Выбрать главу

– Wcale nie próbowałem zabić Nick Jones! Chodzi o tę kobietę, która zaczęła krwawić? Ja tylko stałem i słuchałem, a potem nagle zrobiło się zamieszanie i usłyszałem jej krzyk. Po prostu chciałem się stamtąd wydostać, więc otworzyłem boczne drzwi i wybiegłem przez nie. A potem ten wielki facet próbował mnie zabić.

– Rozumiem – powiedział Delion. – A powiedz mi, Milton, dlaczego przyszedłeś na pogrzeb księdza Michaela Josepha? Może jesteś byłym księdzem?

Mężczyzna wytarł nos, osuszył rękę o rękaw swetra i wymamrotał coś pod nosem.

– Nie usłyszałem, Milton – powiedział Delion.

– Nie lubię być tak nazywany. Moja matka tak do mnie mówiła, kiedy biła mnie po głowie. Powiedziałem, że lubię pogrzeby. Masa ludzi usiłująca udawać, że nieboszczyk ich obchodził.

Savich dotknął ramienia Dane'a, aby powstrzymać go przed wejściem do pokoju.

– Spokojnie – szepnął Dane'owi do ucha. – Spokojnie.

– Rozumiem – powiedział Delion. – A więc wstąpiłeś do kościoła Świętego Bartłomieja jak do kina, nie zważając na to, jaki film grają?

– Zgadza się. Ale na pogrzeb nie sprzedają biletów. Brakowało tylko popcornu.

– A więc nie znałeś głównego bohatera tego przedstawienia? Milt potrząsnął głową, w jego oczach nie było już śladu łez.

– Gdzie pan mieszka, panie McGuffey?

– Na Feel Street, właściwie na Panhandle.

– To bardzo blisko Haight Ashbury, zgadza się?

– Tak.

– Od jak dawna pan tam mieszka, panie McGuffey?

– Od dziesięciu lat. Pochodzę z Saint Paul, moja rodzina nadal tam mieszka. Głupcy, tyłki przemarzają im każdej zimy.

– Moja była żona pochodzi z Saint Paul – powiedział Delion. – To całkiem przyjemne miejsce. Czym się pan zajmuje?

Milton McGuffey spuścił wzrok i patrząc na swoje ręce, mruknął coś pod nosem. Chyba miał taki nawyk.

– Nie dosłyszałem, Milt.

– Jestem niepełnosprawny. Nie mogę pracować. Żyję z zasiłku.

– Na czym polega pana niepełnosprawność, panie McGuffey? Widziałem, jak pan biega, chciał się pan bić. Jest pan bardzo zwinny.

– Przestraszyłem się. Ten facet był naprawdę wielki i próbował mnie zabić. Nie miałem wyjścia. Mam słabe serce. Tak, jednak skorzystam z adwokata z urzędu; zamierzam pozwać tego gościa – jest niebezpieczny dla otoczenia.

– Skąd pan wziął tłumik do pistoletu?

– Nie miałem żadnej broni. I nawet nie wiem, jak wygląda tłumik – odpowiedział po chwili milczenia.

– Znajdziemy tę broń, Milt, to nie ulega wątpliwości. Czy z tej samej broni z tłumikiem zastrzeliłeś księdza Michaela Josepha?

Gwałtownie podniósł się z krzesła, ale po chwili osunął się na nie, potrząsając głową.

– Nie zabiłem żadnego księdza! Jestem pacyfistą. Najważniejsza jest miłość i wzajemny szacunek.

– Bardziej podobało ci się strzelanie czy zatłuczenie staruszki na śmierć pogrzebaczem?

– Człowieku, nie wiem, o czym mówisz. Jaka staruszka?

– A pamiętasz ten drut? Może to lubisz najbardziej, Milt? Zaciskanie go coraz mocniej i mocniej, aż jest tak ciasny, że przecina ciało do kości?

– Przestań, człowieku, mówiłem już, że jestem pokojowo nastawiony. Nie jestem w stanie skrzywdzić nawet muchy. Myślicie, że postrzeliłem tę kobietę w kościele? Nie, to nie ja.

Delion przewrócił oczami i wyszeptał bezgłośnie w stronę otwartych drzwi: Bezczelny dupek.

– Za co siedziałeś w więzieniu, Milt?

– Taki mały grzech młodości, dawno temu. Niewielkie włamanie, to wszystko.

– Podczas tego włamania rozbiłeś głowę jednemu facetowi, nie pamiętasz?

– To była pomyłka. Po prostu mnie poniosło; tego dnia miałem za dużo cukru we krwi. Odsiedziałem za swoje. Teraz jestem niegroźny. Nic nie zrobiłem.

– Oglądasz taki program „Superagent”?

– Pierwsze słyszę. – Facet podniósł wzrok i wyglądał na zaskoczonego tym pytaniem. Autentycznie zaskoczonego. Najwyraźniej nie miał pojęcia, co to jest „Superagent”. Niech to szlag. Albo był doskonałym aktorem, ale niestety intuicja podpowiadała Delionowi, że w tym przypadku było inaczej. Jasna cholera. To była niemiła niespodzianka.

Delion pochylił się i delikatnie pogładził swoje wąsy palcem wskazującym.

– To jest o mordercy, który zabija ludzi, a potem opowiada o wszystkim księdzu podczas spowiedzi, a ksiądz nie może wydać go policji. Potem zabija księdza, Milt. To naprawdę kawał sukinsyna.

– Nigdy o tym nie słyszałem. Nie lubię brutalnych filmów i programów.

Delion podniósł wzrok i spojrzał na Dane'a, potem na Savicha, i skinął do niego głową.

Savich wszedł do niewielkiego pokoju przesłuchań, usiadł obok Deliona i zapytał:

– Jak się pan czuje, panie McGuffey? Mężczyzna wyprostował się na krześle.

– Wiem, kim pan jest. Tym wielkim facetem, który próbował mnie zabić.

– Wcale nie próbowałem pana zabić – powiedział Savich z uśmiechem, który był w stanie przestraszyć każdego. – Proszę mi wierzyć, gdybym chciał pana zabić, teraz leżałby pan w kostnicy rozciągnięty na zimnym stole i nawet pies z kulawą nogą by o panu nie pamiętał. Co pan zrobił z bronią?

– Nie miałem broni.

– Owszem, miał pan i oddał innemu facetowi. Niestety, Milt, widziałem cię. Przyglądałem się tłumowi, takie polecenie dostałem od porucznika – patrzeć, czy wśród ludzi nie ma przypadkiem faceta, który zabił księdza Michaela Josepha, dumnego i zadowolonego z tego, co zrobił. No i przyszedłeś. Ale nie przyszedłeś tylko dlatego. Chciałeś zabić Nick Jones, która mogłaby cię zidentyfikować. Byłeś bardzo szybki. Zaledwie kilka dni temu podała twój rysopis policyjnym rysownikom i twój portret trafił do gazet. Jak poznałeś, że to Nick Jones?

– Posłuchaj, człowieku, widziałem rysunek z gazetach, owszem, ale nie wiedziałem, kim jest ten facet. Zaraz, wy naprawdę myślicie, że to ja? Przecież zupełnie go nie przypominam. Podły sukinsyn, pomyślałem, kiedy zobaczyłem jego portret i przeczytałem tę historię.

– Tak, jasne, Milt – powiedział Savich. – Zrobiłeś jeden sprytny ruch: pistolet wraz z tłumikiem oddałeś swojemu partnerowi, kiedy przechodziłeś obok niego. On schował go do kieszeni płaszcza. Ty nawet nie zwolniłeś kroku. To była precyzyjnie zaplanowana i bardzo sprawnie przeprowadzona akcja. Pech chciał, że ja to widziałem. Tu szczęście cię opuściło.

Savich pochylił się do przodu, aż jego nos niemal dotknął nosa McGuffeya, po czym powoli powiedział:

– Widziałem, jak to zrobiłeś. A twojego wspólnika już szukają. Podałem jego bardzo dokładny rysopis. Sprowadzą go tutaj i skończą się twoje żarty.

Savich spojrzał w stronę drzwi, wiedział, że lada chwila stanie w nich Sherlock. McGuffey też spojrzał w tamtym kierunku.

Sherlock stanęła w drzwiach, szeroko uśmiechnęła się do Savicha, z zadowoleniem pokiwała głową i uniosła kciuk.

– Ach – powiedział Savich. – Nareszcie. Nie zajęło to chłopakom zbyt wiele czasu, prawda? Zaledwie jakieś dwie godziny. Mówiłem, że podałem bardzo dokładny rysopis. Już go mamy.

– Nie mam pojęcia, o czym mówicie! Ja nic nie zrobiłem, słyszycie? Nic! Nie mogliście nikogo złapać, bo nie było żadnego wspólnika.

Savich nagle wstał.

– Teraz możesz wracać do swojej celi, Milt. Jesteś męczący, mruczysz coś pod nosem, płaczesz. Spójrz tylko na biednego inspektora Deliona. Przysypia, tak znudziły go twoje kłamstwa. Dostaniesz nauczkę, Milt. Dziś się nie popisałeś.

Savich pochylił się i oparł dłonie o stół, jego twarz znalazła się dokładnie naprzeciw twarzy McGuffeya.

– Zamierzamy zatrzymać cię za usiłowanie zabójstwa Nick Jones. Kiedy przesłuchamy twojego wspólnika, a on na pewno nam wszystko wyśpiewa, Milt, prokurator okręgowy będzie miał przeciw tobie niezbity dowód popełnienia wielokrotnego morderstwa. Z rozkoszą postawi cię przed ławą przysięgłych i totalnie cię pogrąży. Ma nawet świadka, znasz ją, to Nick Jones. Widziałeś ją, jak stoi tam na zewnątrz, prawda? To ta kobieta z bandażem na głowie. Na pewno cię widzi i uwierz mi, ona wie, kim jesteś.