– Ma na imię Nicola – wtrącił Dane. – Przynajmniej tyle mi powiedziała. I ma doktorat z historii średniowiecznej.
Nick rzuciła się w jego stronę, ale Sherlock złapała ją i trzymała mocno.
– Musiałeś to wygadać, agencie Dane Carver? – wrzeszczała Nick. – Następnym razem naprawdę porządnie cię pogryzę, kiedy najmniej będziesz się tego spodziewał. Niech cię szlag! Zrobię to tak samo jak dziś rano, kiedy byłeś półnagi, a ja ugryzłam cię w ramię!
Zapanowała cisza, przynajmniej dwudziestu obecnych tam agentów zamarło. Wszyscy to słyszeli.
Sherlock zamarła i puściła Nick, która natychmiast rzuciła się z pięściami na Dane'a, gotowa go zabić. Ale on był szybszy, złapał ją i przyciągnął do siebie, przytrzymując jej ramiona.
– Już to przerabialiśmy – powiedział Dane. Pamiętał, jak raz już odpierał atak Nick na komisariacie policji w San Francisco. Unieruchomił ją wtedy tak samo.
Jej oddech nadal był przyspieszony, ale przynajmniej już się nie szarpała.
– Nie zamierzam cię jeszcze wypuścić. Wolałbym, żeby moje ciało na tym nie ucierpiało.
Jeden z agentów wybuchnął głośnym śmiechem.
– Agencie Carver, a propos ciała: możemy obejrzeć to ugryzienie na ramieniu?
– Ach – westchnął inny. – Niebezpieczna ta praca w FBI. Myślę, że Dane powinien dostać premię za wykonanie niebezpiecznego zadania.
Nick warknęła. Jej oddech powoli uspokajał się.
Rozdział 23
Komisarz Gil Rainy przydzielił dwóch agentów do ochrony Dane'a i Nick. Stare pryki, jak stwierdził Gil, zjedli zęby na napadach na banki i muszą zająć się czymś innym.
– Stare pryki, do diabła – warknął Delion gdy poznał Bo i Lou, obaj nie mieli więcej niż czterdzieści pięć lat. – Skopię za to Rainy'emu tyłek.
Zaraz po lunchu w KFC, na który Nick i Dane zjedli tylko po jednym kawałku smażonej piersi kurczaka, oboje wracali do Premier Studios, by porozmawiać z Frankiem Pauleyem. Dwaj agenci specjalni, Bo i Lou, wlekli się daleko w tyle za nimi.
Mijali właśnie róg Brainard i Loomis, kiedy, nie wiadomo skąd, od strony kierowcy z hukiem podjechał do nich motocykl. Motocyklista był ubrany w czarną skórę, jego głowę i twarz zasłaniał kask. Zza pazuchy skórzanej kurtki wyciągnął pistolet i zaczął strzelać. Był szybki. Posypały się odłamki szyby. Dane poczuł je na swojej głowie i twarzy i świst kuli, która przeszła tuż obok jego ucha.
– Nick, pochyl się! Szybko!
Posłuchała natychmiast. Kula przeszła tuż obok niej i stłukła szybę od strony pasażera, rozbijając ją w drobny mak.
– Tylko się nie podnoś! – krzyczał.
Dane szarpnął kierownicę w lewo, próbując uderzyć bokiem samochodu w motocykl. Nieomal mu się to udało, ale motocykl ostro odbił w lewo i zawrócił. Dane wyciągnął pistolet i chwycił go lewą dłonią, próbując odzyskać kontrolę nad samochodem i nikogo przy tym nie zabić. Nagle motocykl zawrócił, facet szybko oddał sześć strzałów, opróżniając magazynek. Wepchnął pistolet do skórzanej kurtki, wyciągnął kolejny i znów zaczął strzelać. Dane też strzelał do niego, wciąż mocując się z samochodem. Poczuł uderzenie zimnej stali w lewej ręce, ale nie zwracając na to uwagi, strzelał dalej. Chwilę później znaleźli się w bocznej uliczce. Dane szarpnął kierownicą ostro w prawo. Opony zapiszczały, samochodem zarzuciło, nieomal uderzając w trzy inne auta, których kierowcy trąbili, klnąc przy tym, ile wlezie.
Dane'owi udało się zatrzymać samochód przy krawężniku małego, parterowego domu z lat czterdziestych. Ciężko oddychał, poczuł tak gwałtowny przypływ adrenaliny, że serce mało nie wyskoczyło mu z piersi.
Motocykl przejechał obok nich z piskiem opon. Facet oddał jeszcze kilka strzałów w powietrze. Potem – Dane wprost nie mógł uwierzyć własnym oczom – motocyklista odwrócił się i pomachał im dłonią obleczoną w skórzaną rękawicę, w której trzymał broń.
Nick leżała skulona na podłodze, z głową w dłoniach. Stróżki krwi spływały po jej rękach, zranionych odłamkami szkła, które w nich utkwiły. Dane wyciągnął dłoń i lekko pogładził ją po głowie.
– Nick, nic ci nie jest?
– Nie, tylko mam trochę pokaleczone ręce, ale to nic wielkiego. No i trochę szkła we włosach. A tobie nic się nie stało?
– Nie.
– Gdzie są Bo i Lou?
– Pewnie zaraz się pojawią. – Dane otworzył drzwi i próbował wyjść. Potem spojrzał na swoją koszulę. – Jasna cholera.
Nick krzyknęła za nim:
– Dałeś się postrzelić! Co z tobą, Carver? Słyszał, że jej głos drżał, była wyraźnie wstrząśnięta.
– Nic mi nie jest – odpowiedział spokojnie. – Kula przeszła na wylot, rana jest powierzchowna, nie mam nic złamanego, mogę ruszać wszystkimi członkami. Gorzej zacinałem się przy goleniu. Milton o wiele ciężej postrzelił ciebie. Spokojnie, Nick. Oboje jesteśmy cali, a to jest najważniejsze.
– Facet pomachał do nas. Widziałeś to? Naprawdę pomachał do nas bronią.
– Tak, widziałem. Niezłe jaja, co? Jak to zobaczyłaś? Przecież kazałem ci leżeć!
– Tylko na chwilę wyjrzałam. A to drań!
Zaczęła cała drżeć. Zdjął swoją zakrwawioną marynarkę i okrył ją, przyciągając do siebie.
– Już dobrze. Oddychaj głęboko. Właśnie tak, bardzo dobrze. Bo i Lou będą tu za chwilę.
– Myślałem, że to będzie spokojna robota – powiedział Lou, podbiegając do nich. – Wybaczcie, daliśmy ciała. To się więcej nie powtórzy.
Spojrzał na wybite szyby, zamknął drzwi od strony kierowcy i odpędził kilku gapiów, którzy z ciekawością zaglądali do środka.
– Nic się tu nie stało, proszę państwa. Proszę się rozejść i zająć własnymi sprawami. Skąd tu tyle krwi? Jezu, Dane, trafili cię.
– Jest pan ranny, agencie Carver – powiedział Bo, ciężko dysząc po biegu. – Zabierzemy pana do szpitala Elmwood, to najbliższy, i całkiem dobry oddział ratunkowy. W zeszłym miesiącu zabrałem tam Lou.
– Co się stało Lou? – zapytał Dane.
– Przez kilka dni jadłem za dużo tłuszczu i miałem atak woreczka żółciowego – powiedział Lou. Odsunął rękę Dane'a i mocno przycisnął swoją dłoń do jego rany. Po kilku minutach przewiązał ramię Dane'a swoją chusteczką. Dane pomyślał o kawałku kurczaka z KFC i miał nadzieję, że nigdy nie dostanie ataku woreczka żółciowego.
– OK – powiedział Lou. – To powinno zahamować krwawienie. Tylko pamiętaj, by mi ją zwrócić. Moja żona dała mi tę chusteczkę na urodziny trzy dni temu. Jest z prawdziwego lnu i są na niej wyszyte moje inicjały. Jeśli ją zgubię, będę miał kłopoty.
– Nie zgubię jej, Lou – przyrzekł Dane. – Ale będzie miała plamy z krwi.
– Nie szkodzi. Moja żona przywykła do widoku krwi.
– Ja jej przypilnuję – zadeklarowała się Nick, wybierając szkło z włosów Dane'a. – Masz kilka skaleczeń od odłamków szkła. – Nie ruszaj się. Bo, mógłbyś zająć się naszym wynajętym samochodem? Lou, możesz nas zawieść do szpitala?
Bo spojrzał na Dane'a, pokiwał głową i zasalutował.
– Lou, spróbuj załatwić mu innego lekarza, niż ty miałeś. – Lekko poluzował chusteczkę i dodał: – Facet chciał go pociąć.
– Ale tego nie zrobił – odpowiedział Lou. – Poczułem się lepiej i mogłem sobie pójść. Twoja marynarka jest zniszczona, Dane. Hej, Nick, doszłaś już do siebie?
– Prawie, dziękuję.
Lou przyjrzał jej się bliżej, wyglądał na zadowolonego.
– Dobrze, zabierajmy się stąd. Bo wezwał już posiłki. Zostanie tutaj, dopóki ktoś nie przyjedzie. Dane, przypuszczam, że nie widziałeś, kto strzelał? A może tablice rejestracyjne?