Выбрать главу

– Chyba właśnie tyle płyniemy. Ten facet to szaleniec, Nick. Nie rozumiem, jak senator Stanów Zjednoczonych może zrobić coś takiego. Nie wyobrażam też sobie, jak niezauważony wydostał nas obie z budynku i umieścił tu, na tej łodzi. Przecież to bardzo znany człowiek.

– To nie John, Sherlock. Mieliście rację, to Albia. Facet, który kieruje tą łodzią, to Dwight, ten, który trzy razy próbował mnie zabić.

– Wiesz co? – podsumowała Sherlock. – Jakoś wcale nie czuję się dumna, że doszliśmy do tego, że stoi za tym Albia.

– Ciekawe, dokąd zabiera nas Dwight.

Sherlock nic nie powiedziała. Obawiała się, że wie dokąd. Dwight zamierzał zabrać je na środek jeziora Michigan, obciążyć i wyrzucić za burtę. Przynajmniej ona by tak zrobiła, gdyby była stuknięta i spieszyła się.

– Wyspa Żurawi – powiedziała nagle Nick. – Może tam nas zabiera. Albia powiedziała, że John ma tam dom w bardzo ustronnym miejscu.

Marne szanse, pomyślała Sherlock, chyba że będzie chciał je zabić i tam pochować. Ale nie zamierzała mówić o tym Nick. Wzięła się w garść, potrząsnęła głową na tyle lekko, żeby nie zwymiotować, i podniosła głowę.

– Może. Moja komórka, mam ją w kieszeni. Musimy ją wydostać i zadzwonić. Nick, dasz radę uwolnić nadgarstki?

Dobrą chwilę trwało, zanim Nick odpowiedziała.

– Nie, są bardzo ciasno związane. Ale z kostkami jest lepiej.

– Moje też są mocno związane. Możesz przysunąć się bliżej mnie?

– Tak, Sherlock.

Nick już prawie się to udało, kiedy łódź uderzona wysoką falą, przechyliła się mocno na bok. Uderzyła twarzą o cienki dywan, którym wyłożona była drewniana podłoga. Zakręciło jej się w głowie, przez chwilę leżała, nie mogąc dojść do siebie.

– Nick, wszystko w porządku?

– Tak, ale nie wiem, czy dam radę do ciebie dotrzeć, Sherlock.

– Popracowałam trochę nad moimi kostkami, chyba są odrobinę luźniejsze. Może mnie się uda do ciebie podejść.

Zajęło to trochę czasu, tak bardzo cennego czasu, ale w końcu Sherlock znalazła się całkiem blisko Nick.

– No dobra, nie mam innego wyjścia. Teraz przewrócę się i mam nadzieję, że znajdę się wystarczająco blisko, by dosięgnąć twoich nadgarstków.

Sherlock przewróciła się razem ze swoim krzesłem. Spojrzała przez ramię, była za daleko od Nick.

Wijąc się, podsunęła się do przodu, to samo zrobiła Nick. W końcu mogła dotknąć jej rąk. Ciężko dyszała, ból rąk był nie do zniesienia.

– Nareszcie. Trochę się ruszyło. Nick, szybko. Nieźle nam idzie.

Sherlock zabrała się do pracy. Obydwie były świadome, że miały niewiele czasu i że uciekał on zbyt szybko. Dwight w każdej chwili mógł zatrzymać łódź, zejść na dół po drewnianych schodach i zastrzelić je obie.

Boże, to wszystko była jej wina. Była arogancka, zbyt pewna siebie. Czuła się z tym bardzo podle. Pomyślała o Seanie, o Dillonie i wiedziała, że nie może umrzeć. Po prostu nie może.

Skoncentrowała się, skupiła. Węzeł w końcu rozluźnił się.

– Nick, szybko, zsuń linę ze swoich rąk. Nie mamy zbyt wiele czasu.

Nick wysunęła ręce i wyswobodziła nadgarstki, potem pomogła Sherlock rozwiązać ręce. Nadal ciężko oddychała, ale tym razem nie ze strachu, ale z nadzieją, dopingującą ją, by działać szybciej.

Łódź zwalniała.

– Szybko, Nick.

Zrobione, jej nadgarstki były wolne. Udało im się też rozwiązać stopy Sherlock. Obie zerwały się na równe nogi. Ale ich ruchy były nieskoordynowane, a ciała zdrętwiałe od długotrwałego skrępowania.

– Zabrał moją komórkę – powiedziała Sherlock, ciężko oddychając. – Niech to szlag.

Łódź powoli zatrzymywała się.

Sherlock udało się dotrzeć do części kuchennej. Przeszukawszy szuflady, znalazła noże.

– Weź to, Nick – powiedziała, podając jej nóż. – Możesz już się ruszać? Cholera, wolałabym mój pistolet, nieważne, nóż do steków wystarczy. O, łódź zatrzymała się. Ale nie jesteśmy na środku jeziora. Jesteśmy przy przystani. Byłam pewna, że nas zastrzeli i wyrzuci za burtę. Myślisz, że jesteśmy na Wyspie Żurawi?

– Tak, jesteśmy na Wyspie Żurawi – powiedział Dwight, schodząc ze schodów. – Teraz myślę, że szkoda, że nie pochowałem tutaj Cleo. Nie wolno tutaj polować, wiecie? Proszę, proszę, uwolniłyście się. Cóż za spryt, agentko Sherlock. Teraz proszę panie o odłożenie tych noży i wejście po schodach, o tak, powoli, z rękami na głowach. No dalej, bo zastrzelę was tu i teraz. O tak, zginiecie w bardzo malowniczym miejscu. Pochowam was pod starymi sosnami na tyłach posiadłości senatora Rothmana.

Nick upuściła nóż do steków. Ukryła twarz w dłoniach i zaczęła głośno szlochać.

Dwight wybuchnął śmiechem. Zdjął skórzaną kurtkę. Miał na sobie czarny podkoszulek, spodnie khaki, przepasane srebrnym paskiem z dużym turkusem i czarne buty. Stał tak, patrząc, jak Nick się rozkleja.

– Wiedziałem, że jak już do ciebie dotrze, że długo nie pożyjesz, złamiesz się. Ale po agentce FBI spodziewam się więcej. Założę się, że nie uroni ani jednej łzy. Weź się w garść, Nicola. Nie zamierzam zabić cię tak od razu. Pomyśl, ile kłopotu sprawiłaś mi i biednej Albii. Muszę cię za to ukarać. Obiecałem to Albii. Pozwolę wam pozastanawiać się, jaki zaplanowałem dla was koniec.

– Co to za plany? – zapytała Sherlock.

– Wkrótce się przekonacie – odpowiedział. Ty pierwsza wejdziesz po schodach, agentko.

Sherlock mrugnęła do Nick, odwróciła się i zaczęła wspinać się po tych dziewięciu drewnianych stopniach na pokład. Nick też mrugnęła do Sherlock i jeszcze raz głośno chlipnęła. Poczuła, jak jego ręka popycha jej plecy i podążyła za Sherlock. Znalazłszy się na pokładzie, nadal wydawała z siebie dławiące szlochy ze spuszczoną głową. Zobaczyła, że przybili do długiego pomostu zbudowanego z drewnianych desek. Nieopodal była wąska plaża, pełna kawałków drewna. Otoczenie wyglądało dziko, jak okiem sięgnąć ląd porośnięty był gęstym lasem sosnowym.

– Witam na Wyspie Żurawi. Albia zapewniała mnie, że tym razem nie będzie żadnych niespodzianek. To doskonałe miejsce, dokładnie takiego potrzebowałem. No chodź, Nicola, nie ociągaj się. Weź się w garść. Nie spodziewałem się tego po tobie. Nawet Cleo się tak nie zachowywała.

Ale Nick zaczęła płakać jeszcze żałośniej, zupełnie tracąc panowanie nad sobą. Upadła na kolana i przyczołgała się do Dwighta. Chwyciła go za kostki i błagalnie szlochała:

– Proszę, Dwight, wypuść nas. Przysięgam, że nikomu nie pisnę słowa. Odejdę i nigdy więcej mnie nie zobaczysz. Nie zabijaj mnie.

– Boże, jesteś żałosna. Wstawaj!

Ale ona tego nie zrobiła, dalej błagała, próbując chwycić się jego kolan.

Pochylił się, by ją podnieść, a wtedy Nick oplotła ramionami jego kolana i szarpnęła go do przodu. Krzyknął, stracił równowagę i próbował uderzyć ją pistoletem. Sherlock, która tylko na to czekała, wyprostowała się, odwróciła, gładko zadając mu stopą cios w lewą nerkę. Zesztywniał z bólu, po czym zaczął krzyczeć. Skierował pistolet w jej stronę, ale Nick szarpała jego kolana, próbując go przewrócić. Uderzył Nick pięścią w policzek, potem odwrócił się do Sherlock. Usiłował się cofnąć, ale nie zdążył i dostał kopniaka w żebro. Nie pozostał jej dłużny, natychmiast podbiegł do niej i chwycił ją za włosy. Ciągnął mocno. Sherlock krzyknęła z bólu i wściekłości i najpierw zadała mu pięścią cios w brzuch, potem z całej siły kopnęła go w krocze. Krzyknął, skulił się z bólu i pociągnął za spust pistoletu. Oddał dwa strzały. Nick rzuciła się do jego kolan i z całej siły popchnęła go do tyłu. Kiedy upadł, Sherlock złapała go za nadgarstki i wykręciła je mocno. Upuściwszy pistolet, upadł na twarz. Sherlock wzięła broń. Nick rzuciła się na niego, bijąc po twarzy i szyi.