Выбрать главу

– Gdybym miała zgadywać, powiedziałabym, że to Dupek, wiecie, Linus Wolfinger. Jest bardzo przebiegły. Ale do tego potrzeba czegoś więcej. – Przerwała na chwilę. – Wygląda to tak, jakby każdego dnia musiał udowodnić, że jest najmądrzejszym facetem na ziemi, szefem wszystkich szefów. Cokolwiek robi, musi być w tym najlepszy, najszybszy, najmądrzejszy i każdy musi to docenić i wychwalać go w nieskończoność.

Savich wyprostował się, zacisnął dłonie na kolanach i powiedział:

– Zostawmy w spokoju jego manię wielkości. Jaki, pani zdaniem, mógłby mieć powód, by postępować według scenariusza programu telewizyjnego i mordować ludzi?

– Bo to coś dziwacznego, coś innego, właśnie dlatego. Dupek naprawdę lubi wymyślać takie rzeczy, by pokazać ogrom swoich umiejętności, które są o wiele bardziej imponujące niż pana czy moje. Morderstwa byłyby dla niego nowym rodzajem wyzwania.

Jeśli to on zabija tych ludzi, musi wiedzieć, że policja wkrótce go złapie. Założę się, że nawet próbuje naprowadzić policję na swój ślad, żeby byli tuż obok niego, a on mógł być w centrum wydarzeń. Czy to ma sens?

– Niezupełnie – powiedziała Sherlock.

Kolejny wałek opadł, a Belinda przeczesała włosy.

– Oczywiście, że nie ma. Próbowałam być złośliwa. Jeśli naprawdę miałabym kogoś wskazać, byłby to Jon.

– Jon Franken? – upewnił się Savich, wyraźnie zaskoczony. Uznał to za pomyłkę. W tym cholernym studiu każdy był podejrzany. Tylko Jon Franken nie pasował do tej chaotycznej układanki, bo był taki… właściwie jaki? Był zbyt ułożony, skupiony. Bardzo hollywoodzki, tak, taki był, normalny w tym specyficznym środowisku. Savich nie mógł sobie wyobrazić, że może on być mordercą.

– Dlaczego uważa pani, że to Jon Franken? – zapytał Belindę.

– Jon jest jednym z najseksowniejszych facetów, którzy nie są aktorami w Los Angeles. Sypiał z większą liczbą kobiet, niż Frank zdołał poznać, a wierzcie mi, Frank znał tu niemal wszystkie. Dzięki swojej sprawności seksualnej Jon wyrobił sobie kontakty niemal ze wszystkimi liczącymi się postaciami w Los Angeles. Znał każdego, kto był w czołówce najlepiej zarabiających gwiazd przez ostatnich dziesięć lat, bo ze wszystkimi z tej listy sypiał. Wiedział rzeczy, o których nie powinien był wiedzieć, znał wszystkich aktorów, większość z nich intymnie, włączając w to mnie, bynajmniej nie dlatego, że jestem wielką aktorką, jak możecie pomyśleć. Seks jest potężną siłą. Może czasami potężniejszą niż pieniądze.

Savich pomyślał, że to prawda. Zawsze, kiedy patrzył na Sherlock, bez względu na to, gdzie byli lub co robili, pragnął jej tak samo mocno. Przez ostatni tydzień nie kochali się w domu.

Robili to oparci o ścianę garażu. Ale przypadkowy seks, zawdzięczanie mu pozycji zawodowej, kariera i wyrabianie kontaktów przez łóżko, seks, jako narzędzie pozwalające dostać to, co się chciało – nie, nie byłby w stanie tak żyć.

– Wiem, że z tego, co mówię, wynika, że Jon jest prawdziwym hollywoodzkim drapieżcą, i tak jest, ale używam słowa „drapieżca” w pozytywnym tego słowa znaczeniu – powiedziała Belinda.

Sherlock zaśmiała się.

– Nigdy wcześniej nie słyszałem, żeby ktoś był opisywany jako drapieżca w pozytywnym sensie.

– Jako osoba dobrze zorientowana – powiedziała Belinda, bynajmniej nieurażona. Chwilę później zmarszczyła brwi. – Ale jest też druga strona Jona. Bywa bardzo złośliwy i pamiętliwy.

– Proszę nam opowiedzieć o jego złośliwości. Nie zauważyliśmy jej – powiedziała Sherlock.

– Zauważyłam, kiedy przestałam z nim sypiać, bo to ja chciałam zerwać, nie on. Zwykle to Jon kończy romans, ale zawsze robi to bardzo delikatnie. Nie zostawia kobiety chcącej uciąć mu… kobiety nie pragną się na nim zemścić. Nie. Rozstaje się tak, by jego byłe kochanki pozostawały jego przyjaciółkami.

Proszę mnie źle nie zrozumieć, ode mnie też by odszedł, ale zanim tak się stało, poznałam Franka. – Belinda pochyliła się do nich. – Wciąż przeraża mnie myśl o tym. Powiedziałam Jonowi prawdę. Pamiętam, że stał tam, naprzeciwko mnie, z dłońmi zaciśniętymi w pięści. Nie uderzył mnie. Po prostu powiedział tym swoim miękkim głosem, że zachowałam się jak dziwka i że żadna kobieta dotąd go nie rzuciła. Ktoś przedziurawił mi opony, ale nie przyłapałam go na gorącym uczynku i nie jestem pewna, czy to on. Nie potrafię tego udowodnić. Uznałam, że to zemsta.

– Ja też bym tak pomyślała – powiedziała Sherlock. – Ale to nie koniec, prawda?

– Tak. Potem była Maria James, młoda, naprawdę ładna dziewczyna i bardzo utalentowana. Nie wiem, co między nimi zaszło, ale cokolwiek się stało, Jon dopilnował, żeby wyrzucono ją z programu. Podobno była w ciąży. Czy z Jonem? Nie wiem, ale wyjechała z Los Angeles.

Sherlock zanotowała wszystko, co Belinda powiedziała o Marii James.

– Potem był facet, który pokonał Jona w konkursie na asystenta reżysera nowego programu – ta posada naprawdę mu się marzyła. Program miał tytuł „Twardziel”, był emitowany przez cztery lata. Tak czy owak, facet skończył ze złamanymi nogami, nie mógł podjąć tej pracy. Jon ją dostał. Czy to była jego sprawka? Oczywiście, nie było żadnego dowodu.

– Czy zmartwiła się pani, kiedy zdjęto „Superagenta”? – zapytał Savich.

Belinda uśmiechnęła się, wzruszyła ramionami, zdjęła kolejny wałek i przeczesała włosy.

– Biedny Frank. On jedyny naprawdę się zmartwił. To było jego dziecko. Włożył w ten program dużo wysiłku.

– Czy przychodzi pani do głowy ktoś, kogo mogło ucieszyć zakończenie programu? – zapytała Sherlock.

Belinda ściągnęła ostatni wałek i odrzuciła go. Wszyscy troje patrzyli, jak toczy się po podłodze.

– Ucieszyć do tego stopnia, że mordował ludzi zgodnie ze scenariuszem? Nikt taki nie przychodzi mi do głowy – powiedziała, patrząc na wałek. Raz po raz zanurzała palce we włosach. Zdaniem Sherlock jej włosy nie potrzebowały czesania. Były zmierzwione, gęste i absolutnie piękne, miały nieskończenie wiele odcieni blondu.

– A pamiętacie ochroniarza Wolfingera? – zapytała Belinda, jej głos brzmiał cicho i tajemniczo. – To ten wielki facet, który nigdy nic nie mówi. Nazywa się Arnold Lotus. Myślę, że on i Wolfinger sypiają ze sobą.

– Twierdzi pani, że Wolfinger jest gejem? – zapytał Savich. Belinda wzruszyła ramionami.

Chłopak, który miał problemy z cerą, podszedł do nich.

– Czekają na panią na planie zdjęciowym, panno Gates – powiedział.

Belinda poprawiła jeszcze raz włosy, spojrzała na swoje odbicie w lustrze, wstała i uśmiechnęła się do nich.

– Ma na imię Sean? Chciałabym mieć synka – powiedziała, skinęła głową im obojgu i wyszła.

– Wiesz, Sherlock, zainspirowały mnie jej wałki. Może kupimy sobie takie? – zaproponował Savich.

– Takie naprawdę wielkie?

– Tak – odpowiedział. – Większe niż te, których wcześniej używaliśmy.

Sherlock roześmiała się.

CHICAGO

– Moje biedactwo, jak się czujesz?

Nicola podniosła wzrok i spojrzała na Johna Rothmana, zza uchylonych drzwi usłyszała głosy jego trzech doradców, rozmawiających na szpitalnym korytarzu. Jego twarz była rumiana od ostrego chicagowskiego wiatru i zimnego powietrza, a oczy były bardziej niebieskie niż letnie niebo. Pomyślała, że najpierw zakochała się w jego oczach, które mogły przenikać ludzkie dusze, przynajmniej na tyle głęboko, że zawsze wiedział, co powiedzieć podczas kampanii wyborczej.

– Już mi lepiej, John, tylko boli mnie gardło i czuję, jakbym miała wydrążony żołądek.

– Zabiorę cię do domu. Wiesz, Nicolo, zastanawiałem się, może powinnaś już wprowadzić się do mnie. Ślub planowaliśmy na luty, może warto go przyspieszyć?