Выбрать главу

Eloise, wysoka i chuda, z ustami pomalowanymi jaskrawą szminką, o zbyt bladej twarzy, miała ciemne włosy i ciemne oczy, jak jej bracia. Była cicha i przygarbiona, zupełnie jak ich matka, zanim definitywnie odeszła od ich uganiającego się za innymi kobietami ojca. Dane zastanawiał się, czy ojciec wiedział, że jeden z jego synów nie żyje. Nie mogli go znaleźć. Matka zmarła wskutek ataku wyrostka robaczkowego podczas safari w zachodniej Afryce. Od tamtej pory nie mieli od ojca żadnych wieści.

Dane nie chciał znowu oglądać ciała brata. To było ponad jego siły. Nie mogąc znaleźć sobie miejsca, czekał z tyłu kaplicy, marząc, aby już było po wszystkim.

Jego brat nie żył. Na chwilę zdołał o tym zapomnieć, ale wspomnienia wróciły. Brutalna ostateczność i nieodwracalność tej sytuacji, świadomość, że nigdy już go nie zobaczy. Michael nigdy już do niego nie zadzwoni, nie napisze e – maila, nie opowie kolejnego głupiego dowcipu o księdzu, rabbim i pastorze…

Jak można poradzić sobie z takim bólem?

Nick stała za nim. Podniosła jego dłoń i pogładziła zaciśniętą pięść. Jej dłoń była szorstka, ale ciepła.

– To wszystko na cześć księdza Michaela Josepha, oni to robią, by uczcić jego pamięć, ale to takie przykre, prawda?

Dane nie był w stanie wykrztusić ani słowa, tylko skinął głową. Czuł, jak jej palce głaszczą jego rękę, przynosząc mu ulgę.

– Chcę go po raz ostatni zobaczyć – powiedziała Nick. Dane nic nie powiedział, nie patrzył na nią, aż wróciła i stanęła obok niego.

– Wygląda pięknie i spoczywa w pokoju. Tam jest tylko jego ciało, nie dusza. Wierzę, że niebo istnieje, a ksiądz Michael Joseph był tak dobrym człowiekiem, że na pewno tam trafił i teraz patrzy na nas z góry i jest szczęśliwy, że jest pan tutaj, bezpieczny. Wie, jak bardzo pan go kocha, nie mam co do tego wątpliwości. I wie, jak bardzo pan teraz cierpi. Tak bardzo mi przykro.

Nie wiedział, co powiedzieć. Uścisnął jej dłoń.

– Zaledwie trzy tygodnie temu, podczas świąt Bożego Narodzenia, to było tak niedawno… Razem z Michaelem pojechaliśmy do San Jose odwiedzić naszą siostrę. Michael podarował mi piłkę z autografem Jerry'ego Rice'a. Leży na moim kominku. Teraz Jerry gra już w drużynie Oakland Raider. Michael chciał mi zrobić kawał. Jerry w barwach Oakland Raider. Od tamtej pory go nie widziałem.

– A co pan podarował bratu na Gwiazdkę?

– Dałem mu frisbee. Powiedziałem, że chcę zobaczyć, jak jego sutanna powiewa, kiedy się za nim ugania. Podarowałem mu też książkę „Rękopisy znad Morza Martwego”, ta tematyka zawsze interesowała Michaela.

Dane zamilkł i zastanawiał się, co stanie się z rzeczami Michaela. Musi zapytać o to księdza Binneya. Chciał obejrzeć książkę, którą dotykał i czytał Michael, i jeszcze raz spojrzeć na dedykację na okładce. Napisał coś mądrego, ale dokładnie nie pamiętał, co to było.

Michael powinien dożyć co najmniej osiemdziesiątki. Może zostałby arcybiskupem, jak Lugano, czcigodny staruszek z burzą białych jak śnieg włosów. Ale teraz nie żył, bo jakiś wariat postanowił go zabić. Z sobie tylko znanego powodu.

Dane stał oparty plecami o ścianę plebanii, patrzył na Nick, która stała obok niego i w milczeniu trzymała go za rękę. Wyglądało na to, że przyszli wszyscy księża z San Francisco, po kolei podchodzili do Dane'a i każdy mówił coś miłego, i że to był szok, jak bardzo jest podobny do Michaela.

Przez ten cały czas Dane zastanawiał się, jak uda im się złapać mężczyznę, który zabił jego brata i pozostałe osoby. Prawdę mówiąc, na razie szanse na to były nikłe, dotąd nie wpadli na żaden ślad, chociaż komendant Kreider powiedział mediom, że przeszukają każdą uliczkę, i brzmiało to bardzo wiarygodnie. Delion mruknął, że to taki policyjny bełkot i żeby nie dawał się nabrać.

Podszedł do niego Delion, skinął głową Nick i stanął obok Dane'a. Cała trójka była ubrana na czarno i wyglądali prawie jak księża.

– Tak się zastanawiałem: trzy morderstwa w San Francisco i nikt nie może dopatrzeć się żadnego związku pomiędzy ofiarami – powiedział Dane do Deliona.

– No niestety. Ale to nie znaczy, że nie ma między nimi powiązania. Musimy je tylko znaleźć.

Dane spojrzał w stronę trumny brata, otoczonej płonącymi świecami.

– To wygląda na precyzyjnie zaplanowaną akcję. Żadnych błędów. To mnie zastanawia. Myśli pan, że ten mężczyzna wcześniej zabijał?

– To znaczy, czy zrobił coś takiego w innym mieście? – zapytał Delion, marszcząc brwi.

– Tak.

– Seryjny morderca? Przyjeżdża do miasta i przypadkowo wybiera ofiary, po czym przenosi się w inne miejsce?

– Nie, niezupełnie tak – powiedział Dane. – Zaplanował zabójstwo mojego brata, nie mam co do tego wątpliwości, może nawet zanim zabił staruszkę i działacza gejowskiego. Może oni byli przypadkowymi ofiarami. A pani jak myśli? – zwrócił się do Nick.

Otworzyła szeroko oczy; wyglądała na zaskoczoną, że pytał ją o zdanie.

– Jeżeli to prawda, to ksiądz Michael Joseph musiał być w centrum zainteresowania, prawda? Może chodzi o to, że facet powiedział mu, co zrobił, rzucił mu wyzwanie i czekał, jak zareaguje. Może prowadził jakąś grę i dlatego wybrał księdza Michaela Josepha, jeszcze zanim zrobił te wszystkie okropne rzeczy. Nie wiem. Mówił pan o tym wcześniej, dużo o tym myślałam i wydaje mi się, że ma pan rację.

– I nadal tak uważam. Że chodziło mu o księdza. Taki miał plan. Mój brat czy jakikolwiek inny ksiądz. Wybór padł akurat na Michaela – powiedział Dane.

– Więc facet pewnego dnia postanawia: zamorduję księdza, ale najpierw zabiję kilka innych osób i wyznam to księdzu na spowiedzi. Będę patrzył, jak ten się skręca, bo obowiązuje go tajemnica spowiedzi. Uważacie, że nasz podejrzany jest aż tak odrażający? – zastanawiał się Delion.

Dane zauważył, że Delion skierował to pytanie także do Nick. Wyglądała na skupioną, jakby intensywnie myślała. Nie wiedział dlaczego, ale podobało mu się to.

– Może właśnie tak było – powiedział Dane.

– Jezu, Dane, teraz będziemy musieli poszukać innych morderstw, w których ofiarami byli księża.

– No nie wiem. To brzmi mało prawdopodobnie – powiedziała wolno Nick, unosząc brew.

Nikt nic więcej nie powiedział. Dane patrzył, jak arcybiskup Lugano stoi nad jego bratem, modląc się. Potem przeżegnał się i kończąc rytuał, pochylił się i ucałował Michaela w czoło.

Dane poczuł, jak łzy zasnuwają mu oczy. Skinął głową do Deliona i gwałtownie odwrócił się, a Nick nadal trzymała go za rękę.

– Po prostu dłużej już nie wytrzymam – powiedział, a ona zrozumiała.

Przeszli obok zastępów czarnych zgarbionych księży i razem opuścili kaplicę.

CHICAGO

Oczy Nick były szeroko otwarte, wiedziała, że były otwarte, ale nic nie widziała. Była w jakimś pomieszczeniu, ciemnym, prawie czarnym. Mogła niemal poczuć gęstość tej ciemności, ciężar, z jakim ścieliła się wokół niej, bez najmniejszego śladu światła. Leżała na plecach, patrząc w sufit, którego i tak nie mogła zobaczyć, zastanawiała się, co właściwie się stało, i miała nadzieję, że nie umarła.

W Listach czuła kwaśny posmak i miała ochotę je zacisnąć, wiedziała, że nie może tego zrobić, bo się udusi. Ale przynajmniej żyła.

Miała coś w ustach, coś leżało na tylnej ścianie jej gardła. Teraz sobie przypomniała.

Był piękny grudniowy wieczór, kilka dni przed świętami Bożego Narodzenia, niezbyt zimny, prawie bezwietrzny, a śnieg nie padał przez ostatnie trzy dni. Wspaniała okazja, doskonale zaplanowana, tak naturalnie, wszystko zorganizował osobisty asystent Johna. Kolacja urodzinowa Albii miała odbyć się we wspaniałym apartamencie Johna przy Rushton Avenue z widokiem na jezioro Michigan. To nie było przyjęcie tylko dla ich trojga. Miał być tam też Elliott Benson, facet, którego nie lubiła i któremu nie ufała. Był bogaty i czarujący, ponoć był przyjacielem Johna i znali się od czasów studenckich. Ale za każdym razem, kiedy musiała spędzić z nim czas, potem miała ochotę natychmiast iść do domu i wykąpać się. Tak naprawdę miała ochotę spędzić ten wieczór tylko w towarzystwie Johna i Albii, bez doradców i innych ważnych ludzi, którzy pomagali lub potencjalnie mogli pomóc Johnowi w karierze. No ale Albia chciała, żeby on tu był.