Выбрать главу

– To niezwykle piękne miejsce, ale z jakiegoś powodu, nie wiem dlaczego, nie podoba mi się tutaj – powiedziała.

Odwróciła się, przyspieszyła kroku i przez podwójne szklane drzwi weszła do wielkiego holu. W głębi za dużym drewnianym kontuarem ustawionym pośrodku holu były biura. Przy kontuarze stała tęga kobieta o kręconych czarnych włosach i miłym uśmiechu. Na identyfikatorze napisane miała Velvet Weaver. Jednak rzadkie wąsy nad jej górną wargą kontrastowały z jej imieniem.

Dane przedstawił siebie i Nick, pokazują swoją odznakę FBI.

– O rany, mam nadzieję, że to nic poważnego.

– To rutynowe postępowanie, panno Weaver – powiedział swobodnie Dane. – Chcemy tylko zadać kilka pytań, mam nadzieję, że nam pani pomoże. Czy może nam pani opowiedzieć o synu jednego z państwa pensjonariuszy, Weldonie DeLoachu?

Velvet pokiwała głową.

– Nic złego nie mogę o nim powiedzieć. Pan DeLoach to cudowny człowiek i wspaniały syn. Jest słynnym scenarzystą telewizyjnym i bardzo dba o swojego ojca.

– Czy jest tu teraz? Może przyjechał odwiedzić ojca?

– Nie, agencie Carver. Nie było go tu przez ostatni tydzień, przynajmniej ja go nie widziałam. Oczywiście mógł przyjść, kiedy ktoś inny miał dyżur. Popytam. Zastanawiam się, kiedy ostatnio był u ojca. Szkoda, że kapitan DeLoach sam nie może wam tego powiedzieć. Biedny człowiek, od sześciu lat cierpi na demencję. Czy Weldon zrobił coś złego?

Dane pokręcił głową.

– Nie, nic. Tak, jak powiedziałem, to rutynowe postępowanie, panno Weaver. Rozumiem, że kapitan DeLoach jest emerytowanym oficerem policji?

– Tak, przez prawie czterdzieści lat był komendantem policji w małym miasteczku.

– Pamięta pani może nazwę tego miasteczka? – zapytał Dane.

– Dadeville. Teraz to spore miasto, położone niedaleko Bakersfield. Biedny człowiek, ma już osiemdziesiąt siedem lat i jest bardzo słabego zdrowia. To smutne, ale kapitan DeLoach nie wygląda, jakby się tym przejmował. W tej chorobie tak jest. Nie boli to, o czym się nie wie.

– Jest aż tak stary? – zapytała zdziwiona Nick.

– Tak. Weldon to jego jedyne dziecko, urodził się, kiedy kapitan DeLoach był grubo po czterdziestce. Kiedy ma przebłyski pamięci, opowiada wszystkim, że to syn z trzeciego małżeństwa, a jego żona była od niego dużo młodsza. Chyba zginęła w jakimś wypadku, kiedy Weldon miał zaledwie cztery lata. Kapitan DeLoach nie ożenił się powtórnie, sam wychowywał syna. A on jest bardzo dobrym synem; od prawie dziesięciu lat płaci za pobyt ojca tutaj. Nigdy na nic nie narzekał.

Panna Weaver przerwała na chwilę, wyglądała na nieco zaniepokojoną.

– Czy mogę wiedzieć, co właściwie pana tu sprowadza, agencie Carver? Wiem, powiedział pan, że to rutynowa procedura, ale może chciałby pan porozmawiać z naszym dyrektorem, panem Latterley? Nie ma go tu w tej chwili, ale mogę po niego zadzwonić.

– Nie, to nie będzie konieczne, ale dziękuję, panno Weaver. Później porozmawiamy z panem Latterleyem. Tak naprawdę przyjechaliśmy tutaj zobaczyć się z panem DeLoachem. Czy nie będzie z tym problemu, panno Weaver?

– Nie, ale ostrzegam, nie oczekujcie państwo zbyt wiele. Zwykle kapitan przesiaduje przy oknie, patrząc na jezioro i góry. To bardzo spokojne miejsce, kojące dla duszy. Wiem, że lubi patrzeć na ludzi jeżdżących na nartach wodnych. Oczywiście teraz jest zima, więc nie ma okazji.

– A jak wygląda Weldon, panno Weaver? – zapytała Nick.

– To bardzo przystojny mężczyzna. Na moje oko jest po czterdziestce. Ma jasną skórę, jasne włosy, chociaż zawsze jest bardzo mocno opalony. Kiedyś mi nawet powiedział, że jest bardzo dumny ze swojej opalenizny. I jest bardzo pomysłowy. Zawsze ma jakiś pomysł na rozrywkę dla naszych pensjonariuszy, żeby się czymś zajęli i byli aktywni umysłowo.

– Rozumiem – odparła Nick i spojrzała na Dane'a. Weldon DeLoach nie mógł być mężczyzną, którego widziała w kościele. Ale dlaczego ten mężczyzna posługiwał się nazwiskiem tak podobnym do nazwiska Weldona?

Dane szedł długim, szerokim i bardzo ładnym korytarzem. Po obu jego stronach na białych ścianach wisiały akwarelowe pejzaże. Rozmyślał o Weldonie DeLoachu. W jaki sposób był zamieszany w tę sprawę? Czy ktoś nienawidził go tak bardzo, że wplątał go w te morderstwa?

– Czy Weldon może być potworem? A może dobrze się maskuje? – zapytała Nick szeptem, żeby panna Weaver nie słyszała. Nie patrzyła na Dane'a, ale na zawieszone na ścianach obrazy.

– Dowiemy się tego.

– To pokój kapitana DeLoacha – powiedziała panna Weaver i zapukała do drzwi. Usłyszeli pomruk dochodzący z wnętrza pokoju. Po chwili Dane zdecydowanym krokiem wszedł do środka.

Rozdział 20

Staruszek leżał na podłodze obok wywróconego wózka inwalidzkiego, cicho jęcząc, z zaschniętą strużką krwi, która spływała po jego policzku na podłogę.

Dane odwrócił się, by spojrzeć na Nick, ale nie było jej, prawdopodobnie razem z Velvet Weaver poszła sprowadzić pomoc.

– Kapitanie DeLoach – powiedział Dane, pochylając się nad nim. – Słyszy mnie pan? Proszę mi powiedzieć, co się stało?

Staruszek otworzył oczy. Nie wyglądał jakby cierpiał, był tylko trochę oszołomiony.

– Słyszy mnie pan? Widzi?

– Tak, widzę pana. Kim pan jest?

– Agent Dane Carver, FBI.

Staruszek bardzo powoli uniósł drżącą, bardzo żylastą rękę i zasalutował.

Dane był urzeczony i też zasalutował. Potem delikatnie objął starszego pana ramieniem i powoli go podniósł.

– Spadł pan z wózka?

– Nie, agencie Carver – odpowiedział rozkojarzonym głosem, niemal szeptem. – Znowu tutaj był i powiedziałem mu, że dłużej nie będę milczeć i uderzył mnie.

– Kto, kapitanie? Kto pana uderzył?

– Mój syn.

– Zaraz, zaraz! Co tu się właściwie stało? – wykrzyknęła pielęgniarka, stając w progu, po czym uklękła obok kapitana DeLoacha, zmierzyła mu tętno i ujęła w dłonie jego bladą twarz.

– Kapitanie, to ja, Carla. Spadł pan z wózka, tak? Staruszek jęknął.

– No dobrze, a teraz wytrę krew z pana twarzy i obejrzę ranę. Musi pan bardziej uważać, wie pan o tym. Jeżeli chce pan pojeździć po pokoju, proszę wezwać kogoś z nas, by pana poprowadził. Możemy nawet zorganizować wyścigi, jeżeli pan sobie tego życzy. Teraz proszę przez chwilę się nie ruszać, kapitanie, opatrzę pana.

Oczy kapitana DeLoacha były zamknięte. Dane nie był w stanie go obudzić.

Jego syn?

Weldon DeLoach uderzył własnego ojca i zepchnął go z wózka? Ale przecież Velvet powiedziała, że Weldona nie było tutaj przez ostatni tydzień. Powiedziała też, że staruszek zwykle nie pamięta nawet własnego imienia. Dane trzymał go za rękę, aż Carla wróciła do pokoju. Sanitariusz, postawny Filipińczyk, podniósł go i położył na łóżku. Staruszek wyglądał jak worek starych kości ledwo trzymających się razem, a jego blade, żylaste ciało, obleczone było w jasnoniebieską flanelową koszulę i obszerne spodnie. Na stopach miał grube skarpety i tylko jeden kapeć. Drugi leżał obok telewizora. Sanitariusz położył go na plecach, delikatnie prostując stare kończyny.

– Z tego, co mówiła Velvet, jesteście agentami FBI – powiedziała pielęgniarka Carla, nie patrząc na żadne z nich. – Czy mogę się dowiedzieć, co tu się dzieje? Czego właściwie chcecie od kapitana DeLoacha?

– Podeszliśmy do drzwi, usłyszeliśmy jęki, natychmiast otworzyliśmy i weszliśmy do środka. Kapitan DeLoach leżał na podłodze, tak jak pani widziała – wyjaśnił Dane.