– Żeby pan wiedział – odpowiedziała.
– Tak – powiedział Dane. – Wszyscy to wiemy, ale to teraz nieistotne.
– To boli, do cholery! – jęczał Weldon.
– Nie wątpię – zgodził się Flynn i przykucnął obok Weldona. Spojrzał mu prosto w oczy i przeczytał mu jego prawa.
– Nie, nie potrzebuję adwokata. Ja nic nie zrobiłem. Musicie mnie wysłuchać.
– I ty też twierdzisz, że nic nie zrobiłeś? – zapytał cicho Savich, który stał nad nim.
– Nie popełniłem tych morderstw ze scenariusza! Owszem, ta seria to był mój pomysł, ale z morderstwami nie mam nic wspólnego. To jakiś koszmar. Nie mam pojęcia, kto je popełnił. Może ktoś w studiu, kto pracował przy produkcji. Ale nie mam pojęcia, kto to może być.
– Rozumiem – powiedziała Sherlock. – Więc nie ma to zupełnie nic wspólnego z faktem, że próbujesz zamordować ojca?
– Nie, do cholery! Nie macie pojęcia, jak krzywdził mnie przez całe życie.
Weldon wyglądał, jakby bardzo cierpiał, ale opanował się i wziął głęboki oddech.
– Nie, nikt nic nie wie – powiedział Delion. – Posłuchaj, Weldon, ktoś zamordował cztery osoby w San Francisco. Ty wynająłeś tego durnia Miltona, żeby zabił Nick na pogrzebie, bo widziała cię wtedy w kościele. Potem była Pasadena. W takich chwilach cieszę się, że mieszkam w Kalifornii, gdzie obowiązuje kara śmierci. Jesteś ugotowany, Weldon.
Jego oczy zeszkliły się z bólu.
– Posłuchajcie mnie, ja nie mógłbym nikogo zabić. Nie jestem taki. – Płakał, trzymając się za stopę.
– Powiedz nam dokładnie, dlaczego chciałeś zabić swojego ojca – powiedział Savich. – Tym razem po kolei i pełnymi zdaniami.
Głos Weldona był cichy, tak cichy, jakby słuchali nagrania. Powoli odzyskiwał kontrolę nad sobą.
– Nie mogę. Stawka jest zbyt wysoka – odezwał się już spokojnie.
– To nie brzmi zbyt dobrze, Weldon – powiedział Dane. Ten pochylił głowę i znowu zaczął narzekać na ból stopy. Delion odchrząknął, wyprostował się i położył dłonie na biodrach.
– Sherlock zadzwoniła po lekarza dla ciebie. Odprowadzimy cię na parking. Detektyw Flynn i ja pomożemy ci.
Weldon DeLoach próbował podnieść się o własnych siłach, ale znowu jęczał z bólu, trzymając się za stopę. Flynn i Delion pomogli mu wstać i poprowadzili do budynku.
Doktor Randolph Winston, geriatra, czekał na nich przy głównym wejściu, żeby obejrzeć stopę Weldona.
– A więc kobieta postrzeliła pana w stopę? – zdziwił się. – Tutaj, w Lakeview?
Detektyw Flynn tylko wzruszył ramionami.
– Żadnemu staruszkowi, którego do tej pory leczyłem, nie zdarzył się postrzał w stopę. Zabieramy go do szpitala.
– Będziemy jechać za wami – powiedział Dane. – Mamy z panem DeLoachem wiele do omówienia.
Rozdział 31
Delion i Flynn udzielili nagany dwóm funkcjonariuszom przydzielonym do ochrony kapitana DeLoacha, a później pojechali do szpitala. Pozostali udali się do pokoju kapitana DeLoacha.
Wyglądało na to, że jego mózg znów pogrążał się w świecie swoich majaczeń albo tylko udawał i był w tym doskonały. Wciąż nucił „Eleanor Rugby” Beatlesów.
– To, że jego syn próbował go zabić, znów wpędziło go w obłęd – powiedziała siostra Carla, kiwając głową. – Tego ranka spędziłam z nim sporo czasu. Przez cały czas był w pełni świadomy, nie tak jak teraz. Biedny staruszek. Jak byście się czuli, mając syna, który próbuje was zabić?
Nick odsunęła się od kapitana DeLoacha i powiedziała szeptem:
– Czegoś tu nie rozumiem. Kiedy Weldon był w pokoju kapitana, nazwał swojego ojca potworem, mówił, że musi go powstrzymać. Ale kapitan DeLoach wcale się nie bal. Drwił z Weldona.
Savich podszedł do starca, który siedział na wózku z nieobecnym wyrazem twarzy i wciąż cicho śpiewał.
– Kapitanie DeLoach? Spotkaliśmy się wcześniej. Nazywam się Dillon Savich. Jestem agentem FBI.
Starzec powoli przestał nucić „Eleanor Rugby” i podniósłszy oczy, spojrzał na Savicha, a następnie zasalutował.
Savich natychmiast odpowiedział podobnym gestem.
– Tej dziewczynie też zasalutowałem – powiedział kapitan DeLoach śpiewnym głosem. – Pomyślałem, że to dziwne salutować dziewczynie, ale to zrobiłem. Mam szacunek dla Federalnego Biura Śledczego. To znak czasów, że federalni przyjmują do służby dziewczyny. Zawsze chciałem być agentem FBI, ale nie mogłem nim zostać. A teraz okazało się, że ona jest tylko bezdomną, a przynajmniej tak powiedział Weldon. Powiedzcie, czy ta rudowłosa dziewczyna jest policjantką?
– Oczywiście, jest znakomitym agentem FBI.
Starzec posłał jej promienny uśmiech, szczerząc przy tym zęby i zasalutował. Sherlock nie odpowiedziała mu, salutując, tylko lekko pomachała palcami. Roześmiał się, potrząsając głową.
– Ta dziewczyna, ta bezdomna, uratowała mnie przed Weldonem, tym podłym insektem. Myślę, że nie mógłby mnie zabić. Weldon to tchórz. Nigdy nie mogłem go nauczyć, jak być mężczyzną. Nienawidził krwi, nigdy nie chodził ze mną na polowania. Raz chciałem, by zarżnął królika, ale zarzygał sobie buty i schował się. O ile wiem, nigdy nie używał broni.
– Jak w takim razie miał zamiar pana zabić? – zapytał Dane. – To chyba on uderzył pana pierwszy raz.
– Nie, wtedy się przewróciłem. Ostatnim razem zdołał tylko przewrócić mój wózek.
Starzec roześmiał się, ślina, zmieszana z krwią, opryskała mu brodę.
– Co tu dużo mówić, najlepsze lata mam już za sobą. Myślę, że Weldon nie mógłby mnie zabić. Ale muszę przyznać, że próbował. Chciał udusić mnie sznurkiem. Ta dziewczyna myślała, że miał broń, ale nie miał. Nie dotykał broni. Zobaczyłem, jak z kieszeni wyjmuje sznurek, naprawdę mocny, z małymi węzełkami zawiązanymi na całej długości. Tak, sznurek, bo jak kogoś zadusisz, to nie ma krwi. Ale to i tak obrzydliwe. Weldon nie ma pojęcia, jak obrzydliwe jest udusić kogoś, to dławienie się, mój Boże, i te wybałuszające się oczy. I widzisz przerażenie, strach, a później ostateczną kapitulację, śmierć. To nie jest przyjemny widok. Strzelanie jest czystsze. Tyle tylko że to naprawdę szybka śmierć.
– Postrzeliłam Weldona w stopę – powiedziała Nick, przymykając oczy. – Ma pan rację, to było łatwe.
– Dla bezdomnej dziewczyny to chyba nic nowego – powiedział kapitan DeLoach i znów zaczął nucić „Eleanor Rugby”.
– Chce pan, żebyśmy myśleli, że ma pan sklerozę? – zapytała Sherlock, lekko poklepując starca po ramieniu. Delikatnie pomasowała skórę i kości odziane we flanelową koszulę, tyle z niego zostało.
– Nie, po prostu lubię śpiewać. I zawsze lubiłem Beatlesów.
– Ale dlaczego Weldon próbował pana zabić? – zapytał Dane.
Starzec spojrzał na niego.
– Myślę, że na pewno jesteś doskonałym policjantem, młody człowieku. Kochasz to, co robisz, masz głowę na karku, jesteś zdecydowany, nie dajesz się wydymać, to wszystko pozwala odnieść sukces w każdej pracy.
– Dlaczego pana syn pragnął pańskiej śmierci? – powtórzył ponownie Dane.
– Ten mały skunks myśli, że będzie bezpieczny, jeśli ja umrę. I byłby. – W tej chwili starzec był równie przytomny jak każdy z nich, patrzył na Dane'a, jego wyblakłe oczy lśniły inteligencją. Z dumą w głosie powiedział: – Weldon powinien wiedzieć, że teraz zacznę mówić, a dlaczego nie? Byłem szeryfem, a spójrzcie, co zrobiłem, nikt na to by nie wpadł. Oczywiście jak to mówią, nie kala się własnego gniazda. – Roześmiał się, dysząc przy tym tak, że Sherlock dostała gęsiej skórki.