– Przyznam, że spodziewałam się wielkiego bufetu – powiedziała Sherlock, rozglądając się po wielkim, prostokątnym pomieszczeniu. – Podobają mi się te malowidła na ścianach w stylu lat trzydziestych.
– A mnie podobają się postacie z filmu „Planeta małp” ustawione wokół tego pomieszczenia – dodał Savich. – Wyglądają naprawdę jak żywe.
– W końcu jesteśmy w Hollywood – powiedział Jon. – Na każdym kroku reklamujemy się i klepiemy nawzajem po dupach. W rzeczywistości jednak nasza stołówka jest niczym w porównaniu z tą w Universal Studios. To bardzo luksusowe miejsce, można tam spotkać naprawdę wielkie gwiazdy.
Belinda Gates przyszła jakieś dziesięć minut później.
– Boże, Dillon, ona ma wałki na włosach, duże termolaki – zauważyła Sherlock. – Pamiętasz, ostatnio użyłam ich, by wyprostować sobie włosy? A ty pomagałeś mi je nawijać – powiedziała, owijając długi rudy lok wokół palca. – Zróbmy to jeszcze raz. Było zabawnie.
Sherlock przerwała na moment; bardzo dobrze pamiętała, co robili po zdjęciu wałków.
– To naprawdę jest Belinda Gates? – zapytała Frankena.
– Jest bardzo piękna.
– Tak, to ona – potwierdził Franken i uśmiechnął się, przeżuwając kolejną frytkę. – Jest piękna, i co ważniejsze, kamera kocha jej twarz.
Savich i Sherlock w jednej chwili domyślili się, że Jon Franken sypia z nią.
– Proszę nam trochę o niej opowiedzieć – poprosiła Sherlock. Franken zjadł następną frytkę i wzruszył swoimi eleganckimi ramionami.
– Belinda jest przeciętną aktorką. Pilnie uczy się swojej roli, przyjmuje uwagi reżysera i ma wystarczająco talentu, by graniem zarobić na życie. Oczywiście, odkąd złowiła Franka Pauleya, nie musi się tym martwić. Pracuje wtedy, kiedy chce, czyli wtedy, kiedy bardzo jej się nudzi. Rzecz w tym, że nie ma w niej woli walki, ciśnienia, nie kopie pod nikim dołków, nie gra nieczysto. Jeżeli podejrzewacie ją, że zrobiła to w przebraniu faceta, moim zdaniem nie byłaby najlepsza w tej roli. Jeśli podejrzewacie o morderstwo Franka Pauleya, może Belinda powie wam coś obciążającego go. Pauley może i jest zdolny zrobić coś takiego. Ale nie rozumiem, po co miałby niszczyć swój własny program.
– A pan? Umie pan walczyć bezpardonowo? – zapytał Savich, wyjadając marchewkę z ogromnego talerza z sałatką.
– Oczywiście. Gdyby nie moja determinacja i ciągła chęć awansu, nadal zamiatałbym tu podłogi. Moim głównym celem było wtedy wspinanie się po szczeblach kariery.
Znowu się uśmiechnął i wytarł dłonie w papierową chusteczkę.
– Przedstawię was i zostawię z Belinda. Parę lat temu miała jakieś problemy z policją, więc pewnie nie od razu się do was przekona.
Jon Franken wstał.
– Zapomnijcie o tym, co powiedziałem o Franku Pauleyu. Nawet jeżeli stoi za tym jego najgorszy wróg, myślę, że nie miałby na tyle odwagi czy wyobraźni, żeby pogrążyć go w tak zawiły i okrutny sposób. O, Belinda bierze jedzenie na wynos. Dobrze trafiliśmy. Sprawdziłem – najbliższą godzinę ma wolną.
Sherlock i Savich spotkali się z Belinda Gates na zapleczu, obok sceny widowiskowej. Nie była zbyt przyjaźnie nastawiona. Patrzyła na nich podejrzliwie, miała zaciśnięte usta. To dopiero wyzwanie, pomyślała Sherlock, uśmiechając się do niej i pamiętając, co mówił o niej Franken. Przedstawiła siebie i Savicha, starannie prezentując Belindzie Gates ich odznaki.
– Oboje z FBI?
– Tak – odpowiedział Savich, rozsiadając się wygodnie. W tej pozycji nie mógł jej obezwładnić, więc miał nadzieję, że Belinda się odpręży.
– Partnerzy?
– Czasami – powiedziała Sherlock, wyciągając rękę tak, że Belinda Gates musiała ją uścisnąć. – Właściwie jesteśmy partnerami w życiu i w pracy: jesteśmy małżeństwem i agentami FBI. Nieźle, co?
– Naprawdę jesteście małżeństwem? – zapytała zdziwiona Belinda, patrząc na nich na zmianę.
– Tak – potwierdziła Sherlock. – I mamy małego synka, ma na imię Sean. Ma niespełna rok. Próbuje już chodzić, ale raczkuje szybciej, niż ja chodzę. Poza tym, że jesteśmy dobrymi rodzicami, jesteśmy też dobrymi agentami. Przyjechaliśmy tu po to, by schwytać mordercę, i potrzebujemy pani pomocy. Na pewno słyszała pani o tej sprawie, panno Gates.
Belinda pochyliła się w stronę Sherlock, już mniej podejrzliwa i nieufna.
– Oczywiście. Pani mąż idealnie pasuje wyglądem do głównej roli w najnowszym serialu Franka. Opowiada o prawniku specjalizującym się w sporcie, przystojniak z niego i kawał chłopa, silniejszy niż większość z jego klientów – sportowców. Przez nich zawsze wpada w kłopoty. – Belinda odchrząknęła. – Zrobię, co w mojej mocy, by pomóc wam odnaleźć tego mordercę. Naprawdę ma pani na imię Sherlock?
– Naprawdę.
– Świetne imię.
– Dziękuję – odparła Sherlock. – Cieszymy się, że możemy porozmawiać z kimś, kto orientuje się w sytuacji i zna wszystkich aktorów. Jestem pod wrażeniem pani roli w „Superagencie”. Co prawda, widziałam tylko pierwsze dwa odcinki, ale była pani naprawdę dobra. Grana przez panią Ellie James była wiarygodna, budząca współczucie i piękna, to jasne – przerwała na chwilę, a Belinda uśmiechnęła się. – Wielka szkoda, że program został zdjęty, przynajmniej do czasu, kiedy złapiemy szaleńca, który wywołał całe to zamieszanie. Mam nadzieję, że podsunie nam pani coś nowego.
Rozdział 18
Oczywiście, będę się starać, ale ja naprawdę nic nie wiem – mówiła Belinda, kiwając głową. – Wiem, że biedny Frank jest zmartwiony zawieszeniem emisji programu, ale co może na to poradzić? Powiedział mi, że DeLoach, lub inny scenarzysta, jest zamieszany w zabójstwa, które pasują do morderstw popełnionych w pierwszych dwóch odcinkach programu. Frank zaczął go nawet nazywać „Morderczym programem”.
– Chwytliwy tytuł – powiedziała Sherlock. – Tak, o to mniej więcej chodzi.
– Myślę, że tak naprawdę Weldon DeLoach wymyślił ten tytuł, ale szefostwu się nie spodobał, wybrali tytuł „Superagent”. Bo brzmiał modniej, wie pani, co mam na myśli?
– Wiem – odpowiedziała Sherlock. – Bardziej Manhattan niż Brooklyn.
– Właśnie – przyznała Belinda, uśmiechając się. – Frank też twierdził, że lepiej się przyjmie. Jest w tym biznesie od dawna. We wczesnych latach osiemdziesiątych był aktorem, nigdy nie zyskał sławy, ale to dobrze, bo wtedy uświadomił sobie, że chce zająć się produkcją programów, a nie być w nich gwiazdą. Nigdy nie chciał kręcić filmów. Kocha telewizję. Był najszczęśliwszy, pracując za kulisami – przygotowując scenariusze do aktualnie realizowanych programów, sprzedając czas antenowy, kalkulując wydatki, ustawiając aktorów i reżyserów. I trzymając wszystko w garści, żeby biznes się kręcił i mieścił się w budżecie.
Pierwszym programem, jaki wyprodukował w połowie lat osiemdziesiątych, był „Delta Force”, emitowany przez prawie cztery lata. Może oglądaliście powtórki?
– To był dobry program – przyznał Savich.
Belinda Gates rozpromieniła się, posłała mu szeroki uśmiech i ściągnęła z włosów jeden z wielkich wałków. Długi, gruby lok opadł ciężko w dół.
– Powtórzę mu pana słowa. Wie pan, Frank mówi mi o wszystkim, więc prawdopodobnie wiem o tym mordercy tyle samo, co on.
– Jest pani bystrą kobietą, panno Gates, zna pani sprawę. Wiemy, że ma pani własne przemyślenia na jej temat. Potrzebujemy pani pomocy. Czy domyśla się pani, kto to wszystko mógł zorganizować? – zapytała Sherlock.
Belinda ściągnęła kolejny wałek, delikatnie prowadząc palec wokół wielkiego loka, sprawdzając, czy wystarczająco ostygł. Pokiwała głową i powiedziała: