– Wiele kobiet robi to przez cały czas. Pragną władzy, pieniędzy, które przyniesie im małżeństwo, pragną też podniecenia, które daje kochanek. To nic wielkiego. Nie bądź taka zgorszona, Nicolo.
Nick podeszła do biurka Johna i usiadła w jego wielkim, wygodnym skórzanym fotelu. Uspokoiła się, siedząc tu. Wzięła pióro, uderzyła nim w przepiękny klonowy blat. Przypomniała sobie Linusa Wolfingera robiącego to samo, aż wszyscy mieli ochotę go udusić. Uderzyła piórem jeszcze raz i jeszcze.
– Rozpowszechniłaś plotki o tym, że sypiam z Elliottem Bensonem? – zapytała, widząc poirytowaną twarz Albii.
– Oczywiście, że nie. To było powszechnie wiadome.
– Rozumiem. Dziwne, że do tej pory tego nie wiedziałam. To ty napisałaś do mnie list, podając się za Cleo. To nie mógł być nikt inny, a do tego napisałaś bardzo szczegółowo o Melissie.
Albia stała na tle pięknego okna, oświetlona przez słońce. Wyglądała potężnie, nieziemsko, jej postawa, pochylenie głowy były identyczne jak u Johna.
Nick nagle poczuła cierpki smak żółci w ustach. Tak smakował strach, strach przed kobietą, którą wszyscy postrzegali jako elegancką istotę, podziwianą i szanowaną, kobietę. Nikt nie uważał Albii Rothman za osobę, która mogła zacząć swoje dorosłe życie, mordując kogoś. Dla Johna, dla jej małego brata, którego uwielbiała.
– Nic do ciebie nie pisałam, Nicolo.
Nick odpuściła na moment. Czego oczekiwała? Wyznania?
– Nie wierzę, że Cleo sypiała z Elliottem Bensonem ani z Todem Gambolem. Ona kochała Johna – powiedziała po chwili ciszy.
– Cleo była małą ladacznicą. John nie wierzył mi, dopóki nie pokazałam mu zdjęć, które zrobił jej i Elliottowi prywatny detektyw, jak mizdrzyli się do siebie w jego małym domku na Wyspie Żurawi. Muszę dodać, że obaj korzystali z tego domu. Jeżeli zdarzyło się, że jeden umawiał się tam z kobietą drugiego, zawsze zostawiali tam mały znak, ślad. Prawdopodobnie ty też tam byłaś, Nicolo.
Nick potrząsnęła głową.
– Nie wierzę w to. Znałam ją i naprawdę lubiłam. Ona kochała Johna, jestem tego pewna.
Zdała sobie sprawę, że nie jest tu zupełnie bezpieczna.
– Albio, czas się przyznać, że to ty napisałaś do mnie ten list i wymyśliłaś ten dziennik, bym wyjechała z Chicago i zostawiła Johna. Zrobiłaś to, by mi pomóc? Proszę, powiedz mi. Chciałaś mnie chronić, tak?
Albia wzruszyła ramionami.
– Tak, teraz nie mam już powodu, by kłamać. Tak, napisałam do ciebie list, tak było lepiej dla wszystkich. Wróciłaś i chcesz, żeby wszyscy za to zapłacili. John nie próbował cię zabić, Nicolo.
Serce Nick łomotało tak głośno, że była przekonana, iż Albia z pewnością je słyszy i wie, że jest tak przerażona, że o mało nie zemdleje. W tej chwili nie mogła już zatrzymać wypowiedzianych słów.
– Jeśli to nie był John, to byłaś ty, Albio? Albia uniosła perfekcyjnie zarysowane brwi.
– Ja? Mój Boże, nie.
– A więc wynajęłaś kogoś, by mnie przejechał i podpalił moje mieszkanie ze mną w środku.
– Oskarżasz mnie, a może to ty sama podpaliłaś swoje mieszkanie.
Nick zaśmiała się.
– To idiotyzm.
Albia wzruszyła ramionami. Cofnęła się o krok, oparła się o ramę okna i skrzyżowała ręce na piersi. Wyglądała na lekko rozbawioną.
– Więc to twój kochanek próbował cię zabić. To był Elliott Benson. Dzwoniłam do niego. Wszystko mi o tobie opowiedział. Twierdził, że ten biedny John znowu wybrał nieodpowiednią kobietę. I śmiał się wtedy, bardzo głośno się śmiał.
– Albio, kto zabił Cleo?
– Tod Gambol. Przecież on jeden uciekł, czy nie mam racji? Tak, jak mówiłam, Cleo była dziwką. John zawsze był tak naiwny, ufny, tak mało podejrzliwy. Podobno ludzie ciągle wybierają sobie osoby takiego samego typu, znowu i znowu, nieważne, czy ta osoba jest zepsuta. John to klasyczny przykład. Melissa, Cleo. Później wybrał ciebie i popatrz, co zrobiłaś.
– Nic nie zrobiłam, Albio. Nakłoniłaś tego samego człowieka, by przyjechał do Los Angeles i mnie zabił?
– Zmęczyły mnie już te wszystkie brednie, Nicolo. Sprawa w końcu ucichnie. John nie zabił Cleo, nie próbował zabić ciebie, nie zrobił żadnej z tych rzeczy. Teraz chcę, żebyś wyszła, szczerze powiem, że powinnaś wynieść się stąd tak daleko, jak to tylko możliwe. Zrobiłam, co w mojej mocy, by trzymać cię daleko stąd. Powinnaś wyjechać, Nicolo.
– Nie, tym razem zostanę, Albio. Chcę wiedzieć, kto próbował mnie zabić.
Albia przez chwilę przyglądała się swoim pięknie pomalowanym paznokciom.
– Nie jesteś zbyt rozgarnięta, pomimo wszystkich swoich tytułów naukowych. Nie pojmuję tego. Na tej śmiesznej kolacji, zaaranżowanej wczoraj wieczorem przez ciebie i twoich przyjaciół z FBI, obserwowałam, jak ty i jeden z agentów patrzycie na siebie. Masz już kolejnego kochanka. John też to zauważył. Wiedział, że sypiasz z federalnym. To naprawdę smutne, Nicolo. Nie jesteś warta kogoś tak wspaniałego jak John Rothman.
– Z twojego punktu widzenia, prawdopodobnie nie ma kobiety wystarczająco dobrej dla niego, Albio.
– Pewnie to prawda. Opiekowałam się nim od czasu śmierci naszej matki.
– Zastanawiam się, czy twoja matka rzeczywiście zginęła w wypadku?
– Co za niedorzeczność. Jesteś tylko małą dziwką, która za dużo mówi. Cieszę się, że wkrótce znikniesz z naszego życia. Na pewno – mówiąc to, Albia przeszła przez pokój, przycisnęła palcem jeden z paneli boazeryjnych i patrzyła, jak otwiera się cicho. Nagle zniknęła, ot tak, po prostu, bez słowa.
Nick patrzyła na pustą ścianę. Co zamierzała zrobić Albia?
Znowu planować, jak ją zabić? Oczywiście nie mogła zrobić tego tu, nie przy tylu osobach w pobliżu. Nie była głupia. Gdzie był człowiek, którego wynajęła? Serce Nick wciąż łomotało. Poczuła ból głowy pulsujący ponad lewym okiem. Już pora sprowadzić Sherlock, czas zobaczyć się z Dane'em, opowiedzieć im wszystko, co powiedziała Albia. Nie było tego zbyt wiele, z wyjątkiem informacji o Elliocie Bensonie.
Po pierwsze, chciała zobaczyć, co było za tym ukrytym panelem. Podeszła do ściany, znalazła płaski przycisk i nacisnęła go. Panel otworzył się, przesuwając się cicho. Było tam zaciemnione przejście, które po około dwóch metrach ostro skręcało w prawo. Chciała wiedzieć, dokąd prowadzi, ale nie było mowy, żeby sama tam weszła. Ona i Sherlock sprawdzą je razem. Odwróciła się, by nacisnąć guzik na panelu, gdy wielka ręka mocno zacisnęła jej usta. Walczyła, ale nie miała szans. Nie mogła dosięgnąć dźwigni, a ten facet był o wiele większy od niej i bardzo silny. Wciągnął ją z gabinetu do przejścia. Serce prawie wpadło jej do żołądka, gdy usłyszała, jak zamyka się panel, a dalej były tylko ciemności i człowiek, który ją w nie wciągał.
Ten człowiek zatrzymał się gwałtownie na końcu korytarza i skręcił w prawo. Niespodziewanie były tam miękkie neonowe światła ponad drzwiami windy.
– Musiała tam zajrzeć, dokładnie tak jak powiedziałaś, że zrobi – powiedział mężczyzna i popchnął ją, uderzając mocno o ścianę.
Albia trzymała elegancki, srebrny pistolet wycelowany w prosto w jej klatkę piersiową.
– Cześć, Nicolo. Jak miło, że tu zajrzałaś.
Strach ściskał ją za gardło. Ten mężczyzna – rozpoznała go. Miał na sobie tę samą czarną skórzaną kurtkę. Ciemne okulary przeciwsłoneczne zwisały z kieszeni na piersi. Miał wielkie, mocne dłonie, zaokrąglone palce. To był ten sam człowiek, który jechał na harleyu w Los Angeles.
W jednej chwili znalazł się nad nią, złapał ją za rękę i wykręcił do tyłu tak mocno, że zajęczała z bólu.