Выбрать главу

– Bardzo mi przykro. Wiem, że byłeś blisko ze swoim bratem. Usiądź, proszę, Dane.

Ten przecząco pokręcił głową, ale Savich podprowadził go do krzesła i delikatnie go na nim posadził. Dane siedział sztywno, patrząc tępo przed siebie, za okno, które wychodziło na budynek sądu.

– Twój brat był księdzem? – upewnił się Savich.

– Tak, jest, właściwie był księdzem. Muszę tam pojechać i zająć się wszystkim.

Dillon Savich, szef jednostki dochodzeniowo – śledczej w centrali FBI, siedział na brzegu swojego biurka naprzeciwko Dane'a. Pochylił się, poklepał go po ramieniu i powiedział:

– Wiem, to straszne, Dane. Oczywiście, musisz tam pojechać i o wszystko zadbać. Dostaniesz płatny urlop, nie ma sprawy. To był twój brat bliźniak, prawda?

– Tak. Moje odbicie w lustrze. Różniliśmy się charakterami, ale i tak byliśmy bardzo do siebie podobni.

Savich nie mógł sobie wyobrazić, co się czuje, kiedy traci się brata, w dodatku bliźniaka. Dane pracował z nim zaledwie od pięciu miesięcy, na własną prośbę został przeniesiony z biura terenowego w Seattle. Ręczył za niego sam Jimmy Maitland, szef Savicha, który polecił mu na początku mieć oko na Dane'a Carvera. Twierdził, że to dobry chłopak, bystry, pragmatyczny, twardy, czasami w gorącej wodzie kąpany, ale niezawodny. Jeżeli Dane Carver coś obiecał, można było uznać to za pewnik.

Savich wiedział, że Dane urodził się w Boże Narodzenie, dwie godziny po północy. Zawsze dostawał masę głupich świąteczno – urodzinowych prezentów podczas przyjęć w biurze na dzień przed Wigilią. Właśnie skończył trzydzieści trzy lata.

– Czy tamtejsza policja wie, co zaszło? Zaraz, ja nawet nie wiem, gdzie mieszkał twój brat.

– W San Francisco. Najpierw zadzwonił do mnie inspektor Vincent Delion z policji w San Francisco, dziesięć minut później moja siostra Eloise, która mieszka w San Jose. Delion powiedział, że został zamordowany w konfesjonale, późno w nocy, prawie o północy. To nie do wiary… – Dane w końcu na niego spojrzał, a w jego oczach była wściekłość, która powoli przeradzała się w obłęd. Uderzył pięścią o poręcz krzesła.

– Uwierzysz, że jakiś dupek zabił go w konfesjonale? O północy? Dlaczego spowiadał o północy?

Savich pomyślał, że zaraz Dane wybuchnie. Oddech miał przyspieszony i ciężki, oczy wytrzeszczone, a dłonie mocno zaciśnięte w pięści. Ale nie. Wstrzymał na chwilę oddech, po czym głęboko odetchnął i opanował się.

– Dla nas brzmi to bezsensownie. Ale znajdziemy sprawcę i dowiemy się, dlaczego to zrobił. Poczekaj jeszcze chwilę, Dane. Musimy coś ustalić. Twój brat miał na imię Michael, prawda?

– Tak, ksiądz Michael Joseph Carver. Muszę jechać do San Francisco. Znam tamtejszą policję. Może i są dobrzy, ale nie znają mojego brata. Nawet moja siostra go nie zna. Tylko ja znam go naprawdę. Boże, nie przypuszczałem, że kiedykolwiek to powiem, ale chyba lepiej, że nasza matka umarła w ubiegłym roku. Bardzo chciała, żeby Michael został księdzem, modliła się o to przez całe życie, przynajmniej tak twierdziła. To by ją załamało.

– Wiem, Dane. Kiedy ostatnio z nim rozmawiałeś?

– Dwa dni temu. Był zadowolony, bo udało mu się złapać chłopaka, który malował graffiti na murach kościoła. Powiedział, że uczyni z tego chłopca katolika. A kiedy już to się stanie, nigdy już tego nie zrobi, bo będzie miał poczucie winy.

– Dane uśmiechnął i zamilkł.

– Nie wyczułeś niczego niepokojącego? Dane potrząsnął głową i zmarszczył brwi.

– Nie, mój brat zawsze był optymistą, nawet wtedy, kiedy dziennikarz pewnej lokalnej gazety próbował go uwieść.

– Dobry Boże, facet?

– Tak, facet.

Savich uśmiechnął się.

– To zdarzało się często, ale zazwyczaj były to kobiety. Michael zawsze był miły, przyciągał do siebie w równym stopniu mężczyzn i kobiety. – Dane zmarszczył brwi i zamyślił się.

– A kiedy teraz o tym myślisz, przypominasz sobie coś?

– Hm, nie jestem pewien. Mówił coś ostatnio o poczuciu bezradności i było mu z tym ciężko. Mówił, że musi coś z tym zrobić.

– A domyślasz się, co chciał przez to powiedzieć?

– Nie mam pojęcia. Może miał ciężką spowiedź, może chodziło o jakiegoś parafianina, któremu nie mógł pomóc. Ale to przecież nic niezwykłego. Przez lata bycia księdzem wiele razy miewał takie problemy. – Dane zacisnął pięść. – Nie wiem, może coś go przestraszyło. Mogłem drugi raz do niego zadzwonić i spróbować coś z niego wyciągnąć, nie pozwolić mu zamknąć się w sobie. Dlaczego, do cholery, tego nie zrobiłem?

– Zamknij się, Dane. Nie dręcz się poczuciem winy.

– Trudno mi tego uniknąć. Jestem katolikiem.

– Przecież to nie twoja wina. Musisz tylko dowiedzieć się, kto go zabił, tylko zabójcę można winić za to, co się stało. Teraz poproszę Millie, żeby zrobiła dla ciebie rezerwacje. Przypomnij mi, kto prowadzi śledztwo?

– Vincent Delion. Tak jak mówiłem, zadzwonił do mnie w nocy chwilę przed Eloise i powiedział, że wie, że jestem z FBI, że pewnie chciałbym wiedzieć wszystko, co oni wiedzą. Na razie nie wiedzą zbyt wiele. Zmarł natychmiast od strzału w czoło. Kula przeszła na wylot. Z przodu rana wygląda jak czerwona kropka, którą Hindusi noszą na czole. Wiesz, o czym mówię?

– Wiem.

– Ale z tyłu głowy rana nie wygląda już tak niewinnie. Jezu, to koszmar.

Savich wiedział, że nie może pozwolić, aby Dane dał się ponieść wyobraźni, nie mógł pozwolić mu na wyobrażanie sobie zmasakrowanej przez kulę głowy brata. To tylko pogrążyłoby go w bólu.

Żywo gestykulując, powiedział:

– I zabójca raczej nie zostawił broni na miejscu zbrodni? Dane potrząsnął głową.

– Nie. Dziś jest sekcja zwłok.

– Znam komendanta Kreidera – powiedział Savich.

– W ubiegłym roku występował przed Kongresem w sprawie skutecznych metod zapobiegania zamieszkom na tle rasowym w rejonie zatoki San Francisco. Spotykałem go na strzelnicy w Quantico. Świetnie strzela z daleka. Mój teść jest sędzią federalnym w San Francisco. Zna wielu ludzi. Mogę ci w czymś pomóc?

Dane milczał. Savich wiedział, że był jeszcze zbyt sparaliżowany przez wstrząs i żal, aby mógł zrozumieć to, co właśnie usłyszał. Trzeba dać mu trochę czasu. Pozytywną stroną tej sytuacji było to, że w tym stanie łatwiej mu będzie uporać się z bólem i wściekłością.

– OK, nieważne. Wiesz co? Jedź do San Francisco i pogadaj z Delionem, dowiedz się, co oni robią w tej sprawie. Zobacz, czy tamtejsze nasze biuro może w czymś pomóc. Znasz Berta Cartwrighta, szefa biura terenowego FBI z San Francisco?

– Tak – odparł Dane niskim głosem. – Owszem, znam go.

– Na jego twarzy nagle pojawiła się niechęć, która na chwilę przesłoniła ból.

– Jasne, rozumiem – odparł Savich. – Wy dwaj raczej się nie lubicie.

– Raczej nie. Poradzę sobie bez niego.

– Dlaczego? Co zaszło między wami? Dane potrząsnął głową.

– To nieistotne.

– W porządku, jedź do domu i spakuj się. Tak, jak powiedziałem, Millie zajmie się wszystkimi formalnościami związanymi z twoim wyjazdem. Chcesz nocować na mieście czy zatrzymasz się u siostry?

– Na mieście. Ale na pewno nie na plebanii.

– Dobrze, zarezerwujemy ci hotel w centrum. To hotel rekomendowany przez FBI, więc nie licz na żadne luksusy. Zadzwoń, jakbyś czegoś potrzebował.

– Jasne. Dzięki, Savich. A sprawy, które prowadzę…

– Dopilnuję, by ktoś się nimi zajął. Idź już.

Uścisnęli sobie dłonie. Savich patrzył, jak Dane przechodził przez wielki gabinet, w którym stały biurka dziewięciu agentów specjalnych. Tylko sześć z nich było w tej chwili zajętych.