– Jeszcze jedno słowo na mój temat i naprawdę znikam. Nie ma pan prawa pytać o mnie. Nigdy więcej, agencie Carver, nigdy więcej.
Nie było mu łatwo, ale musiał to powiedzieć. Potrzebowali jej. Dane westchnął.
– Wie pani, że w życiu nic nie przychodzi łatwo? Przecież mogłaby pani znaleźć sobie jakąś miłą i zwyczajną pracę. Na przykład w sklepie z bielizną.
– Byłam miła i zwyczajna – powiedziała, a kiedy uświadomiła sobie, że wygadała się, zagryzła usta.
– Naprawdę? Może pracowała pani w nieruchomościach?
Albo w reklamie? A może była pani mężatką i mąż panią maltretował? No dobrze, więcej już nic nie powiem – dokończył, widząc jej minę.
– Jasne, tylko czekam, żeby się panu zwierzyć. Nie ma mowy. – Pochyliła się i z całej siły ugryzła go w rękę tak mocno, że Dane aż krzyknął.
Natychmiast zbiegło się kilkanaście osób, połowa z nich to policjanci. Ona była bezdomna. Nie było wątpliwości, kto w tym sporze miał rację.
Jeden z oficerów złapał ją za włosy i szarpnął do tyłu.
– Nieomal odgryzła ci kawałek ręki. Potrzebujesz pomocy?
– Tak, mogę prosić o kajdanki?
Oficer podał mu kajdanki bez pytania o legitymację i Dane wiedział, że to nie z niedbalstwa. On po prostu wyglądał jak glina. Chwycił ją z tyłu za nadgarstki i założył kajdanki.
– No – odetchnął z ulgą. – Teraz może mnie już nie pogryzie. Kajdanki zostawię na trzecim piętrze u inspektora Deliona.
– Nie ma sprawy. Z takimi ludźmi trzeba uważać. Lepiej odkazić tę rękę, nie wiadomo, czy nie wdało się zakażenie.
– Dzięki, tak zrobię.
– Sukinsyn – wycedziła Nick przez zęby ledwie słyszalnym szeptem.
– Nie, mam rodowód. Pomyślmy teraz, co by tu z tobą zrobić, Nick Jones?
– Proszę mnie wypuścić. Wrócę, przysięgam.
– Nic z tego, panno Jones, od tej pory jesteś na mnie skazana. Jestem pani osobistym ochroniarzem. Po prostu musi pani się z tym pogodzić, jasne?
Kiedy mówił, chwycił jej podbródek i zmusił do spojrzenia sobie w oczy. Na nosie miała piegi, których wcześniej nie zauważył, teraz bardzo wyraźne na tle jej bladej twarzy. Ale w jej oczach dostrzegł porażkę. Wyglądała na złamaną i wyczerpaną.
Chwycił ją za ramiona i delikatnie potrząsnął.
– Proszę mnie posłuchać: nie pozwolę nikomu pani skrzywdzić, obiecuję.
– Jest pan zupełnie taki jak on.
– Tak, wiem, ale ja i mój brat to dwie różne osoby. Bardzo różne. Nie we wszystkim się różniliśmy, ale w bardzo wielu rzeczach tak.
– Może i tak – odpowiedziała. – Ale on też obiecywał, że nie pozwoli, aby ktokolwiek mnie skrzywdził. – Przygryzła usta. – A teraz nie żyje. Ale to nie moja wina, prawda?
Stała tak z rękoma w kajdankach, a łzy spływały jej po policzkach.
– Nie – rzekł stanowczo Dane. – To nie pani wina. Jedno wiem na pewno: morderstwo Michaela nie ma z panią nic wspólnego. Naprawdę.
– Cholera – powiedział Delion, stając jak wryty kilka metrów przed nimi. – Jeszcze tego brakowało.
Rozdział 9
Jaki rozmiar pani nosi? – Nie chcę nowych ciuchów. Proszę posłuchać, agencie Carver, nie chcę niczego zmieniać w moim życiu. Po prostu tak musi być, rozumie pan?
– Będzie pani bezpieczniejsza, jeżeli będzie pani przyzwoicie ubrana, a nie wyglądała jak żebraczka. To zwyczajny, niedrogi sklep, inspektor Bates mi o nim powiedziała. Dostaniemy tu rzeczy, jakie noszą zwykli ludzie. Proszę nie protestować, panno Jones. Jestem tak wykończony, że mógłbym spać na stojąco, i wie pani, że potrzebuję pani pomocy. To nie jest przysługa dla policji. Proszę pomyśleć, że robi to pani dla mojego brata, człowieka, którego pani lubiła i podziwiała. Chcę, żeby pomogła mi pani złapać jego zabójcę.
Wiedział, że w końcu trafił w czuły punkt. Sprawił, że czuła się winna, że jeżeli teraz ucieknie, to będzie z jej strony szczyt egoizmu. Chciała pomóc w złapaniu potwora, który zabił jego brata. W końcu znalazł na nią sposób, chociaż trochę mu to zajęło. Może wreszcie przestanie obwiniać się za śmierć jego brata.
Co nie było takie złe z uwagi na fakt, że jej potrzebował.
– No dobrze, więc chodźmy po jakieś niedrogie rzeczy.
– A potem po jakieś lepsze rzeczy.
– Wydawało mi się, że jest pan zmęczony.
– Bo jestem. Ale zatrzymałem się w dobrym hotelu, w Bennington, przy Union Square. Nie chciałbym zwracać na siebie uwagi. Gdybym przyprowadził bezdomną kobietę, wszyscy pomyśleliby, że kawał ze mnie zboczeńca.
– A już na pewno pomyśleliby, że nie ma pan zbyt dużo pieniędzy.
Dane niespodziewanie uśmiechnął się.
Pół godziny później wychodzili z The Rag Bag, sklepu z końcówkami kolekcji ubrań dla kobiet, na rogu ulic Taylor i Post, nieopodal hotelu Bennington. Zresztą San Francisco to małe miasto i wszędzie było blisko. Nick ubrana była w przyzwoite dżinsy, białą bluzkę i granatowy sweter z dekoltem w kształcie litery V. Nie miała na głowie czapki, a jej włosy były gładko zaczesane i spięte z tyłu głowy.
Nikt w hotelu Bennington nie zwrócił na nich najmniejszej uwagi; ani obsługa, ani inni goście. Kiedy już byli w pokoju Dane'a na trzecim piętrze, powiedział:
– Dalej nie wygląda pani najlepiej. Ale przynajmniej widać jakąś poprawę. Chce pani wziąć prysznic i umyć włosy czy może najpierw zjemy obiad?
Nie zdziwił się, kiedy wybrała obiad. Kiedy dwadzieścia minut później przyniesiono posiłek, zasiedli przy małym, okrągłym stoliku.
– Chyba wyglądam przyzwoicie, nikt nie zwrócił na mnie uwagi. Będę nosić te ciuchy dotąd, aż złapie pan mordercę.
– Naprawdę? A później wróci pani do schroniska? Czy będzie żebrała na Union Square?
– Coś wymyślę.
– Wyrzuciłem wszystkie pani stare ubrania. Posłała mu długie, obojętne spojrzenie.
– To bardzo źle pan zrobił. Te ubrania były wszystkim, co miałam.
– Kiedy to wszystko się skończy, nie wróci pani do schroniska. – Nadgryzł swoją kanapkę, rozsiadł się wygodnie na krześle i popatrzył na nią z troską. – Nie zrobi tego pani w żadnym wypadku, prawda? Przecież miała pani zamiar opuścić miasto?
Nie podnosząc głowy, powoli i spokojnie zjadała frytki ze stojącego przed nią talerza.
Były bardzo smaczne, rumiane i chrupiące, właśnie takie, jak lubiła.
– Ma pan rację. Kiedy będzie po wszystkim, wyjadę stąd. Może na południowe wybrzeże? Zimą jest tam naprawdę ciepło.
– Przynajmniej teraz mówi pani prawdę. Smaczne frytki?
– Dawno takich nie jadłam. Są wspaniałe.
– Michael też uwielbiał frytki. Twierdził, że pomagały mu skupić się na boisku i sprawiały, że dziewczyny myślały, że jego woda po goleniu ładnie pachnie. Może coś w tym jest?
Podniosła głowę.
– Mogę skorzystać z łazienki?
Skinął głową, dokończył swoją kanapkę i patrzył, jak ona zjada jeszcze jedną frytkę i odsuwa talerz. Wyglądała, jakby za chwilę miała się rozpłakać.
– Są takie pyszne, ale jestem już pełna. Nie wiedziałam, że ksiądz Michael Joseph też lubił frytki. Nigdy o tym nie rozmawialiśmy.
– Pewnie by się do tego nie przyznał. Chce pani wrócić do schroniska i może coś stamtąd zabrać?
– Nie. W takim miejscu, jeśli ma się coś wartościowego, trzeba to do siebie przypiąć. Albo po chwili ktoś inny to sobie przywłaszczy.
– Jak części do samochodu w parszywej dzielnicy?
Zastanawiał się, co ona miała przypięte pod ubraniem. Dokumenty, które ujawniłyby jej prawdziwą tożsamość? Przed kim lub przed czym uciekała?
Słuchał plusku spływającej wody. Wstał i podszedł do telefonu. Prawie już wykręcił numer swojej siostry, ale powoli odłożył słuchawkę. Nie mógł wyobrazić sobie, że zostawia Eloise z panną Jones. Byłoby to nie fair w stosunku do ich obu. Eloise by się denerwowała, panna Jones by się bała. Bardzo niebezpieczne połączenie. Chyba wymagałby od swojej siostry zbyt wiele. Musiał zaufać Nick Jones i zostawić ją w hotelu samą, kiedy on będzie zajęty z Delionem. Ostrożnie zawinął w chusteczkę szklankę, z której piła wodę. Był na niej wyraźny odcisk linii papilarnych jej kciuka.