Poznał Patty, miłą starszą panią, recepcjonistkę wolontariuszkę, która na wielkim talerzu trzymała ciastka czekoladowe i wskazywała drogę detektywom. Powiedziała im, że w wydziale zabójstw pracuje trzech detektywów, a detektyw Flynn jest u siebie z dwojgiem gliniarzy z San Francisco.
Dane zakładał, że byli tam Delion i Nick.
Wszedł do dużego pomieszczenia, o wiele większego niż biuro wydziału zabójstw w San Francisco. Wszyscy detektywi pracujący w tym pomieszczeniu byli wyposażeni w szumiące komputery i jaskrawopomarańczowe szafki stojące naprzeciw wejścia.
Patty powiedziała mu, że biurko detektywa Flynna stoi w trzecim rzędzie. Przeszedł obok faceta, któremu ze spodni wystawała koszula, kobiety krzyczącej do detektywa: zamknij się, kurwa, aż dotarł do detektywa Flynna – powiedziano mu, że nie sposób przeoczyć Flynna, i to była prawda. Dostrzegł też Nick siedzącą cicho w kącie, czytającą gazetę. W zasadzie jej nie czytała, tylko trzymała. O czym myślała?
Dane podszedł do Deliona i powiedział:
– Morderstwa z pierwszego odcinka „Superagenta” zostały popełnione w Pasadenie. Dwa, dwa i pół tygodnia temu.
Detektyw Mark Flynn, nie czekając, aż ktoś go przedstawi, podniósł słuchawkę i zaczął wybierać numer. Dziesięć minut później odłożył słuchawkę. Miał około pięćdziesiątki, był czarnoskóry i wyglądał, jakby jakiś tydzień temu porzucił karierę zawodowego koszykarza.
– Pan to pewnie agent Carver – powiedział.
Podali sobie dłonie. Flynn ruchem głowy przywołał Nick, która podeszła do jego biurka, gdy pojawił się Dane.
– Morderstwa w Pasadenie miały miejsce przed, podczas i zaraz po wyemitowaniu programu. Bardzo przypominają morderstwa z pierwszego odcinka – powiedział Flynn.
– To może oznaczać – powiedział Delion – że nasz podejrzany podróżował do San Francisco i z powrotem, może nawet latał w tę i z powrotem kilka razy. Lub jechał samochodem, żeby uniknąć kolejek na lotniskach. Musimy porównać dokładne czasy morderstw w obu miastach.
– A później sprawdzimy linie lotnicze – powiedział Flynn. – Wygląda na to, że ugrzęźliśmy w naprawdę paskudnej sprawie. Proponuję, żebyśmy wrócili do studia i zgarnęli wszystkich, którzy mieli cokolwiek wspólnego ze scenariuszem. Założę się, że szefowie studia srają ze strachu w gacie, bojąc się wytoczenia im procesów przez rodziny ofiar.
– Zapewnili nas, że będą z nami współpracować – powiedział Delion.
– To już coś – odparł Flynn. – Swoją drogą, dobrze mieć za sobą federalnego. Da się nam pan bardzo we znaki?
– Nie, raczej nie.
– Świetnie, bo ja nie pozostanę dłużny – rzekł Flynn.
– Będę koordynował naszą współpracę z miejscowymi funkcjonariuszami. Panna Jones jest świadkiem, dlatego też jest tu z nami. Chcemy, by przyjrzała się każdemu, kto miał cokolwiek wspólnego z tym programem. Może po prostu będziemy mieli szczęście – powiedział Dane.
– Ja twierdzę, że to scenarzysta. – powiedział Delion. – On to wszystko wymyślił. Kto inny mógłby to zrobić?
Detektyw Flynn spojrzał ponuro na Deliona.
– Przepraszam synu, ale scenarzysta, biedny palant – on mógł stworzyć koncepcję programu, mieć kilka pomysłów, nawet napisać roboczy scenariusz pierwszego odcinka, ale czy on jest naszym podejrzanym? Widzisz, przy takim programie zaangażowanych jest wiele osób, pewnie z tuzin scenarzystów brało w tym udział. Do tego cała reszta: reżyser, asystent reżysera, ludzie od scenariuszy, producenci, aktorzy i nie wiadomo, kto jeszcze. Wiem to, ponieważ tu mieszkam, a mój syn jest aktorem. Wkrótce wystąpi w paru programach – powiedział detektyw Flynn, wstając. Wydawał się jeszcze wyższy, jeżeli to było możliwe. – Jest komikiem.
– W jakich programach? – zapytała Nick.
– Występował w „Przyjaciołach” i „Ja się zastrzelę”.
– To wspaniale. – Nick z uznaniem kiwnęła głową. Flynn uśmiechnął się do niej z perspektywy swoich prawie dwóch metrów wzrostu i powiedział:
– Zastanawiam się, ile jeszcze odcinków „Superagenta” zdążyliby wyemitować, zanim ktoś by to zauważył.
– Ciężko powiedzieć. Wstrzymali emisję programu – powiedział Dane.
– Szefowie studia mogą być aż takimi kretynami – sarknął Flynn – ale nie ich prawnicy. Założę się, że dostali ataku furii po tym, jak zadzwoniliście i zarządziliście natychmiastowe odłączenie kury znoszącej złote jajka.
– W jaki sposób wybierają, który odcinek jest wyświetlany co tydzień? Nadają je w ustalonej kolejności? – zapytała Nick.
– To nie jest serial opowiadający o życiu bohaterów – odparł Flynn. – Więc myślę, że kolejność nie jest aż tak ważna. Zazwyczaj chyba puszczają je w kolejności kręcenia. Ustalimy to.
– To oznacza, że nasz podejrzany wie, który odcinek będzie wyemitowany jako następny. A to znaczy, że na pewno jest tutaj, w Los Angeles – powiedział Delion.
– Tak, na pewno krąży gdzieś po Premier Studios – dodał Flynn.
Rozdział 12
Premier Studio znajdowało się na West Pico Boulevard, prostopadłej do Alei Gwiazd. Naprzeciwko było pole golfowe. Dane był zaskoczony silną ochroną obiektu. Budka wartownika przy bramie wejściowej, uzbrojeni ochroniarze, psy obwąchujące wnętrza samochodów. Droga za budką wartownika była wyłożona białymi betonowymi progami zwalniającym, by ograniczyć prędkość pojazdów.
Detektyw Flynn pokazał odznakę i oznajmił, że Wielka Szycha spodziewa się ich. Strażniczka uśmiechnęła się, sprawdziła na swojej liście i odpowiedziała:
– Może pan wejść, detektywie.
Na ścianach studia widniały gigantyczne malowidła: Marilyn Monroe w filmie „Słomiany wdowiec”, Luke walczący z Darthem Vaderem w „Gwiezdnych wojnach”, Julie Andrews śpiewająca w „Dźwiękach muzyki” i postacie z kreskówki „Simpsonowie”. Były też reklamy nowych produkcji. Nick przystanęła na chwilę, przyglądając się gigantycznym portretom Marilyn Monroe i Cary'ego Granta.
– Oni są nieśmiertelni – powiedział Flynn. – Gustowny, prawda?
Biuro współwłaściciela Premier Studios, drugiego po Bogu, magnata Milesa Burdocka, mieszczące się na zajmowanym przez zarząd czwartym piętrze nowoczesnego budynku, nie wyglądało zbyt okazale i znajdowało się blisko wejścia na parking studia.
Wielka Szycha nazywał się Linus Wolfinger i, jak im powiedział Pauley podczas spotkania w jego biurze na trzecim piętrze, nie był mężczyzną. Był zaledwie dwudziestoczteroletnim chłopcem. Uważał się za geniusza, i miał, arogancki dupek, rację.
– Czy to oznacza, że go pan nie lubi? – zapytał Delion.
– To aż tak widać?
– Nie, po prostu jestem spostrzegawczy – odparł Delion.
– Problem w tym – powiedział Frank Pauley, gestykulując dłonią z sygnetami – że Dupek jest naprawdę dobry, jeśli chodzi o pomysły i Bóg jeden wie, ile ich ma każdego sezonu. Potrafi wybierać aktorów i właściwe godziny emisji programów. Czasami się myli, ale niezbyt często. To wszystko jest bardzo przygnębiające, szczególnie, że ciągle chwali się wszystkim, jaki jest świetny. Nikt go nie lubi.
– Jasne – powiedział Delion. – Nawet ktoś tak subtelny jak ja, widzi, dlaczego.
– Dwadzieścia cztery? Naprawdę tyle ma lat? – upewniał się detektyw Flynn.
– Ta, trzeba to jakoś przełknąć – powiedział Frank Pauley.
– Z drugiej strony, większość zarządu studia pracuje tu dość krótko: trzy, może cztery lata. Przez ten czas pewnie zajmują się głównie tym, żeby napełnić swoje portfele, zanim ich wyrzucą z roboty. Tu się robi kasę. Nie ma żadnych skrupułów. Producent regularnie dostaje wypłatę, a za to, że poleci komuś zrobić program, weźmie kolejną wypłatę. Tu chodzi tylko o własne ego i pieniądze.