– Tak bardzo pan go przypomina – powiedziała. – Znałam go zaledwie dwa tygodnie, zawsze był dla mnie miły i naprawdę przejmował się tym, co mnie spotkało. Był moim przyjacielem. Nie jestem katoliczką, ale to było dla niego bez znaczenia. Byłam w kościele tej nocy, kiedy ten człowiek go zastrzelił.
– Dlaczego natychmiast nie zgłosiła się pani na policję? Mój Boże, kobieto, jest wtorek rano – zirytował się Delion.
– Tak, wiem, przepraszam. Musiałam zadzwonić z budki telefonicznej, dwie ulice od kościoła w końcu znalazłam telefon, który działał. Zadzwoniłam na policję i opowiedziałam telefonistce, co widziałam. Ale nie mogłam powiedzieć nic więcej. Po prostu nie mogłam. A dziś uświadomiłam sobie, że powinnam przyjść i o wszystkim opowiedzieć. Może będę mogła w jakiś sposób pomóc, chociaż wątpię.
– Dlaczego w niedzielę w nocy nie mogła pani powiedzieć nic więcej?
– Byłam taka przerażona.
– Dlaczego?
Nic nie powiedziała, tylko potrząsnęła głową.
– W porządku – powiedział Delion, odpuszczając na chwilę.
– Proszę głęboko oddychać, wziąć się w garść. A teraz proszę opowiedzieć nam po kolei, ze szczegółami, co zdarzyło się w niedzielę w nocy. Wszystko. Może pani to zrobić?
Przytaknęła i zamknęła oczy, by z bólem i strachem przypomnieć sobie szczegóły okrutnej śmierci księdza Michaela Josepha.
Dane patrzył, jak długimi, bladymi palcami mięła starą czapkę z czerwonej wełny. Wpatrując się w nią z pochyloną głową, powiedziała:
– Tak, opowiem wszystko po kolei. Siedziałam w bocznej ławce z przodu kościoła, czekałam, aż ksiądz Michael Joseph skończy spowiadać.
– Więc przyszła pani, kiedy ten człowiek był już w konfesjonale? – zapytał Delion.
– Nie. Rozmawiałam wcześniej z księdzem Michaelem Josephem i poprosił, żebym zaczekała, aż skończy tę spowiedź.
– Czy ktoś jeszcze był wtedy w kościele? – zapytał Dane.
– Nie, tylko my dwoje. Było bardzo ciemno. Po tym, jak zamienił ze mną parę słów, ksiądz Michael Joseph wszedł do konfesjonału.
– Widziała pani mężczyznę, który wszedł do kościoła?
– Tak, widziałam go. Niezbyt dokładnie, ale mogę powiedzieć, że był szczupły, miał gęste, ciemne włosy i był ubrany w ciemny, długi płaszcz. Nie wyróżniał się niczym szczególnym. Widziałam, jak wszedł do konfesjonału.
– Słyszała pani, co mówili?
– Nie, zupełnie nic. Było absolutnie cicho, jak to w nocy w kościele. Minęło sporo czasu, zanim usłyszałam odgłos strzału. Od razu wiedziałam, że to strzał z pistoletu.
– Skąd pani wiedziała, że to pistolet? – zapytał Delion.
– Większość ludzi nie od razu kojarzy odgłos strzału z wystrzałem z broni palnej.
– Często chodziłam na polowania z moim ojcem, kiedy jeszcze żył.
– I co było dalej? – zapytał Dane.
– Chwilę potem mężczyzna wyszedł z konfesjonału. Wydaje mi się, że się uśmiechał, ale nie jestem pewna. W ręku trzymał wielki pistolet.
Rozdział 6
Wypiła kolejny łyk wody, próbując się pozbierać. Trzęsła się tak bardzo, że rozlewała wodę z kubka na czapkę, którą trzymała w ręku. Wpatrując się w nią, przełknęła łyk wody.
– W porządku? – zapytał Dane.
– Chyba tak – odparła.
– Myśli pani, że panią widział?
Pokręciła przecząco głową.
– Byłam w cieniu, skulona w ławce. Nie mógł mnie widzieć.
– Czy jest pani gotowa opowiedzieć nam resztę? – spytał Delion.
– Kiedy usłyszałam wystrzał, ukryłam się pod ławką. Byłam przerażona, bałam się, że kiedy stamtąd wyjdzie i mnie zauważy, zginę. Rozejrzał się wokół, ale, tak jak mówiłam, jestem pewna, że mnie nie zobaczył. Widziałam, jak odkręcał tłumik od broni – zrobił to bardzo szybko, jakby miał w tym dużą wprawę – i schował wszystko do kieszeni płaszcza. Potem zrobił coś dziwnego, co śmiertelnie mnie przestraszyło. Znowu wyjął broń z kieszeni i trzymał ją w ręku. Wychodząc z kościoła, gwizdał. Przez długi czas tkwiłam pod ławką, byłam zbyt przerażona, by się poruszyć. Bałam się, że czeka przyczajony przed bocznymi drzwiami by sprawdzić, czy ktoś wychodzi, i wtedy zabije mnie szybko i bez trudu, jak przed chwilą zabił księdza Michaela Josepha.
W końcu odważyłam się zajrzeć do konfesjonału – przełknęła ślinę i na chwilę przymknęła oczy – patrzyłam na jego twarz. Jego oczy były szeroko otwarte i było widać, że umarł. Mój Boże, miał takie piękne oczy, ciemne i dobre, widział tak wiele. Ale jego spojrzenie było bez wyrazu, mętne, nieobecne, a w jego czole była mała czerwona dziura. Wyglądała tak niewinnie, taka mała, a jednak on nie żył. Było coś dziwnego w wyrazie jego twarzy. Nie strach czy przerażenie przed czekającą go śmiercią, to było coś innego. Wyglądał, jakby był zadowolony. Jak to możliwe? Ale na litość boską, niby z czego?
– Zadowolony? – zdziwił się Delion. – Dziwne. Jest pani pewna?
Przytaknęła.
– A może jakby w końcu coś go ucieszyło. Przepraszam, po prostu nie jestem pewna.
– W porządku, proszę mówić dalej.
– Potem usłyszałam, jak ktoś wychodzi z zakrystii. Zamarłam. Boże, myślałam, że to morderca wraca na miejsce zbrodni. Bałam się, że mnie zobaczy, bo nie byłam już ukryta w cieniu. Wiedziałby, że widziałam, jak zabijał księdza Michaela Josepha i mogłabym go rozpoznać i wrócił, by mnie też zabić. Ile sił w nogach podbiegłam do bocznych drzwi, odsunęłam zasuwę i wymknęłam się z kościoła prawie bezszelestnie. Zaczekałam, to trwało całą wieczność, ale nikogo tam nie było. Później poszłam szukać telefonu.
– A potem? – zapytał Delion.
– Wróciłam do schroniska na Ellis, niedaleko Webster, Schroniska pod wezwaniem Jezusa Chrystusa.
– To dość daleko od kościoła św. Bartłomieja – powiedział Delion.
– Rzeczywiście. Ksiądz Michael Joseph był bardzo zaangażowany w działalność schroniska i pomagał ludziom, którzy tam trafiali. Tam go poznałam. Bardzo interesował się historią, zwłaszcza trzynastym wiekiem. Jego idolem był Edward I.
– Dużo pani o nim wie – powiedział Dane i poczuł, jak głos uwiązł mu w gardle. Opanował się, wiedział, że na niego patrzą. Pasjonował się historią. Ja nigdy nie miałem pamięci do dat, Michael przeciwnie. Pamiętam, jak zanudzał mnie na śmierć ciągłymi opowieściami o wyprawach krzyżowych, zwłaszcza o tej, którą dowodził Edward.
– To bardzo interesujące – powiedział Delion. – Ale wróćmy do sprawy, dobrze? – Patrzył na Dane'a, rozczulonego wspomnieniami o bracie i lekko poklepał go po ramieniu.
– Czy na pewno nie widziała pani nic więcej? – zapytał Delion. – Czy to już wszystko?
– Niestety, tak. Morderca księdza Michael Josepha zastrzelił go w konfesjonale. W nocy w kościele zwykle jest ciemno i naprawdę niewiele widać. Wszystko pogrążone było w ciemnościach.
Dane pokiwał głową.
– Tak to wyglądało. Przykro mi, ale niezbyt dokładnie go pamiętam: ciemny płaszcz, ciemne włosy, to wszystko.
– Proszę coś dla mnie zrobić: niech pani na chwilę zamknie oczy i wyobrazi sobie, że jest w kościele. Czy widzi pani ten niesamowity witraż, który przedstawia scenę narodzenia Chrystusa? Ten zaraz za konfesjonałem? – zapytał spokojnie Dane.
– Tak, widzę go. Wiele razy mu się przyglądałam i zastanawiałam się, jak coś zrobionego ze szkła może wyglądać tak prawdziwie.
Świetnie, pomyślał Dane zadowolony, a więc znała dobrze ten witraż.
– Ja zobaczyłem go wczoraj po raz pierwszy, podziwiałem go i wydawało mi się, że wszystkie te kolory przenikają moją duszę, przybliżają mnie do czegoś wiecznego, wielkiego i czynią bardziej świadomym.