– Michael doceniał dobro w każdym, radował się nim. Rozumiał też, że słabość jest częścią natury ludzkiej i również to akceptował. Ale była jedna rzecz, z którą nie mógł się pogodzić, było nią zło, wiedział, że jest obecne tu, wśród nas. Znał odór zła, nienawidził ogromnych tragedii, które sprowadziło na świat. Tej nocy, gdy został zastrzelony, wiedział, że zobaczył twarz zła. Stanął z nim oko w oko i to zło go zabiło. Michael i ja mieliśmy wiele podobnych cech: niedzielne mecze futbolowe i cierpliwość.
Dane przerwał na chwilę, w tym czasie przyjrzał się wszystkim twarzom wokół siebie. Półgłosem, z rozpaczą i nadzieją, powiedział:
– Znajdę to zło, które zniszczyło mojego brata. Nie spocznę, dopóki tego nie zrobię.
Zapadła całkowita cisza.
Po chwili rozległ się miękki odgłos wystrzału. Nawet tak lekki dźwięk jak ten, odbił się echem pośród martwej ciszy, rozbrzmiewając w każdym kącie kościoła. Jakiś mężczyzna wykrzyknął:
– Tej kobiecie coś się stało!
Ludzie kłębili się, próbując zobaczyć, co się stało.
– O Boże to on, Dane! Próbował mnie zabić! To on! – krzyknęła Nick.
Dane zobaczył stróżkę krwi spływającą po jej twarzy. Na chwilę sparaliżował go strach. Po chwili rzucił się z podwyższenia, na którym stał, w stronę Nick, która próbowała przecisnąć się przez tłum zdezorientowanych żałobników, krzycząc:
– Zatrzymajcie go! Jest ubrany w czarny płaszcz i czarny kapelusz. Zatrzymajcie go!
Ludzie chwytali każdego w czarnym, ale prawie każdy był tak ubrany, włączając w to kilkudziesięciu księży. Panował chaos, ludzie pchali się i krzyczeli.
Dane przebił się do Nick, spojrzał na stróżkę krwi płynącą po jej twarzy i krzyknął:
– Niech to szlag! Nick, jesteś cała?
– Nic mi nie jest, nie martw się. To tylko draśnięcie. Musimy go złapać. Dane, szybciej, widziałam, jak uciekał w tamtą stronę.
Dane'owi wydawało się, że widzi biegnącego szybko człowieka, przedzierającego się przez tłum. Miał opuszczoną głowę, kierował się ku bocznym, wąskim drzwiom kościoła.
Dane usunął sobie z drogi dwóch księży, zobaczył, jak mężczyzna znika w bocznych drzwiach, które zamykają się za nim. Omal nie pękł z wściekłości. Drań przyszedł tu, na pogrzeb jego brata, prawdopodobnie śmiejąc się w duchu, pełen szyderstwa i triumfu. I próbował zabić Nick.
Dane przedostał się do drzwi, odpychając kilka osób, które stały mu na drodze, i wypadł na zewnątrz. Widział niewyraźny zarys sylwetki Savicha, który biegł bardzo szybko, widział, jak skacze z wyciągniętą lewą nogą, gładko i swobodnie, i jak mocno kopie uciekiniera w nerkę. Mężczyznę ścięło z nóg, machał rękami, próbując odzyskać równowagę. Rzucił się na swojego napastnika, próbował odpierać atak, ale to był błąd. Savich uderzył go trzy razy, w kark i głowę. Mężczyzna zawył z bólu, na jego pobladłej twarzy rysowało się zaskoczenie, po czym opadł bezwładnie na ziemię. Savich ukląkł obok niego, sprawdził mu puls i krzyknął:
– Mam go!
Dane nie mógł w to uwierzyć. Nikt nie mógł, Delion i Nick, którzy stali nad mężczyzną, też.
– Nick, czy to on? – zapytał Dane.
– Myślę, że tak – odpowiedziała. – Możecie go odwrócić? Savich przewrócił mężczyznę na plecy i zdjął mu kapelusz.
– To jest Dillon Savich, mój szef z FBI. Savich, to jest Nick Jones, nasz jedyny naoczny świadek – Dane dokonał prezentacji.
Savich kiwał głową.
– Facet jest nieprzytomny. Lepiej obejrzyj tę ranę na jej głowie. No dalej, zajmij się nią, Dane. Miło cię poznać, Nick. – Savich spojrzał na swoją żonę, posłał jej szeroki uśmiech. Sherlock położyła rękę na jego ramieniu.
– To było imponujące – powiedziała, uśmiechając się do niego. – Całe szczęście, chłopcy, że nie włożyliście butów na wysokich obcasach.
Poklepała go po ramieniu i spojrzała na Dane'a.
– To jest ten szaleniec, który zabił twojego brata? To jest człowiek, który nieomal zastrzelił Nick? Dobry Boże, dziewczyno, co ty masz na twarzy?
Sherlock wyciągnęła chusteczkę z kieszeni płaszcza, podała ją Dane'owi i patrzyła, jak delikatnie wyciera czoło Nick.
– Wygląda, jakby kula tylko cię drasnęła, rana krwawi, ale chyba nie jest tak źle. Jestem Sherlock.
Delion przyjrzał się twarzy Nick i pokiwał głową. Spoglądał na Savicha, który wciąż był przy mężczyźnie. Z niedowierzaniem kręcił głową.
– Nie mogę w to uwierzyć. Po prostu nie mogę w to uwierzyć.
Złapał Savicha za rękę i potrząsał nią.
– Zawsze myślałem, że federalni to tchórze. Świetna robota. Savich ponownie sprawdził puls faceta, podniósł się i otrzepał kurz ze spodni.
– Pan musi być inspektorem Delion. Czy ktoś wezwał policję?
– Tak, już tu jadą – odpowiedział Delion.
Zobaczyli nadchodzącą grupę ubranych na czarno księży, z arcybiskupem Lugano na czele, krzyczącym donośnym głosem:
– Moja kuzynka pracuje w Agencji do Walki z Narkotykami. Też jest bardzo sprytna. Świetna robota, dziękuję panu.
Savich tylko pokiwał głową.
– Dane, zetrzyj krew z oczu Nick i zobacz, czy jest w stanie rozpoznać tego drania.
Dane spojrzał na wąską bruzdę, którą wyżłobiła jej kula powyżej skroni wzdłuż linii włosów. Nadal lekko krwawiła. Ponownie wyjął chusteczkę, którą dała mu Sherlock, złożył ją i podał dziewczynie.
– Nick, przyciśnij to mocno do rany. Za chwilę zabierzemy się do lekarza – powiedział.
– Pozwól mi jeszcze raz przyjrzeć się temu facetowi, Dane. – Wciąż ciężko oddychała, patrzyła na leżącego nieprzytomnego mężczyznę, mordercę księdza Michaela Josepha, a w oczach miała furię. – Siedziałam tam, słuchałam cię, a kiedy przez witraże w oknach do wnętrza wpadło słońce, wiedziałam, że zaraz się rozpłaczę. Pochyliłam głowę, w tej samej chwili poczułam uderzenie gorąca na twarzy. Spojrzałam w górę i zobaczyłam, jak promień słońca wpadający przez okno świeci wprost na tego faceta. Patrzył na mnie, i wtedy już wiedziałam, po prostu wiedziałam.
Delion przeszukał jego kieszenie.
– Nie ma broni. Przecież musi gdzieś tu być. – Przywołał dwóch umundurowanych policjantów, którzy właśnie przyjechali, nakazując im rozpoczęcie poszukiwań.
Mężczyzna jęczał, próbując podnieść się na kolana. Jeden z mundurowych złapał go za lewe ramię, drugi za prawe. Skuli go i pociągnęli do stojącego nieopodal radiowozu.
– Popatrz na ten tłum. Czy kiedykolwiek uda nam się znaleźć pistolet? – zastanawiał się Dane.
– Myślę, że mogę pomóc – powiedział biskup Koshlap. Odrzuciwszy głowę w tył, krzyknął: – Proszę o uwagę! Gdzieś tu jest pistolet i trzeba go znaleźć. Proszę, pomóżcie księżom tworzyć grupy poszukiwawcze. Jeśli ktokolwiek z was widział, jak ten mężczyzna strzela do tej kobiety, proszę tu podejść.
Dane przyglądał się ludziom. Przynajmniej czterystu z nich zebrało się w ciszy i spokoju, by wypełnić zadanie powierzone im przez biskupa, bardzo ważne zadanie. Patrzył, jak arcybiskup Lugano mówi do księży, jak tłum dzieli się na grupy i zabiera do pracy. Dane spojrzał na Nick, zmarszczył brwi i zabrał jej chusteczkę i sam przyłożył ją do rany na jej twarzy.
– Nie przyciskałaś bezpośrednio rany – skarcił ją. – Nieważne, już prawie nie krwawi. Nie wygląda to źle, dzięki Bogu. Wiesz co, Nick? Mój brat byłby z tego bardzo zadowolony.