Igor wygładził błękitną marynarkę. Potem wygładził hipsterski krawat, wyglądający na wyciągnięty z szafy dziadka bikiniarza. W gazecie pewnie napisali: „Warto, żebyś zaznaczył swoją osobowość, wprowadzając do klasycznego stroju element szaleństwa”. W końcu wygładził jasne włosy i poprawił okulary.
Jebnę mu, pomyślał Szacki. Jeszcze jeden neurotyczny gest i po prostu mu jebnę, nawet jeśli ma się okazać za chwilę, że to nowy prokurator generalny.
– Jak pan uważa, jak społeczeństwo postrzega prokuratorów? – zapytał Igor.
Westchnął w myślach, zastanawiając się, jaka strategia sprawi, że będzie tu siedział krócej. Postanowił odpowiedzieć.
– Nie ma pojęcia, czym się zajmujemy. Ludzie uważają, że jesteśmy urzędasami, którzy kręcą się bez sensu między policjantami i sędziami, przeszkadzając im w pracy. Kiedy akurat nie przeszkadzamy, tuszujemy różne afery na prywatne zlecenie polityków wszystkich szczebli, ewentualnie wypowiadamy się do kamer, wyglądając jak kołki i próbując zakamuflować swoje błędy niezrozumiałym prawniczym żargonem. To tak w skrócie.
– I co można z tym zrobić?
Co to za jakaś denna teoretyczna rozmowa? Szacki starał się nie okazywać irytacji.
– Uważam, że błędem jest informowanie opinii publicznej o śledztwach w dotychczasowy sposób.
– Nie mógłbym zgodzić się bardziej – skaleczył polszczyznę Igor. – Jakieś konkretne pomysły?
– Oczywiście. Należy przestać komunikować się z mediami w ogóle.
Igor i Szarejna wymienili zakłopotane spojrzenia.
– Dlaczego?
– To logiczny wybór – bezwiednie zacytował swojego asesora. – Społeczeństwo źle nas postrzega, ponieważ taki widzi obraz urzędu w mediach. Nie da się z tego równania wykreślić społeczeństwa, bo ono po prostu jest. Nie da się wykreślić prokuratury, bo nasze działania są społeczeństwu niezbędne. Trzeba z tego zdrowego organizmu wyciąć nowotwór, czyli media, które szkodzą podwójnie. Po pierwsze, wprowadzają społeczeństwo w błąd, po drugie, przeszkadzają nam w śledztwach, czyli działają na szkodę społeczeństwa.
– Panie Teo, jak pan chce informować obywateli o naszych poczynaniach bez mediów? – zapytała go szefowa.
– Bezpośrednio. Mamy dwudziesty pierwszy wiek. Wieszajmy na stronach internetowych okręgu informacje o najważniejszych śledztwach i tyle. To nie muszą być lakoniczne komunikaty. Niech to pisze ktoś, kto zna język polski. Niech ktoś, kto potrafi dobrać krawat do marynarki, nagrywa swoje wypowiedzi i wrzuca na Youtube. – Spojrzał na Igora wymownie. – To żadna filozofia. Zróbmy z siebie szeryfów, nikt za nas tego nie zrobi.
Igor uśmiechnął się tajemniczo.
– Ciekawe, że wspomniał pan akurat o szeryfie.
– Ciekawe, że jak na razie niczego mi pan nie wytłumaczył, jedynie zadał kilka pytań bez znaczenia. Na dodatek się pan nie przedstawił.
– Nazywam się Igor.
Szacki w odpowiedzi obdarzył go jednym ze swoich najbardziej lodowatych i pogardliwych spojrzeń.
– Poniewasz.
Szacki czekał na ciąg dalszy.
– Ponieważ co? – zapytał w końcu.
– Poniewasz. Po prostu Poniewasz.
Prokurator ukrył twarz w dłoniach. Poczuł się bardzo zmęczony.
– Proszę spojrzeć.
Spojrzał. Przed nim leżała wizytówka. Igor Poniewasz. CEO. Biuro Usług Komunikacyjnych „Kartoteka”.
Skinął głową, z trudem tłumiąc śmiech.
– Nasza firma została zatrudniona przez Prokuraturę Generalną, żeby poprawić wizerunek waszego urzędu w społeczeństwie. Przyznaję, dość szybko zrozumieliśmy, jak katastrofalna jest sytuacja. Czasami myślę, że łatwiej byłoby przekonać ludzi, że Hitler prowadził po prostu lekko kontrowersyjną politykę zagraniczną. W województwie warmińsko-mazurskim macie wyjątkowo czarny PR po Włodowie i po Olewniku. Powiem szybko, na czym polegają działania naprawcze. Po pierwsze: ewaluacja dotychczasowych rzeczników prasowych na poziomie prokuratur okręgowych i rejonowych. Po drugie: albo przeszkolenie ludzi dotychczas zajmujących się komunikacją, albo wyznaczenie nowych i ich przeszkolenie.
Mam złe przeczucia, pomyślał Szacki. Mam, kurwa, bardzo złe przeczucia.
– Nie ma mowy – powiedział na wszelki wypadek.
– Panie Teo, właśnie dlatego ludzie nas nie lubią. Od razu negacja, od razu na nie, od razu usztywnienie. Porozmawiajmy.
Igor Poniewasz postukał paznokciem w swoją wizytówkę.
– To moja firma. Ja ją wymyśliłem, stworzyłem i rozkręciłem. Wyprułem sobie żyły, aby dojść do etapu, kiedy mogę powiedzieć, że to najskuteczniejsza firma wizerunkowa w Polsce. Trzydziestu moich ludzi jeździ teraz po prokuraturach w całym kraju. Ja powinienem siedzieć za biurkiem w swojej siedzibie na Saskiej Kępie i liczyć banknoty. Wie pan, dlaczego pofatygowałem się na tę wioskę?
– O, wypraszam sobie. – Szarejna żachnęła się niby żartobliwie, ale szczęki zacisnęły jej się gwałtownie. – Rozumiem, Igorze, że jesteś tu przez chwilę, ale to wyjątkowe miejsce. Wiesz, że tylko w granicach miasta jest tutaj jedenaście jezior? Jedenaście!
Poniewasz spojrzał na nią uprzejmie.
– Naprawdę uważasz, droga Ewo, że to świadczy o wielkomiejskości tego miejsca? Ilość jezior, bagien i nieprzebytych lasów?
Szarejna zmartwiała, jakby ją uderzył, natomiast zdaniem Szackiego żart był pierwsza klasa. Prokurator nawet poczuł cień sympatii do tego źle ubranego człowieka o dziwnym nazwisku i niepotrzebnym zawodzie.
– Dlatego się pofatygowałem. – Poniewasz wyjął z aktówki iPada w bordowym futerale. – Bo jak tylko zrozumiałem, że musimy zrobić z was szeryfów... – Postawił tablet przed Szackim. – Zacząłem szukać, czy ktoś już was tak przedstawił. Szukałem filmu, serialu, może powieści kryminalnej, punktu zaczepienia. Wpisałem w Google’a „szeryf prokurator” i dowiedziałem się, że niepotrzebna mi powieść kryminalna, że taka osoba naprawdę istnieje.
Włączył tablet. Szacki zobaczył przed sobą wyniki wyszukiwania.
Znał te nagłówki. „Szeryf w garniturze łapie złoczyńcę”. „Kolombo z Kielecczyzny”. „Ulica Koseły 221B”. „Szeryf na państwowej posadzie”. „Szeryf i ziarno prawdy”.
Znał te zdjęcia. On na konferencji prasowej. On na tle sandomierskiej katedry. On w todze na sali sądowej w Kielcach. Niestety też on w babskich pismach. Raz jako najseksowniejszy, raz jako najlepiej ubrany urzędnik państwowy. Tak, jego lista powodów niechęci do mediów była niemal nieskończona.
– Nie ma mowy – powtórzył.
– Panie Teo! – z serdeczną egzaltacją powiedziała Szarejna i zabrzmiało to jak modlitwa, inwokacja do Pana Boga. – Nie możemy być masą anonimowych urzędników, odwróconych plecami do ludzi. Są powody, dla których szeryfowie zawsze nosili złotą gwiazdę. Przypiętą na piersi, widoczną z daleka, obwieszczającą wszem i wobec, że w tym miejscu przestrzega się prawa. Pan będzie złotą gwiazdą Olsztyna.
Do końca miał nadzieję, że może chodzi o jednorazowy występ, przemówienie na dniach bezpieczeństwa miasta czy dożynkach, czy co tam się w województwie organizuje. Musiał porzucić tę myśl prędzej, niż na dobre wybrzmiała ona w jego głowie.
– A mówiąc urzędowo, od dziś jest pan rzecznikiem prasowym Prokuratury Rejonowej Olsztyn-Północ, odpowiedzialnym za komunikację i kontakty z mediami.
– Gratuluję. – Poniewasz się uśmiechnął.
Tonął, postanowił więc chwycić się brzytwy.
– Na pewno powiedzieli pani, że nienawidzę mediów. I że nigdy ich dobrze nie traktowałem, i nie mówię tutaj o braku szacunku, lecz o wyrażanej wprost pogardzie.
– I tak pana kochali. Myślę, że pańska wyrazistość i bezkompromisowość tylko doda panu uroku, panie Teo.