją literkę i śmiał się w głos.

– Wspaniale to zrobiłaś – powiedział do żony.

Uśmiechnęła się. Nie była zbyt ładna ani zbyt kobieca, ale miała swoje lepsze dni. To był jeden z nich. I on też miał swój lepszy dzień. Naprawdę. Dobrze naoliwiona maszyna.

– Hm, pyszny ten sos. Z czego?

– Z gorgonzoli. Smakuje ci?

– Pytanie. On nie je?

– Gdzieś czytałam, że chyba dopiero od trzech lat ser pleśniowy. Pewnie przesada, ale na wszelki wypadek.

– Brałaś kasę z bankomatu?

– O Jezu, przepraszam.

Wzruszył ramionami. Wiedział, że czasami jego żona tak ma. Nawet jak sobie napisze na kartce albo wytatuuje na ręku, to i tak albo zapomni, albo zrobi inaczej.

– Nic się nie stało – odparł uspokajająco, bo widział, że się zmartwiła, i pogłaskał ją po ręce. – Po prostu jak płacisz kartą, łatwiej kontrolować wydatki. Dzięki naszemu zeszytowi wiemy, ile w jakim sklepie na co wydaliśmy, potem możemy się zastanowić, czy gdzieś nie trzeba się ograniczyć. I możemy zaoszczędzić na fajniejsze wakacje.

– Zapomniałam, że to nie Bieda.

– Przecież nie robimy tam zakupów.

– Tak, wiem, ale jak jechałam, to w radiu ktoś opowiadał głupi dowcip, że prędzej w Biedronce będzie można płacić kartą niż coś tam, nawet nie pamiętam co. I tak się zafiksowałam, że nie można płacić kartą, że od razu wzięłam z bankomatu.

– Okej, rozumiem, ale wiesz, jak to jest z gotówką.

– Wiem. – Powtórzyła jego słowa: – Rozmienisz stówę i już nie ma stówy.

Zrobił gest mówiący „lepiej bym tego nie ujął” i ostatnim kawałkiem mięsa zebrał resztki purée. Zjadł i zaczął się z małym bawić kulkami zielonego groszku. Niby nie można się bawić jedzeniem, ale ma jeszcze chwilę na tę naukę.

Dobrze naoliwiona maszyna. Lubił swoją karierę, lubił swój dom i swoje drzewo. Ale ta rodzina − ta dobrze naoliwiona maszyna – to było jego największe życiowe osiągnięcie. Nigdy nie przestanie być z tego dumny.

10

Próbował się pogodzić z Helą, lecz go nie wpuściła do swojego pokoju. Uznał, że porozmawia nazajutrz, jak jej przejdzie. Nie mogła od razu powiedzieć? Nie byłoby prościej? Wiedział, że dał ciała, ale ciągle był trochę zły. Na nią, na siebie, tak ogólnie. Jakiś męski PMS mu się przyplątał.

Tyle dobrego, że Żenia się zlitowała nad nim i odpuściła „musimy porozmawiać”.

Leżał na łóżku i czytał Lemaitre’a. Tak jak zwykle stronił od kryminałów – nie dość, że wydumane i przewidywalne, to jeszcze skrzętnie omijały prokuratorów – to musiał przyznać, że Francuz był naprawdę dobry.

Żenia wyszła z łazienki w długiej koszuli nocnej, wcierając krem w dłonie. Przestała biegać po domu na golasa, odkąd Hela z nimi zamieszkała. Był jej wdzięczny, bo wcześniej obnosiła swoją nagość jak sztandar, i rozumiał, że to musiało być dla niej wyrzeczenie.

Należała do tych kobiet, którym po zmyciu makijażu przybywało lat, ale nie ubywało urody. Przeciwnie, podobała mu się taka, rysy jej się wyostrzały, niektórym mogły się wydawać wręcz męskie, ale jemu ta surowość była w smak. Dziwnie to działa. Zawsze kiedy widział takie dziewczyny – wysokie, dość kanciaste, androgeniczne, z ostrymi rysami, małym biustem i chrapliwym śmiechem – myślał: nie mój typ. A Żenia raz spojrzała i był ugotowany. Teraz patrzył, jak kręci się po sypialni, i czerpał z tego ogromną przyjemność.

– Przez trzy godziny opowiadali mi o wszystkich swoich przyjaciołach i krewnych, kto z kim ma jakie relacje i dlaczego. Normalnie olałabym sprawę, ale rozumiesz, boję się, że jak ich źle usadzę na tych tratwach i dojdzie do bójki, to ktoś utonie. Starałam się wszystko rozrysować, cały ten arkusz wygląda jak ruchy wojsk radzieckich w czasie ofensywy, jakaś diabelska łamigłówka. Niby młodych się sadza razem, ale młodzi z jego pracy nie mogą siedzieć obok młodych z jej rodziny, bo kiedyś firma jej ojca zabrała zamówienie jego firmie. Słuchasz mnie?

– Hm – odpowiedział z zaangażowaniem, udając aktywne słuchanie, bo w czasie jej wywodu wrócił do książki.

– To co powiedziałam?

– Firma jej ojca zabrała zamówienie jego firmie. Słuchasz mnie?

Walnęła się obok niego do łóżka.

– Pomyślałam, że to jakiś bezsens. Zerwałam z medycyną, bo nie mogłam znieść odpowiedzialności za to, że od moich decyzji będzie zależeć czyjeś życie. Na tym tle wydawałoby się, że weddingplanerstwo...

Skrzywił się. Nie lubił kaleczenia polszczyzny.