Выбрать главу

– Mógłbym panu zadać setki pytań – powiedział. – Ale zadam tylko dwa. Nie było jej panu żal? Sprawa jest aż tak ważna?

– Bardzo żal. Ale to był logiczny wybór – odparł Falk. – Wiktoria zresztą myślała nad tym bardzo długo i była na to gotowa. Musi pan wiedzieć, że miała za sobą wiele prób samobójczych. Osobiście ją z jednej odratowałem. A tylko w ten sposób jej... – zawiesił głos, patrząc na Szackiego z delikatnym uśmieszkiem – ...ofiara nie poszła na marne. Chyba nie muszę panu tłumaczyć, jak wielkie to ma znaczenie.

Szacki przytaknął. Jeszcze tego samego wieczoru, wracając do domu, zrozumiał znaczenie śmierci Wiktorii. Dziewczyna nie kierowała się sprawiedliwością społeczną. Jej zemsta miała osobisty motyw, przez to wcześniej czy później, raczej wcześniej, sprawdzając kolejne bazy danych, w końcu by na nią wpadli i zamknęli. Co stanowiło zagrożenie dla całego przedsięwzięcia.

Jej śmierć praktycznie uniemożliwiała wyjaśnienie sprawy Najmana. I Falk miał rację, to był logiczny wybór. Na pewno tłumaczył to dziewczynie tak dokładnie, że wierzyła w to mocniej niż we własne myśli. Tak samo jak wcześniej podsunął jej akta jej rodziny i umiejętnie podsycał nienawiść i żądzę zemsty. Na jak wiele lat do przodu planuje geniusz zbrodni? Ile kombinacji ruchów na szachownicy jest w stanie przewidzieć? Zapewne wiele.

– Dlaczego ja? – zapytał.

Falk przewrócił oczami jakby zniecierpliwiony.

– Przecież pan wie – odpowiedział. – Ponieważ mógł pan odkryć prawdę. Pozbycie się pana było dość wymagającym ćwiczeniem myślowym, przyznaję. Zabójstwa nie dałoby się usprawiedliwić. Jest pan, był pan, jednym z najbardziej prawych pośród znanych mi ludzi. Przekupstwo nie wchodziło w grę. Na wieloletnią manipulację i zmyłki jest pan za mądry, moglibyśmy wpaść przez głupi błąd. A tak? Mamy nagranie śmierci Najmana, które długie dekady będzie spełniało swoje edukacyjne zadanie, wyświetlane odpowiednim ludziom. Ze śmiercią Wiktorii zniknął jedyny ślad prowadzący do nas. Pan jako zabójca jest zniszczony jako człowiek, skończony jako prokurator, pozbawiony wszelkiej wiarygodności jako świadek. Idealne rozwiązanie.

Pokiwał głową.

Wszystko to było prawdą.

– Czy zrozumie pan, jeśli powiem, że celem tej inscenizacji nie było tak naprawdę wyeliminowanie pana z gry?

Spojrzał zdziwiony.

– To logiczny wybór – kontynuował Edmund Falk. – Potrzebujemy kogoś naprawdę wyjątkowego. Prawego, sprawiedliwego, charyzmatycznego i bezkompromisowego. A przy tym doświadczonego śledczego.

– Potrzebujemy do czego?

– Do tego, żeby nas poprowadził.

Szacki westchnął.

– Nie przyszło wam do głowy, żeby poprosić?

– A co by pan na to powiedział?

– Oczywiście najpierw bym się nie zgodził, a potem rozpoczął śledztwo, rozpędził idiotyczną szajkę na cztery wiatry, a pana wsadził za kratki ku przestrodze dla wszystkich świrów ze skłonnościami do samosądu.

– A teraz co pan powie?

– Teraz po prostu się nie zgodzę – skłamał.

Edmund Falk ominął wysuniętą ze ściany szufladę ze zwłokami, podszedł bliżej i stanął naprzeciw Szackiego.

– Miejmy brzydką część za sobą, dobrze? – powiedział powoli. – Rzecz jasna mamy ze szczegółami nagranie tego, co się wydarzyło w nocy ze środy na czwartek. Nie jako narzędzie szantażu, ale jako polisę ubezpieczeniową. Nie zamierzamy tego wykorzystywać, ale zmienimy zdanie, jeśli poczujemy się zagrożeni. Pewnie pan teraz myśli, że ma to w dupie, przecież i tak za chwilę się przyzna do tego, co zrobił. Ale człowiek nie żyje w próżni. Upublicznienie tego, zadbanie o rozgłos, wypaliłoby nieusuwalne piętno na wszystkich, którzy są panu bliscy. Chciałbym, żeby pan o tym pamiętał, ale jednocześnie przemyślał moją propozycję i zgodził się ze względów moralnych.

– Powiedział szantażysta. – Szacki parsknął.

– Dwadzieścia lat stoi pan po stronie prawa – ciągnął Falk niezrażony. – Długa lista sukcesów na papierze dobrze wygląda. Ale my wiemy, czego na papierze nie ma. Spraw tak słabych dowodowo, że nawet ich pan nie wszczął. Albo wszczął i zaraz potem umorzył. Sprawców, którzy wymknęli się przez dziurę w prawie. Niekompetentnych kolegów, przez których jesteśmy najbardziej pogardzaną instytucją w Polsce, którzy swoimi błędami i zaniechaniami nie dość, że świata nie naprawili, to jeszcze zmienili go na gorsze. A przede wszystkim nie ma na tej liście pańskiego ogromnego żalu, że miał pan walczyć o lepsze jutro, a tymczasem tylko wyciera rozlane mleko.

Szacki patrzył na perorującego asesora. Jego twarz nie wyrażała nic.

– Można zatrzymać zło. Przerwać łańcuch przemocy. Ocalić nie tylko jedną rodzinę, ale też niezliczone rodziny w przyszłości. Sprawić, żeby zamiast powtarzać patologię, ludzie budowali dobre związki z dobrymi dziećmi. Żeby nie zostawali budzącymi grozę ojcami, szefami czy kierowcami. Żeby budowali dobre społeczeństwo. A w dobrym społeczeństwie jest mniej zła. To tak jak z miastami. W brzydkiej dzielnicy wszyscy bazgrzą po murach i szczają w bramach. Ale jeśli tam stanie nagle piękna kamienica, to kilka posesji w każdą stronę też się nagle robi czyściej. Rodzin dotyczy ta sama zasada.

Szacki zeskoczył z sekcyjnego stołu. Skrzywił się, kiedy jego skarpetki mokro zamlaskały.

– Jest pan za mądry, żeby wierzyć w to, co pan mówi. Taki eksperyment musi się wymknąć spod kontroli. Dziś walicie po mordach złych mężów, jutro tak się upijecie prawością, że postanowicie prostować łapówkarskich polityków, łamiących przepisy kierowców i wagarujących uczniów. Potem przyjdzie ktoś, kto powie, że łagodne środki nie przynoszą rezultatów, że trzeba bić mocniej i brutalniej. Potem ktoś, komu zaczną wystarczać anonimowe donosy, ze srogą miną zacznie powtarzać, że nie da się zrobić omletu, nie rozbijając kilku jaj. I tak dalej, naprawdę pan tego nie widzi?

Falk podszedł do Wiktorii Sendrowskiej, nawet po śmierci i po sekcji ciągle była ładna. Prawdziwa Śpiąca Królewna.

– Tylko i wyłącznie dwieście siedem. Nic więcej. Nigdy. Tylko jeden rodzaj przestępstwa, tylko taki paragraf. Wąska specjalizacja.

– Podobno chciał się pan zajmować pezetami. – Nie mógł sobie odmówić kpiny.

– Kłamałem. Z przykrością stwierdzam, że moi koledzy ze szkoły są debilami, podniecając się na myśl o pezetach. Długie, żmudne i zazwyczaj jałowe śledztwa, które mają na celu ukaranie jednego ruskiego mafioso za to, że wyrządził światu przysługę, rozwalając w lesie innego gangstera. Szkoda czasu.

Szacki znów się skrzywił.

– Zawsze mi przeszkadzało, że prokuratura wchodzi do gry wtedy, kiedy mleko już się rozlało. Rozumie pan, o czym mówię? W pewien sposób ściganie sprawców przestępstw jest najbardziej gorzką z profesji. Ktoś został skrzywdzony, pobity, zgwałcony lub zamordowany. Zazwyczaj jest mu obojętne, czy sprawca zostanie schwytany, czy nie. Zło zostało już wyrządzone. Nie możemy tego cofnąć. Ale jest jeden rodzaj przestępstw, kiedy możemy działać prewencyjnie. Ukarać sprawcę, odizolować go od ofiar i potencjalnych ofiar, uwolnić kogoś od niebezpieczeństwa. Możemy zatrzymać przemoc, zanim staną się rzeczy nieodwracalne. Możemy przerwać dziedzictwo zła. − Falk urwał na chwilę, jakby szukał właściwych słów. – Dwieście siedem to jedyny fragment prawa, kiedy naprawdę możemy zmienić świat na lepsze, a nie tylko zetrzeć mopem krew z podłogi i udawać, że nic się nie stało. Zajmowanie się tym to logiczny wybór. Tak naprawdę dziwię się, że ktoś chce się zajmować innymi rzeczami.