A potem nieprzyjemny szelest, strumień białych kulek wsypujących się do żeliwnej rury i straszny, zwierzęcy krzyk jego córki, połączony z odgłosami głuchych uderzeń, kiedy jej ciało w rozpaczy, panice i bólu zaczyna konwulsyjnie się bronić.
Białe granulki wodorotlenku sodu błyskawicznie wypełniły wnętrze rury, zasypały Helę po szyję i wyżej, robi wszystko, żeby ich nie łykać, wyciąga szyję i przechyla głowę do góry, szybko oddychając przez nos, widział, jak poruszają jej się płatki nozdrzy. Widział przerażone, nieludzkie oczy. Widział, jak wbrew sobie otwiera usta, jak dziki krzyk zamienia się w kaszel, kiedy do jej gardła wpadają pierwsze rozpuszczające ciało kulki.
W tej samej chwili odwrócił się i zacisnął dłonie na gardle Wiktorii Sendrowskiej.
Chwilę później
Przy furtce odwrócił się i spojrzał na dom zły. Jego kontury rozpływały się w ciemnościach, potworny nokturn namalowany odcieniami czerni. Ciemnoczarny dom z czarnymi otworami okien, na tle szaroczarnej ściany lasu. Nagle coś zakłóciło ten festiwal czerni, coś mignęło w polu widzenia. Drgnął, przekonany, że przyszli po niego. Że on będzie następnym, trzecim już bytem, który w ciągu kwadransa przekroczy granicę między życiem a śmiercią.
Nie miał nic przeciwko. Wręcz przeciwnie. Chciał nie żyć. Niczego teraz nie pragnął tak bardzo jak tego, żeby nie żyć.
Ale za mignięciem nie stała postać, światło latarki, eksplozja wystrzału ani błysk klingi. Za chwilę kolejne mignięcia pojawiły się w czerni wokół i zrozumiał, że to pierwszy śnieg. Coraz większe płatki coraz śmielej spadały z nieba, osiadając na zamarzniętej, błotnistej ziemi, na domu złym i na czarnym płaszczu Szackiego.
Dotknął dużego płatka na kołnierzu, jakby chciał go obejrzeć dokładniej, ale ten rozpuścił się w okamgnieniu, zamienił w kroplę zimnej wody.
Patrzył na tę kroplę i w jego głowie pojawiła się dziwna myśl. Zrazu bardziej cień, miraż, prawie nieuchwytny. Stało się w nim coś dziwnego, co biegli psychiatrzy nazwaliby fazą szoku. Czuł, że on to on, wiedział, gdzie jest i co się wydarzyło, rozumiał, że musi wsiąść do samochodu i odjechać, ale z drugiej strony wszystkie jego myśli i emocje kłębiły się za ścianą z przydymionego szkła. Coś tam się działo, słyszał stłumione głosy, krzyki, widział słabe, niewyraźne obrazy – ale wszystko to poza nim, w bezpiecznej odległości, bez dostępu do jego świadomości.
Poza tą jedną, natrętną myślą, która w jednym miejscu waliła w szybę i krzyczała w kółko to samo, żądając uwagi i wysłuchania.
– To niemożliwe – powiedział cicho na głos, kiedy w końcu zrozumiał sens tej myśli. – To niemożliwe.
Nie wiedział, kiedy to się stało, ale gdy wstał znad zwłok dziewczyny, telewizor był wyłączony. Nie pamiętał, kiedy został wyłączony, ale ani razu nic nie odwróciło jego uwagi w czasie szamotaniny. To raz. Dwa, że nie miało absolutnie żadnego sensu, poza przyzwoitością, wkładanie Heli do rury w ubraniu. Im bardziej pozwalał tej myśli do siebie dotrzeć, tym bardziej rozumiał, że w momencie kiedy zobaczył łupież na golfie Heli, wszystko powinno stać się dla niego jasne. Tyle tylko że wtedy prawda byłaby jeszcze bardziej nieprawdopodobna niż całe to szaleństwo.
Ale po co? W jakim celu? Dlaczego?
W pierwszej chwili wziął ruch po swojej lewej za zadymkę, płatki śniegu tańczące na wietrze. Ale kiedy spojrzał w tamtą stronę, zobaczył, że część ciemności przesuwa się w jego stronę, płatki śniegu układały się tam na ludzkim kształcie.
Zaczął iść w tamtą stronę, zrazu wolniej, potem coraz szybciej.
I po chwili stał przed swoją córką. Zziębniętą, przerażoną, ale jak najbardziej żywą.
Chwycił ją za ramiona, żeby sprawdzić, czy to nie halucynacja.
– Au – powiedziała halucynacja. – Błagam, powiedz, że jesteś samochodem.
Pokiwał głową, nie będąc w stanie wykrztusić słowa.
– Super. To wsiadajmy do tego grata i uciekajmy stąd. Nie masz pojęcia, co mi się przydarzyło.
Pogłaskał ją po włosach, jego ręka była mokra od płatków śniegu. Spojrzał na dłoń i zobaczył, że jeden z płatków nie rozpuścił się, tkwił w zagłębieniu pomiędzy linią życia i linią rozumu, jakby był ciepłoodporny. Nowy rodzaj śnieżnych płatków, importowanych z Chin, żeby centra handlowe łatwiej mogły sterować magią Bożego Narodzenia?
Spojrzał na włosy swojej córki, która tymczasem odzyskiwała pomału swój wyjściowy, lekko skrzywiony wyraz twarzy, mówiący: „Okej, ale o co chodzi?”. Miała we włosach więcej sztucznych płatków śniegu. Miała je też na swoim czarnym golfie. Wziął jeden z nich, chwycił między kciuk i palec wskazujący, ścisnął.
I zrozumiał.
– Tato? Wszystko okej? Bo ja naprawdę bym chętnie usiadła w cieple.
Kulka styropianu.
Rzucił ją na ziemię i poszedł z Helą w stronę samochodu, nie oglądając się za siebie.
Później
Rozdział 8
czwartek, 5 grudnia 2013
Międzynarodowy Dzień Wolontariusza. Urodziny obchodzą Józef Piłsudski (146), Walt Disney (112) i Dworzec Centralny (38). W wieku 95 lat umiera Nelson Mandela. Inny legendarny światowy przywódca Lech Wałęsa tryska zdrowiem. Uczestniczy w premierze filmu o sobie na Kapitolu w Waszyngtonie, a po projekcji komentuje, że nie może się doczekać, jak jego życie pokażą inni filmowcy. Komisja Europejska blokuje budowę nowego gazociągu, który przez Morze Czarne miał omijać Ukrainę. Watykan powołuje komisję do zwalczania pedofilii wśród księży. Tymczasem w Polsce ciekawie. Sąd najwyższy uchyla rejestrację Stowarzyszenia Osób Narodowości Śląskiej, tłumacząc w uzasadnieniu, że nie ma takiego narodu. W Poznaniu uniwersytecka dyskusja o gender kończy się awanturą i interwencją funkcjonariuszy policji. Pomorze atakuje przybyły z Niemiec orkan „Ksawery”. Warmia i Mazury pod śniegiem. W Olsztynie pierwszy dzień zimy. Całe miasto stoi w korkach. Raz, że śnieg. Dwa, że znienacka remont newralgicznego punktu przy placu Bema postanowiono przesunąć na godziny szczytu. Kierowcy mdleją z wściekłości, a prezydent mówi o centrum zarządzania transportem publicznym, zapowiadając, że kiedy nastanie złota era tramwaju, specjalne kamery będą sterować światłami. Cieszą się pasażerowie, cieszą się też studenci, bo uniwersytet zapowiada, że na kampusowej górce powstanie wyciąg narciarski.
1
Polska jest brzydka. Oczywiście nie cała, żadne miejsce nie jest całkowicie brzydkie. Ale jak wyciągnąć średnią, to Polska jest brzydsza niż jakikolwiek kraj w Europie. Nasze piękne góry nie są ładniejsze od czeskich czy słowackich, o Alpach nie wspominając. Nasze pojezierza to daleki cień skandynawskich. Plaże lodowatego Bałtyku rozśmieszają każdego, kto odwiedził kiedykolwiek te nad Morzem Śródziemnym. Rzeki nie przyciągają podróżujących jak Ren, Sekwana czy Loara. Reszta to nudny, płaski teren, częściowo zalesiony, ale też żadne puszcze Śródziemia to to nie są, w porównaniu z dzikimi ostępami Norwegii czy krajów alpejskich wypadamy blado.
Nie ma cudów natury, które zdobiłyby okładki międzynarodowych albumów podróżniczych. Niczyja to wina, po prostu osiedliliśmy się na nudnych, rolniczo obiecujących terenach i tyle. Co wyglądało sensownie w epoce trójpolówki, w czasach międzynarodowej turystyki już takie oczywiste nie jest.