Выбрать главу

– No dobrze, Dane – odpowiedział Savich po chwili. – Zbieramy się za piętnaście minut. Ale myślę, że to ostatni raz, kiedy wychodzicie tu, w Los Angeles. Jest zbyt wielkie zainteresowanie mediów i nie ryzykowałbym jeszcze bezpieczeństwa Nick. I twojego też – dodał Savich, patrząc na ramię Dane'a.

Nick spojrzała na niego z troską.

– Weź prysznic, a ja przyszykuję ci ubranie – powiedziała.

– Dziękuję.

– Uważaj na rękę.

Frank Pauley stał pośrodku swojego gabinetu.

– Jest tak, jak mówiłem kilka godzin temu – powiedział bez zbędnych wstępów do czterech osób wchodzących do jego biura. – Nie wysłałem tego cholernego odcinka do KRAM. Nawet nie znam dyrektora programowego stacji, nigdy nie słyszałem o Normanie Lido. Oczywiście, ktoś musiał mieć nagranie, może morderca, i posłać je z moim nazwiskiem, żeby narobić mi kłopotu, żebyście myśleli, że ja to zrobiłem. Ale ja tego nie zrobiłem. Jest jeden drobny szczegół: odpowiedzialność, rozumiecie, studio nie wyrobi na odszkodowania, jeśli będzie więcej morderstw. Jezu, nigdy bym tego nie zrobił! To szaleństwo.

– Dlaczego zeszłej nocy nie oglądał pan telewizji razem z Belindą? – zapytała Sherlock.

– Co? Grałem w pokera w Malibu, jak co tydzień. Było nas trzech. Możecie to sprawdzić.

Savich pomachał w stronę bardzo długiej sofy.

– Proszę usiąść, panie Pauley. – Skinął na Dane'a, Nick i Sherlock, by też usiedli. – Agent Carver został wczoraj postrzelony, więc nie może się przemęczać. Najwyraźniej morderca próbował zabić Nick.

Pauley popatrzył na Dane'a, później na Nick. Wyglądał na zupełnie oszołomionego.

– Nic z tego nie rozumiem – powiedział powoli. – To zupełnie bez sensu. To wszystko jest po prostu szalone.

– Zaczynam się z panem zgadzać – mruknął Dane.

Znowu poczuł się gorzej. Ręka pulsowała, tępy ból nie ustępował. Prawą dłonią podparł łokieć i usiadł wygodnie na krześle z szarej skóry i wciąż doskonale się trzymał.

Nick lekko dotknęła jego ręki.

– Panie Pauley – powiedziała Sherlock. – Proszę nam pomóc to wyjaśnić. Kiedy wrócił pan wczoraj z pokera do domu, czy Belinda powiedziała panu o programie?

Pauley przyglądał się swoim paznokciom, później frędzlom przy mokasynach.

– Ostatniej nocy nie wróciłem do domu.

– Aha – rzekł Savich. – Więc gdzie pan był?

– Do późna graliśmy w pokera i za dużo wypiłem. Zostałem w domu Jimbo.

Savich zmarszczył czarną brew.

– Jimbo?

– Nazywa się James Elliott Croft.

– Aktor? – zapytała Nick.

– Tak. On też jest parszywym pokerzystą. Wygrałem od niego trzysta dolców.

– A on po tym pozwolił panu zostać w swoim domu? – zapytał Savich, coraz wyżej unosząc brew.

– To naprawdę duży dom – wyjaśnił Pauley. – Jak jestem pijany, nikomu nie wadzę.

Trzymając się schematu, który ustaliła razem z Savichem, Sherlock zapytała:

– Czy kiedy dziś rano zobaczył pan Belindę, opowiedziała panu o programie?

Pauley pokręcił głową.

– Nie, była na mnie obrażona, bo powiedziałem, że wrócę do domu na noc, ale nie wróciłem. Wyszła pobiegać, zanim wróciłem od Jimbo.

– Więc nie wie pan, dlaczego nie zadzwoniła ostatniej nocy, zaraz po tym, jak zorientowała się, że ogląda trzeci odcinek? – zapytał Savich.

– Nie mam pojęcia. Jest teraz w domu. Wiem, że detektyw Flynn rozmawiał z nią. Co wam powiedział?

Sherlock uśmiechnęła się do niego uprzejmie.

– Myślę, że zachowam to dla siebie.

Rozległ się dzwonek telefonu. Pauley spojrzał zniecierpliwiony na biurko, ponownie rozległ się dzwonek.

– Powiedziałem Heather, by mi nie przeszkadzano, więc to musi być coś ważnego – wyjaśnił i podniósł słuchawkę telefonu, podróbka antyku, oczywiście szara.

Gdy odłożył słuchawkę powiedział:

– To był Jon Franken. Twierdzi, że jego prywatne kopie kolejnych odcinków „Superagenta” zniknęły.

– Jak to zniknęły?

– Agencie Savich, odcinki „Superagenta” nagraliśmy na kasetach wideo. Każdy, kto chciał, mógł zrobić kopię. Wszyscy producenci, montażyści, scenografowie, każdy mógł zrobić kopię. Nie były pod kluczem. Jon powiedział, że ktoś wziął właśnie jego kopie. – Westchnął. – Wszyscy wiedzieli, że prawdziwy morderca wiernie odtwarza scenariusz odcinków. Kto mógł ukraść kopie Jona?

– Ile odcinków zginęło? – zapytała Sherlock.

– Powiedział, że kolejne trzy. Nie ma powodu, by ukrywać, że nakręciliśmy je poprzedniego lata. Jestem zaskoczony, że Jon to zauważył. – Wyglądał, jakby zaraz miał się rozpłakać. Pobożnym życzeniem Sherlock było, by tego nie zrobił.

– Wygląda na to – powiedziała – że te kasety wideo były doręczone przez firmę kurierską. Rozmawialiśmy z mężczyzną, który przyniósł film i list. Powiedział, że ktoś zostawił paczkę w punkcie doręczeń w ich biurze w północnym Hollywood. Oto list.

Podała go Pauleyowi. Wziął list i poparzył na niego.

– Proszę przeczytać, panie Pauley – zachęcił Savich. – Dane i Nick tego nie słyszeli.

Frank zaczął czytać:

– Drogi panie Lido. Załączam odcinek „Superagenta”. Z uwagi na wiele czynników musieliśmy zaprzestać emisji serialu. Otrzymaliśmy informację, że pan mógłby zainteresować nim swoją widownię. Proszę spróbować i dać mi znać, co pan o tym myśli.

Frank podniósł wzrok.

– On podpisał się moim nazwiskiem. To nie jest mój charakter pisma, mogę to udowodnić. – Szybko wstał i prawie pobiegł do biurka. Wyciągnął stertę jakichś papierów. – O, tutaj – powiedział, podsuwając Savichowi kartki. – To jest mój charakter pisma.

– Jest bardzo podobny – uznała Sherlock. – Nawet litery są pochylone w tę samą stronę. Moim zdaniem, trudno stwierdzić, że to nie pan pisał.

– Ja nie mam wątpliwości. Savich wstał.

– Dobrze, panie Pauley. Będziemy w kontakcie.

Nick odwróciła się na chwilę, kiedy opuszczali gabinet Franka Pauleya. Stał pośrodku pokoju, z dłońmi zaciśniętymi w pięści. Dokładnie tak, jak stał, kiedy tu przyszli.

Kiedy byli przy drzwiach windy, Dane powiedział:

– Skoro już tu jesteśmy, może wpadniemy do Linusa Wolfingera?

– To dobry pomysł – zgodził się Savich i nacisnął guzik. Przeszli przez trzy sekretariaty, we wszystkich taki sam personel, wciąż niepokazujący dekoltu, ubrany w eleganckie kostiumy w przygaszonych kolorach. To miejsce wprost kipiało wydajnością. Nick skinęła głową do Arnolda Loftusa, ochroniarza Linusa Wolfingera, który stał oparty o ścianę, gładki, opalony i znudzony. Sherlock podniosła gazetę z końca stołu i wręczyła mu ją.

Arnold Loftus odruchowo wziął gazetę.

– Dziękuję. Jesteście agentami FBI, tak?

– Zgadza się – powiedziała Sherlock. – Interesuje pana FBI?

– Jasne, więcej się u was dzieje niż u mnie. Nick uśmiechnęła się do niego.

– Co słychać? Wzruszył ramionami.

– Tu nigdy nic się nie dzieje. Wolfinger panoszy się, mówi każdemu, co i jak ma robić, a ludzie mają ochotę go zabić, ale nie zrobią tego, bo boją się go bardziej niż własnych matek, przynajmniej moim zdaniem tak to wygląda. A kiedy ktoś wkurzy się na niego tak bardzo, że spróbuje zrobić mu krzywdę, ja będę musiał go uratować. Dzięki za gazetę.

– Proszę bardzo. Czy pan Wolfinger jest u siebie?

– O tak, musisz tylko dostać przepustkę od jego psa obronnego.

– Ty nie jesteś psem obronnym?

– Nie, ja jestem bronią ostateczną.

Savich nie mógł powstrzymać się od śmiechu.