Выбрать главу

– Dlaczego pan nam o tym wszystkim mówi, panie Pauley?

– zapytał Flynn.

Frank Pauley uśmiechnął się szeroko i rozłożył ręce.

– Po prostu z wami współpracuję. Daję wam wskazówki, żebyście mieli pojęcie, co motywuje tych wszystkich ludzi.

– Reżyseruje pan programy, panie Pauley? – zapytała Nick.

– Trafiła pani. Czasami też zarabiam na wprowadzaniu zmian do scenariusza.

– A więc dostaje pan trzy wypłaty? – upewniła się Nick.

– Tak, każdy orze jak może. Wie pani, co w tym jest najlepsze? Za reżyserię i pisanie biorę honoraria autorskie lub tantiemy. Nie mam powodów do narzekania.

Flynn przewrócił oczami i powiedział:

– Muszę się upewnić, czy mój syn też tak postępuje.

– A więc pana zdaniem pieniądze, władza i własne ego tu, w mieście grzechu, są najważniejsze? To wstrząsające – podsumował Delion.

Pauley uśmiechnął się.

– Nie wiem, czy powinienem o tym mówić, bo to cyniczne, ale chcę być z wami zupełnie szczery. Mamy naprawdę poważne kłopoty. Jeśli sprawa wyjdzie na jaw, a jestem przekonany, że tak będzie, nie chcę nawet myśleć, co się może stać. Media zmieszają nas z błotem. Nikomu o tym nie mówiłem, tak jak prosiliście. Według mojej wiedzy, nikt z obsady „Superagenta” nie wyjechał z miasta, rano była tu policja. Wolfinger czeka na was na czwartym piętrze. To tam urzęduje ten Dupek. Zresztą, zanim pan Burdock go zatrudnił, sam miał tam swoje normalne biuro.

– Co ma pan na myśli, mówiąc „normalne” biuro? – zapytała Nick.

– Zobaczy pani.

– Proszę nam coś opowiedzieć o Milesie Burdocku – poprosił Delion.

– Lubi, jak wszyscy myślą, że to on wszystkim kieruje, że jeśli program mu się nie podoba, spada z anteny, ale jeśli mam być szczery, to tak naprawdę Linus Wolfinger tu rządzi. Pan Burdock prowadzi zbyt wiele interesów naraz, większość międzynarodowych, my jesteśmy zaledwie kroplą w morzu jego interesów. On bardzo lubi Linusa Wolfingera. Spotkał go tu w studio, obserwował go przez kilka miesięcy, gdy Linus prawie samodzielnie zaplanował i zrealizował jeden z naszych programów nadawanych w czasie największej oglądalności, bo producent i reżyser okazali się niekompetentni. Po tym awansował go, oddał mu pod kontrolę ten cały cyrk, ot tak. – Frank Pauley pstryknął palcami. – Wtedy wywołało to ogromne poruszenie.

Minęli trzy sekretarki, wszystkie powyżej pięćdziesiątki, profesjonalistki w każdym calu, z pozapinanymi pod szyję koszulami, bez epatowania długimi nogami i pomalowanymi na krwistą czerwień paznokciami.

Frank Pauley pomachał do nich i poszli dalej szerokim korytarzem.

– Idę o zakład, że żaden szanujący się szef studia nie zatrudniłby takich sekretarek – powiedział Flynn.

– Ma pan na myśli ich wiek? Linus zwolnił pozostałe, dużo młodsze w dniu, w którym się tu wprowadził. Fakt, każdy potrzebuje niewolników, którzy będą pracować po osiemnaście godzin dziennie bez biadolenia. To znaczy młodych, i zazwyczaj sekretarki mają nie więcej niż trzydzieści lat. To dlatego Linus zatrudnił aż trzy. Proszę mi wierzyć: wszystko teraz sprawniej działa.

– Od jak dawna pan Wolfinger tu pracuje? – zapytała Nick.

– Na obecnym stanowisku prawie dwa lata, wcześniej chyba sześć miesięcy. Nie przesadzę, jeśli powiem że to najdłuższe dwa lata w moim życiu.

Mężczyzna w wieku około trzydziestu pięciu lat, tak umięśniony, że prawdopodobnie nie był w stanie się wyprostować, zastąpił im drogę. Wyglądał, jakby zębami mógł kruszyć kości.

– To jest Arnold Loftus, ochroniarz Linusa – powiedział Pauley, wstrzymując oddech. – On nigdy nic nie mówi i wszyscy się go boją.

– Ma piękne, rude włosy – zauważyła Nick. Pauley dziwnie na nią spojrzał.

– Państwo do pana Wolfingera? – odezwał się Arnold Loftus, krzyżując ręce na wielkiej klatce piersiowej.

– Tak, Arnoldzie, jesteśmy umówieni – powiedział Flynn. Arnold Loftus wskazał im młodego człowieka, który szedł w ich kierunku. Nie, „kroczył” jest lepszym słowem. Był ubrany w szary, doskonale skrojony garnitur od Armatniego. Zatrzymał się i, podobnie jak ochroniarz, skrzyżował ręce na piersi. Wkroczyli na jego teren.

– Panie Pauley – powiedział, ukłonił się i spojrzał na trzech mężczyzn i idącą za nimi kobietę.

– Jay, przyszliśmy tu spotkać się z panem Wolfingerem. Państwo są z policji i FBI. To bardzo ważne. Mówiłem ci.

– Proszę usiąść. Sprawdzę, czy pan Wolfinger może już państwa przyjąć – powiedział Jay.

Sześć minut później, kiedy Delion gotów był wtargnąć do gabinetu, drzwi otworzyły się, a asystent skinął do nich.

– Pan Wolfinger jest bardzo zapracowanym człowiekiem, ale teraz jest do waszej dyspozycji.

– Ciekawe, czy będzie zainteresowany, kiedy mu powiemy, co doprowadza do szału prawników studia? – zastanawiał się Frank – Ale to cały on. Lubi pokazać, że jest górą.

Weszli do biura Linusa Wolfingera.

A więc to był pałac Dupka, pomyślał Dane, rozglądając się. Pauley miał rację. To nie było zwykłe dyrektorskie biuro. Nie było tam choćby odrobiny chromu, szkła czy skóry. Żadnych nagromadzonych dokumentów, żadnych pamiątkowych przedmiotów ani niczego osobistego. Było to naprawdę duże, kwadratowe pomieszczenie z drewnianą, wypolerowaną na wysoki połysk podłogą, bez dywanów, z oknami wychodzącymi na dwie strony: z jednej na pole golfowe, z drugiej na ocean, i dużym biurkiem pośrodku. Na blacie stały komputery warte majątek. Za biurkiem stało tylko jedno krzesło bez oparcia.

Linus Wolfinger nie patrzył na przybyłych gości, wpatrzony był w jeden z monitorów i nucił melodię z „Przeminęło z wiatrem”.

Asystent głośno chrząknął.

Wolfinger spojrzał na wszystkie przyglądające mu się osoby i jakby się uśmiechnął. Wyszedł zza ogromnego biurka, pozwalając im oswoić się z faktem, że w istocie wyglądał trochę głupkowato w białej koszuli z krótkim rękawem i z wetkniętymi w jej kieszeń długopisami, z wystającą pod szyją czarnym podkoszulkiem i w spodniach wiszących na chudym tyłku.

– Od naszych prawników wiem, panie Pauley, że mamy problem z „Superagentem”. Ktoś naśladuje morderstwa z pierwszych dwóch odcinków – powiedział.

– Tak – potwierdził Frank. – O to właśnie chodzi.

– Przypuszczam, że wszyscy państwo jesteście z policji.

– Tak, i z FBI. – dodał detektyw Flynn. – Jest jeszcze panna Nick Jones.

Wolfinger wyciągnął z kieszeni koszuli pióro i zaczął gryźć jego końcówkę.

– Czy Frank powiedział wam, że program został już oficjalnie zdjęty? – zapytał.

– Tak, między innymi – powiedział Delion. – Najpierw chcielibyśmy pana zapytać, czy ma pan jakiś pomysł, kto w prawdziwym świecie może być mordercą. To jest najprawdopodobniej ktoś blisko związany z programem.

– Mam parę pomysłów – powiedział Wolfinger i schował pióro z powrotem do kieszeni. Otworzył szufladę biurka, gdzie była mała lodówka, i wyciągnął dietetycznego Dr. Peppera. Otworzył puszkę i pociągnął spory łyk.

– Może przejdziemy do sali konferencyjnej? – zaproponował Dane. – Na pewno jest tu jakaś sala.

– Oczywiście. Mam siedem minut – rzucił Wolfinger, wypił więcej napoju i głośno beknął.

– Znając bystrość pana umysłu – powiedział Flynn – powinno wystarczyć nam pięć.

– Mam nadzieję – odparł Wolfinger i zaprowadził ich do długiej, wąskiej, komfortowej sali konferencyjnej. Przygotowaniem kawy i talerzyków ze słodyczami zajmowała się jedna z trzech sekretarek, pani Grossman.