Выбрать главу

Powoli otworzył drzwi, usiadł na twardej ławie i spojrzał przez rozdartą siatkę. Niedawno za tą kratką siedział jego brat, mówił i uważnie słuchał. Mężczyzna raczej nie klęczał na klęczniku, byłoby mu niewygodnie strzelać. Ciekawe, czy Michael wiedział, że ten człowiek zamierza go zabić? Dane wstał i przeszedł na drugą stronę. Otworzył drzwi i usiadł na obitym poduszkami siedzeniu. Nie wiedział, czego oczekuje, siadając na miejscu, gdzie zginął jego brat, bo nie poczuł ani strachu, ani złości, tylko wypełniający go dziwny spokój. Odetchnął głęboko i pochylił głowę.

– Michael – szepnął.

Delion z pewnej odległości obserwował, jak agent Dane Carver wychodzi z konfesjonału. Zobaczył, że jego oczy zaszły łzami.

– Chodźmy porozmawiać z ludźmi z plebanii – powiedział Dane.

Obeszli kościół wokół i przeszli na plebanię obsadzoną drzewami eukaliptusowymi i otoczoną wysokim płotem. Było tu ciszej, niż Dane sobie wyobrażał, nie było słychać zgiełku miasta. Plebania była imponującym dwupiętrowym budynkiem, którego ściany z czerwonej cegły oplecione były bluszczem, a w tle słychać było plusk małej fontanny.

Wszystko razem pachniało świeżo.

Michael nie żył, a wszystko pachniało świeżo.

Rozdział 4

Ksiądz Binney zerwał się z miejsca, by powitać nadchodzących gości. Był niski, wyglądem przypominał krasnala. Dane nigdy u nikogo nie widział tak czerwonych włosów, bez najmniejszego śladu siwizny. Nawet włosy Sherlock nie mogły się z nim równać. Ksiądz Binney miał około sześćdziesięciu lat. Niesamowite.

Wyciągnął rękę do Deliona, ale po chwili cofnął się, jakby zobaczył ducha. Złapał się krawędzi krzesła i spojrzał na Dane'a.

– Ale mnie pan przestraszył. – Położył dłoń na piersi. – Jest pan bratem księdza Michaela Josepha. Dobry Boże, jest pan do niego tak podobny. Proszę, niech panowie wejdą, proszę bardzo. Miło pana znowu widzieć, inspektorze Delion. Musicie być wyczerpani.

– To była długa noc – przyznał Delion, podążając za księdzem Binneyem. – Rozmawiałem już dziś przez chwilę z księdzem Binneyem; to było około ósmej rano, kiedy zespół medycyny sądowej doprowadził kościół do porządku – wyjaśnił Dane'owi.

I ani słowem mi o tym nie wspomniałeś, pomyślał Dane. Byłby jednak zaskoczony, gdyby Delion natychmiast nie przesłuchał wszystkich na plebanii.

– Rozmawiał już ze wszystkimi – powiedział ksiądz Binney. – Nie znalazł pan niczego w pokoju księdza Michaela Josepha, prawda, inspektorze Delion?

– Nie, niczego niezwykłego.

Ksiądz Binney prowadził ich do niewielkiego salonu, potrząsając głową. Pokój wypełniony był chińskimi meblami z ciemnego drewna, starymi i eleganckimi, choć lekko porysowanymi. Na podłodze leżał tradycyjny perski dywan tak postrzępiony, że Dane bał się po nim chodzić. Ciężkie, czerwone zasłony tkane były w czarne smoki.

– Usiądźcie, panowie – powiedział i zwrócił się do Dane'a: – Bardzo mi przykro z powodu pańskiego brata, panie Carver. Wszystkim nam jest przykro. Kochaliśmy Michaela Josepha. To potworne. Wygląda pan zupełnie jak on, to dla mnie szokujące, pomimo że wcześniej widziałem was obu na fotografii. To takie trudne… Jak już powiedziałem dziś rano inspektorowi Delionowi, czuję się winny. Gdybym nie zgodził się, żeby ten człowiek przyszedł tak późno do spowiedzi…

Ksiądz Binney opadł na wyściełane czerwonym brokatowym suknem krzesło i ukrył twarz w dłoniach. Były na nich rude włosy. Po chwili spojrzał na przybyłych.

– Wybaczcie mi, proszę. Muszę tylko przyzwyczaić się do pańskiego widoku, panie Carver. Jego strata to najgorsze, co mogło się wydarzyć. I to wyłącznie moja wina.

– To nie księdza wina ani moja, tylko tego szaleńca, który go zabił, i to jego należy za to winić – powiedział Dane niskim, spokojnym głosem. – A teraz niech nam ksiądz powie, co wie o tym człowieku.

To uspokoiło księdza Binneya. Powoli podniósł głowę. Jeszcze raz zadrżał na widok Dane'a. Dane zauważył, że stopy duchownego ledwie dotykają wytartego dywanu.

– Jak już powiedziałem inspektorowi Delionowi, ten człowiek zadzwonił w niedzielę około ósmej wieczorem. Siedziałem właśnie przy biurku, więc odebrałem telefon. Powiedział, że to pilne, że jest bardzo chory i że jeżeli umrze, zanim porozmawia z księdzem Michaelem Josephem, może pójść do piekła. Mówił bardzo płynnie, brzmiał wiarygodnie. Rozumie pan, mamy ustalone godziny spowiedzi, ale on nalegał.

– Jak nazywał się ten człowiek? – zapytał Dane.

– Przedstawił się jako Charles DeBruler, powiedział, że dwa razy był już u spowiedzi u księdza Michaela Josepha i że bardzo mu pomógł. Mówił, że wzbudził jego zaufanie – odparł ksiądz Binney.

– Jak zareagował mój brat, kiedy powiedział mu ksiądz o tym telefonie?

Binney zmarszczył brwi.

– Prawdę mówiąc, był wściekły. Powiedział, że zna tego człowieka i że nigdy więcej nie chce z nim rozmawiać. Byłem zdziwiony, powiedziałem, że nie znałem go od tej strony, że nigdy nie odmówił, gdy ktoś prosił go o pomoc. Nie chciał, ale rozumiecie panowie, chyba wzbudziłem w nim wyrzuty sumienia, że nie wypełni swoich obowiązków, jeżeli nie spotka się z tym człowiekiem. Powiedziałem mu też, że nie spodziewałem się, że odmówi komuś, kto prosi o spowiedź, nieważne, o jakiej porze o nią prosił, nieważne, co o nim myślał. Ksiądz Michael Joseph nie chciał dyskutować ze mną o tym człowieku i powiedział, że ten jeden raz jeszcze się z nim spotka. Ostatni raz. Później mówił coś jeszcze o decyzji, którą musi podjąć, decyzji, która na zawsze odmieni jego życie – ksiądz Binney ucichł.

– Co księdza zdaniem miał na myśli, mówiąc o zmianie życia? – zapytał Dane.

– Nie wiem – odparł ksiądz Binney. – Nie mam pojęcia. Dane pokiwał głową.

– Ten człowiek trzy razy chciał wyspowiadać się u mojego brata. Dlaczego? Dlaczego chciał rozmawiać właśnie z nim?

– Ciągle zadaję sobie to pytanie – odrzekł ksiądz Binney. – Trzy razy spotkał się z księdzem Michaelem Josephem. Dlaczego ksiądz Michael Joseph nie chciał się z nim więcej spotykać? Dlaczego mówił o podjęciu decyzji tak, jakby ta noc miała zmienić jego życie?

– Wydaje mi się, że ten człowiek wcale nie chciał wyznać swoich grzechów – powiedział Delion. – Możliwe, że przyszedł do pańskiego brata, żeby się przechwalać, może pragnął pochwalić się swoimi zbrodniami przed kimś, kto nie może nikomu o tym powiedzieć. Dlatego pański brat był wściekły i nie chciał go więcej widzieć. Wiedział, że ten człowiek bawi się jego kosztem. Jak pan myśli, Dane? To by wyjaśniało, dlaczego ksiądz Michael Joseph nie chciał się z nim spotykać. Czy to ma sens?

– Nie wiem – powiedział Dane. – Mężczyzna był tu trzy razy. – Zamilkł na chwilę. – Za trzecim razem zabił mojego brata.

Oczy księdza Binneya wypełniły się łzami.