Выбрать главу

Kluczowy był jeden jedyny fakt: on, prokurator Teodor Szacki, jest winny zabójstwa. Oczywiście oni zrobili wszystko, aby go do tego sprowokować, ale umówmy się – każdy przesłuchiwany przez niego zabójca uderzał w tę samą śpiewkę: „Panie prokuratorze, postawiła mnie pod ścianą, taka czerwona zasłona na oczy mi opadła, no naprawdę, co mogłem zrobić”.

Zawsze patrzył wówczas z politowaniem, tak też spoglądał teraz na siebie. Człowiek ma wolny wybór, on też. Mógł się opanować, zadzwonić po Bieruta, wezwać ludzi, ogłosić przełom w śledztwie, zamknąć Wiktorię, wyłapać resztę szajki obłąkańców i skazać wszystkich. Miał wolny wybór. I wybrał zabójstwo.

Nie zabił w obronie koniecznej, nie zabił, aby ocalić kogokolwiek, nawet trudno było tutaj mówić o silnym wzburzeniu spowodowanym okolicznościami. Zabił, bo chciał. W akcie zemsty i samosądu. I jako zabójca musi ponieść karę.

Ktokolwiek za tym wszystkim stoi, pewnie teraz przygląda się, co Szacki zamierza. Czy wykorzysta swoją pozycję śledczego, aby tak namotać, że nawet jak sprawa wyjdzie na jaw, to się wywinie? Czy zacznie kombinować jak typowy przestępca, próbując umknąć sprawiedliwości? Czy z uporem będzie próbował na własną rękę rozwiązać tę sprawę?

Ostatnia wersja brzmiała nawet kusząco, ale wiedział, że to pułapka. Już dotychczasowa zwłoka jest naganna, a przeciąganie, odwlekanie w nieskończoność momentu przyznania się – w żaden sposób nie da rady usprawiedliwić tego inaczej, jak tylko tchórzostwem. Musiał przyznać się jak najszybciej, żeby zakończyć potworną grę, a także dlatego, że inaczej narazi wszystkich swoich bliskich. Hela już raz została skrzywdzona, cholera wie, co jeszcze mogą wymyślić.

Westchnął ciężko.

Wstydził się tego, ale już dawno postanowił, że o ile okoliczności go nie zmuszą, przyzna się dopiero w poniedziałek. Przez to niestety Falk z Bierutem i resztą będą musieli ciągnąć tę szopkę cały weekend, podczas kiedy on ze szczegółami zna temat obu morderstw i ofiar, zarówno Najmana, jak i Wiktorii. Czuł się winny, a jakże.

Jednak takie rozwiązanie jako jedyne gwarantowało, że będzie mógł spędzić ostatni weekend ze swoją szesnastoletnią córką, Heleną Szacką. Zwyczajny weekend. Pójdą do kina, na kołduny do „Staromiejskiej”, cholera, może nawet się uda pojeździć chwilę w Rusi na nartach, jeśli śnieg się utrzyma. Wieczorem pooglądają telewizję albo ona pójdzie do znajomych, a on przyjedzie po nią po północy i będzie udawał, że bierze jej starannie artykułowaną mowę za dobrą monetę. W niedzielę zagoni dziewczynę do lekcji, żeby nadrobiła dni nieobecności. Zwyczajny weekend ojca i dorastającej córki.

W poniedziałek się przyzna, zostanie aresztowany, potem trafi do więzienia na długie lata i jego życie się skończy. Nawet jeśli on, jako Teodor Szacki przetrwa, to ten dzień stanowić będzie koniec prokuratora, a przede wszystkim koniec ojca. Nie pozwoli się odwiedzać, nie pozwoli myśleć o starym w pudle. Każe jej zmienić nazwisko i ułożyć sobie życie. Może odwiedzi ją po wyjściu, on w wieku emerytalnym, ona będzie dojrzałą kobietą po trzydziestce. Zjedzą razem obiad, nie mając sobie zbyt wiele do powiedzenia, i tyle.

Z Żenią sprawa była prostsza. Znali się krótko, nie łączyły ich żadne oficjalne więzy, nie mieli dzieci. Jej również zakaże odwiedzin. Zapomni o nim szybciej. Kochał ją, cieszył się na swój sposób, że stało się to na tak wczesnym etapie ich znajomości, że będzie mogła się otrząsnąć i pójść dalej.

Upił kawy. Jego ulubiona, ogromna, z dużą ilością mleka i podwójną porcją syropu waniliowego. Kiedy następny raz taką wypije, będzie miał sześćdziesiątkę. Jak dobrze pójdzie. Pewnie więcej, bo nie zamierzał stosować żadnych sztuczek, żeby obniżyć wymiar kary. Śmieszne, półtorej dekady to w dzisiejszym świecie szmat czasu. Czy potem będzie jeszcze jakiś Statoil w Polsce? Czy były prokurator będzie potrafił obsłużyć futurystyczny ekspres?

Myśl o więzieniu nie przerażała go. Znał realia polskich zakładów karnych, wbrew obiegowej opinii nie były to placówki jak z Trzeciego Świata czy znane z amerykańskich filmów mordownie, gdzie szajki czarnych ustawiają się w kolejce, żeby gwałcić nowego w gotyckiej piwnicy. Ot, przymusowy akademik dla śmierdzących potem mężczyzn w kapciach. Pewnie trochę go pomęczą jako prokuratora, ale bardziej prawdopodobne, że zrobi furorę jako znawca procedur. W końcu kto miałby pisać kolegom zażalenia na decyzje prokuratorów, jak nie on.

Na tę myśl parsknął śmiechem. Jeszcze ciuchów nie odebrał na bramie, a już pisze scenariusze jak z Shawshank. Ech, stary, siwy dziad, i jeszcze mitoman.

Przynajmniej lektury nadrobię, Manna w końcu całego przeczytam, pomyślał. Dopił kawę do końca, delektując się osiadłym na dnie słodkim syropem, i wrzucił kubek do kosza.

Słońce wyjrzało nieśmiało. Śnieg rozjarzył się jak operowa dekoracja, przygotowana przez scenografa z maleńkich diamentów. Rozejrzał się, spojrzał na przecięty drogą krajową pagórkowaty krajobraz Warmii. Na strzelistą wieżę kościoła w Gietrzwałdzie, na las na horyzoncie, na wystające gdzieniegdzie znad śniegu czerwone dachówki domów w Nagladach.

Ładnie nawet, pomyślał.

Rozdział 9

poniedziałek, 9 grudnia 2013

Międzynarodowy Dzień Przeciwdziałania Korupcji. Urodziny obchodzą Kirk Douglas, John Malkovich i Joanna Jabłczyńska. Po niedzielnym obaleniu przez protestujących pomnika Lenina w Kijowie władza zaczyna przebąkiwać o okrągłym stole, ale jednocześnie milicja poczyna sobie coraz śmielej. W USA internetowe potęgi piszą wspólny list do prezydenta, żeby wywiad zaprzestał totalnej inwigilacji obywateli. Na Marsie odkryto kałużę, w której 3,5 miliarda lat temu mogło kwitnąć życie. W Polsce politycy wszystkich opcji paradują z białą wstążką w klapie na znak walki z przemocą wobec kobiet, ale jednocześnie nikt się nie spieszy, żeby ratyfikować europejską konwencję, która wprowadza prawne rozwiązania umożliwiające skuteczną walkę z przemocą. W Szczytnie do aresztu trafia kobieta, która znęcała się nad 93-letnią matką. Jeden wyrok za takie przestępstwo już ma. W Olsztynie marszałek (po awanturze) rezygnuje ze swojego nazwiska na nowym dzwonie do katedry. Prezydent (też po awanturze) znajduje więcej pieniędzy na olsztyńską kulturę. Znać, że idą święta, wszyscy szykują się na nadchodzący wielkimi krokami jarmark bożonarodzeniowy, choć zimowa magia nie trwała długo. Wszędzie topniejące zaspy po całym weekendzie opadów śniegu. Pochmurno, wstrętnie, odwilżowo, breja przejęła władzę w Olsztynie. Plus trzy stopnie.

1

Prokurator Teodor Szacki zjawił się w pracy przed wszystkimi, nie było jeszcze szóstej. Wcześniej przeszedł się po śpiącym mieście, korzystając z ostatnich chwil wolności. Już po trzech krokach buty i spodnie przemokły mu od pośniegowego błota, zalegającego wszędzie, ale nie dbał o to. Cieszył się breją, złą pogodą i mokrymi skarpetkami, ślizgającymi się w pantoflach. Uważał, że to wspaniałe uczucie.

Chciał tylko złapać świeżego powietrza, ale zamyślił się i w końcu wyszedł mu bardzo długi spacer. Doszedł do Niepodległości, potem do głównego skrzyżowania koło straży, zaszedł na stację po kawę na wynos i egzemplarz „Gazety Olsztyńskiej”. Wrócił inną trasą, między starym miastem i neogotyckim budynkiem Poczty Głównej, a potem nadłożył jeszcze drogi i zamiast skrajem czarnej zielonej dziury, wybrał spacer koło ratusza i centrum handlowego. Przy centrum zatrzymał się i zapatrzył na budynek aresztu po drugiej stronie ulicy. Na osiemdziesiąt procent dziś trafi właśnie tam, wtedy będą go mieli blisko, przynajmniej na początku, zdziwi się, jeśli śledztwa nie przejmie inna okręgowa, najpewniej w Gdańsku.