Выбрать главу

Na dole trzasnęły drzwi.

Prokurator Teodor Szacki pomyślał, że to będzie długi wieczór.

Rozdział 2

wtorek, 26 listopada 2013 roku

W rocznicę śmierci Adama Mickiewicza swoje urodziny obchodzi, jak co roku, Tina Turner. Kończy 74 lata. Organizacja Human Rights Network alarmuje o skali gwałtów w Syrii, gdzie przemoc wobec kobiet stała się narzędziem wojny. Seks pozamałżeński jest zakazany, a ofiara gwałtu jest winna złamania tego zakazu. Europa ciągle ma cień nadziei, że władze Ukrainy zmienią zdanie w sprawie gotowej umowy stowarzyszeniowej. Termin upływa w piątek. Poza tym premier Szkocji oficjalnie zapowiada referendum, na którym Szkoci zdecydują o wystąpieniu ze Zjednoczonego Królestwa, a papież Franciszek krytykuje kult pieniądza. W Polsce trwa dyskusja o czekającej na podpis prezydenta ustawie o „bestiach”, która ma wtrącać wyjątkowo niebezpiecznych przestępców po odbyciu kary do specjalnego ośrodka psychiatrycznego. W Olsztynie, mieście kontrastów, tematem dnia jest zamierzchła przeszłość i odległa przyszłość. Archeolodzy odkopali obok Wysokiej Bramy gotycki filar, pozostałość średniowiecznego mostu. Wygląda na to, że przed setkami lat Łyna biegła inaczej, niż sądzili. Jednocześnie wojewódzcy urzędnicy podpisali umowę, dzięki której wiosną ruszą prace przy budowie międzynarodowego portu lotniczego w Szymanach; olsztyńska ulica kpi, że po zakończeniu prac tajni więźniowie CIA będą w końcu odprawiani w komfortowych warunkach. W całej Polsce dość pogodnie i słonecznie jak na tę porę roku, na Warmii mgła i marznąca mżawka.

1

Sączył kawę w kuchni rozmiarów kawalerki i udawał, że jest pochłonięty lekturą „Gazety Olsztyńskiej”, żeby nie brać udziału w rozmowie o emocjach, która wisiała w powietrzu. Kamuflaż był mocno przeciętny, nie było na świecie osoby, którą „Gazeta Olsztyńska” mogłaby aż tak zainteresować. Szacki nie raz zastanawiał się, kto tutaj patrzy władzy na ręce, skoro lokalne media zajmują się – jak w tym numerze – plebiscytami na najsympatyczniejszego listonosza. Przeleciał wzrokiem standardowy tekst o przemocy w rodzinie – trzy tysiące nowych niebieskich kart w regionie, jakiś sensowny policjant apeluje o czujność, bo bardzo rzadko ofiary i sprawcy pochodzą z rodzin patologicznych. Jego wzrok przykuł na chwilę dramatyczny fotoreportaż z ratowania łosia, który utknął w jakimś dole pełnym błota. Pomyślał, że musi schować gazetę przed Helą, inaczej znowu będzie wywracała oczami, że musi mieszkać w lesie z dzikimi zwierzętami. Łosia uratowali myśliwi, co zrodziło w Szackim podejrzenie, że sami go tam najpierw wrzucili, żeby móc potem mówić w telewizji, że wcale nie są zgrają testosteronowych wariatów, którzy chcą sobie trochę pozabijać przy wódce i bigosie. Skądże znowu, oni ratują zwierzęta.

– Jest coś o tobie?

Spojrzał zdziwiony.

– Nie, dlaczego?

– Adela pisała, podobno dałeś wczoraj w jedynce występ.

Wzruszył ramionami, przekartkował do końca gazetę i odrzucił ją teatralnie.

– Jakoś z Polski to lepiej wygląda. Dzieciobójczynie, lincze na wioskowych oprawcach, prezydenci wsadzający podwładnym ręce do majtek. Gdzie to wszystko jest?

Żenia zerknęła na niego przez ramię, unosząc wysoko jedną brew. Był to gest tak charakterystyczny, że powinna go wydrukować na wizytówkach zamiast imienia i nazwiska.

– Oszalałeś? Chcesz, żeby ludzie dzieci mordowali?

– Oczywiście, że nie. Ale skoro już muszą, to niech to robią na mojej zmianie. Takie Włodowo, tak, nie byłoby źle.

– Jesteś chory.

– Patrzysz zbyt emocjonalnie. To była fascynująca fabularnie i prawniczo sprawa, a co się stało? Zginął zapijaczony zek i oprawca, który terroryzował okolicę. Żadna wielka krzywda. Sprawcy odsiedzieli kilka miesięcy, a potem ich prezydent ułaskawił, więc jak na to, co zrobili, jakoś się szczególnie nie nacierpieli.

– I słusznie.

– To już dyskusyjny pogląd. Społeczeństwo powinno zostać poinformowane, że nie wolno rozwiązywać konfliktów poprzez zatłukiwanie kijami na śmierć.

– Gadasz jak prokurator.

– Ciekawe dlaczego.

Wstał, poprawił mankiety koszuli i założył marynarkę. Było za trzy ósma. Objął Żenię i pocałował ją czule w usta. Nawet na bosaka była prawie taka wysoka jak on, podobało mu się to.

– Po pierwsze, musimy w końcu porozmawiać. Wiesz o tym?

Skinął niechętnie głową. Wiedział.

– Po drugie, pamiętasz o zasadzie dwóch minut, prawda? – Wskazała na ślady po jego śniadaniu. Okruszki, plama kawy i naczynia. A on pomyślał, że sporo jej wypowiedzi zamienia się w pytania. U przesłuchiwanego wziąłby to za objaw niepewności, u niej była to socjotechnika, która wymuszała na rozmówcy ciągłe potakiwanie, dzięki czemu godził się z rozpędu na to, na co nie miał ochoty.

Dlatego nie potaknął.

– Wszystkie czynności, które nie zajmują więcej niż dwie minuty, robimy od razu, tak? Ułatwiając wszystkim życie w ognisku domowym. Teraz pytanie...

Co za niespodzianka, pomyślał.

– Ile zajmuje umycie talerza, szklanki i kubka? Więcej niż dwie minuty?

– Mam pracę. – Wskazał ręką na duży dworcowy zegar, wiszący nad drzwiami.

– Och tak – obniżyła głos – taką męską, prawdziwą, biurową pracę. Nawet masz aktówkę, mój samcu. A ja pracuję na bosaka w domu, mam taką śmieszną babską pracę, hobby właściwie, więc mogę po tobie sprzątać. Stuknij się, to nie lata siedemdziesiąte.

Poczuł, jak rośnie w nim złość. Dość miał tego rozstawiania po kątach. Założył już marynarkę, teraz musiałby ją zdjąć, wyjąć spinki, zawinąć mankiety, pozmywać. Dla niej to była chwila, nawet tego nie zauważy przecież.

Zerknęła przez ramię na widoczny za oknem budynek prokuratury, jedna brew wysoko podniesiona.

– Jeszcze mi powiedz, że musisz lecieć, bo się boisz, że utkniesz w korku.

Nie wiedzieć czemu ta uwaga sprawiła, że na oczy spadła mu czerwona zasłona. Może to nie są lata siedemdziesiąte, ale każdy zasługuje na odrobinę szacunku.

– Mam pracę – wycedził zimno.

I wyszedł.

2

Edmund Falk czekał już pod drzwiami jego gabinetu. Jak tylko zobaczył Szackiego, wstał i wyciągnął rękę na powitanie. Nie powiedział „dzień dobry”, ale też Falk w ogóle niewiele mówił, a zapytany, odpowiadał uprzejmie i tak oszczędnie, jakby za każdą sylabę pobierali mu opłatę z konta.

Szacki otworzył drzwi i wpuścił młodego asesora do środka. Falk usiadł na miejscu dla klientów, od razu wyjął z teczki plik kartek i czekał bez słowa na znak, że może przedstawić swoje sprawy.

Szacki wiedział, że cały prawniczy Olsztyn kpi sobie z „króla sztywniaków” i „księcia sztywniaków”, jak ich nazywano. I faktycznie, było w tym trochę prawdy, bo gdyby Szacki miał syna, to nie było szans, żeby ten syn, krew z krwi i kość z kości, był do niego podobny bardziej niż Edmund Falk.

Młody prawnik należał do pierwszego rocznika osób, które musiały naprawdę chcieć i się postarać, żeby zostać prokuratorami. Wcześniej było odwrotnie: do prokuratury często szli ci absolwenci prawa, którym nie powiodło się w dostaniu na inne aplikacje albo nie mieli wystarczających pleców lub odpowiednio ustosunkowanych rodzin. Kilka lat temu zlikwidowano aplikację prokuratorską oraz sędziowską i powołano elitarną Krajową Szkołę Sądów i Prokuratury.