Wyszła na zewnątrz i starała się nie patrzeć w kierunku ścieżki. Jeżeli Rye w ogóle dzisiaj przyjedzie, to zjawi się tu późnym popołudniem. Często wpadał tylko na parę minut, pytał, czy Lisa czegoś nie potrzebuje, czy czuje się dobrze i czy nie skaleczyła się przypadkiem. Odpowiadała tylko "nie" i "tak" i znowu "nie", a potem rozmawiali chwilę o łące i o pogodzie.
I patrzyli na siebie wzrokiem pełnym tego wszystkiego, co nie zostało powiedziane.
Podeszła do beczki i popatrzyła na swe odbicie w wodzie. Pobyt na łące sprawił, że jej skóra nabrała złotawego odcienia, a także jakiejś jedwabistej gładkości, której przedtem nie miała. To samo działo się z ustami – były teraz pełniejsze, bardziej wilgotne, bardziej różowe, jakby mimo woli zachęcały do pocałunków. Dawniej marzenia nie sprawiały, że piersi stawały się nabrzmiałe, obolałe, a ciało drżało w gorączce, której źródło tkwiło gdzieś głęboko, w samym centrum kobiecości.
Nalała wody do wiadra, rozplotła warkocze i zanurzyła je w wodzie. Rozpuszczone włosy sięgały jej do bioder, były gęste i lekko wijące się. Dokładnie wytarła je ręcznikiem i starannie rozczesała. Czując, że ma ochotę na drzemkę, przeniosła śpiwór przez ogrodzenie i ułożyła się na łące, zwijając w kłębek na brzuchu,
. by włosy mogły szybko wyschnąć. Łagodny wietrzyk, ciepłe słońce i usypiające brzęczenie owadów sprawiły, że niemal natychmiast zapadła w sen.
Rye przeskoczył przez płot i stanął jak wryty.
W pierwszej chwili pomyślał, że Lisa jest zupełnie naga, przykryta jedynie gładzonymi wiatrem włosami, których piękna dotychczas nie dostrzegł, bo Lisa splatała je i upinała. Stał jak sparaliżowany, ledwo oddychając, czując się tak, jakby ujrzał nimfę, ukrywającą się przed ludzkim okiem.
Mocniejszy podmuch wiatru odrzucił na bok pasmo platynowych włosów i odsłonił znoszone szorty. Rye cicho westchnął. Wiedział, że powinien odwrócić się, pobiec do konia, odwiązać go i popędzić na łeb na szyję z powrotem na rancho, gdyż jeśli podejdzie i uklęknie obok Lisy, nie będzie w stanie powstrzymać się, by jej nie dotknąć. I wiedział też, że jeśli dotknie jej chociaż raz, to już nie zdoła się powstrzymać. Pożądał jej zbyt mocno, żeby ufać samemu sobie.
Więc powiedz jej, kim jesteś.
Nie! Nie chcę, żeby to tak szybko się skończyło.
Nigdy z nikim nie było mi tak dobrze. Jeśli zostaniemy kochankami, będę musiał powiedzieć jej prawdę i wszystko popsuję.
W takim razie nie dotykaj jej.
Ale już klęczał przy niej. Delikatnie wyjął szczotkę z rozluźnionych palców i zaczął czesać. srebrzyste pukle, które gięły się pod jego dotknięciem, owijały wokół rąk, przywierały do palców, jakby prosząc o następne pieszczoty. Uśmiechnął się i czesał Lisę powolnymi, delikatnymi ruchami, a potem zagłębił palce we włosy, uniósł je w górę i ukrył w nich twarz, wdychając głęboko zapach.
Lisa drgnęła i zaczęła powoli się budzić. Znów śniła o Rye'u, tak jak działo się za każdym razem, kiedy spała. Otworzyła oczy i pierwszą rzeczą, jaką ujrzała, były uda w obcisłych dżinsach i jej własne włosy w dłoniach Rye'a. Poczula, jakby każdy włos wiązał ich ze sobą, przyciągał jedno do drugiego. Powoli odwróciła głowę, aż mogła zobaczyć jego twarz, zanurzoną w jej włosach. Kontrast między ich jasnością a jego ciemną opalenizną był niezwykle wyraźny.
Rye popatrzył na nią i wtedy Lisa poczuła, że serce bije w jej piersi jak oszalałe. Spod ciemnych rzęs wyzierała namiętność, niepokój i pragnienie, które sprawiły, że coś eksplodowało głęboko w jej ciele, zbudziło gorączkę. Patrzyła mu prosto w oczy i zobaczyła coś, co dawniej tylko przeczuwała.
– Nie chciałem cię obudzić – powiedział Rye zdławionym głosem.
– Nie mam o to pretensji.
– Jesteś taka niewinna. Nie powinnaś pozwalać, żebym tak się do ciebie zbliżał. Za bardzo mi ufasz.
– Nie mogę nic na to poradzić – odpowiedziała cichym, ale pewnym głosem. – Urodziłam się po to, żeby należeć do ciebie. Wiedziałam o tym już w chwili, kiedy obejrzałam się i zobaczyłam ciebie siedzącego jak wojownik na czarnym koniu.
Nie mógł znieść tej szczerości i ufności w jej pięknych oczach. Spuścił wzrok..
– Nie – powiedział szorstko. – Przecież mnie nie znasz.
– Wiem, że jesteś wystarczająco silny, by móc mnie skrzywdzić, a przecież tego nie zrobiłeś. Zawsze postępowałeś ze mną bardzo ostrożnie; delikatniej i bardziej opiekuńczo niż większość mężczyzn w stosunku do swoich żon czy córek. Przy tobie czuję się bezpieczna. Wiem o tym, a także to, że jesteś inteligentny i wybuchowy, wesoły i bardzo dumny.
– Jeżeli mężczyzna nie jest dumny, twardy i nie walczy, to świat po prostu zmiażdży go i rozetrze na pył.
– Tak, wiem o tym – odparła. – Tak się zdarza wszędzie, nieważne, czy w prymitywnej, czy cywilizowanej kulturze. – Popatrzyła na niego i dodała: – A czy wspominałam już, że jesteś. także bardzo przystojny i nie masz ani jednego sztucznego zęba?
Musiał się roześmiać. Nie spotkał jeszcze nikogo takiego jak Lisa – ironicznego, wrażliwego, szczerego, z poczuciem humoru objawiającym we wszystkim, co powiedziała czy zrobiła.
– Jesteś jedyna w swoim rodzaju.
Uśmiechnęła się ze smutkiem. Wszędzie, gdzie tylko przebywała razem z rodzicami, była jedyna w swoim rodzaju. Zawsze była obserwatorką, nigdy nie stała się częścią pełnego kolorów, żywego, namiętnego widowiska, jakie tworzyło społeczeństwo. Myślała, że w Ameryce będzie inaczej, ale tak się nie stało. Jedynie w chwilach, kiedy Rye był przy niej, nie czuła się obco. A kiedy ją całował, narastała w niej radość życia i czuła się wówczas naprawdę szczęśliwa.
Nieśmiało powiodła czubkiem wskazującego palca wzdłuż jego pełnej dolnej wargi, ale Rye uchylił się przed tym dotknięciem, nie ufając swemu opanowaniu. Ręka opadła i Lisa odwróciła wzrok. Nie potrafiła ukryć zawodu i bólu.
– Przepraszam – powiedziała. – Kiedy obudziłam się i zobaczyłam ciebie z twarzą w moich włosach… – Głos jej się załamał. Spojrzała przez ramię i posłała mu przepraszający uśmiech. – Chyba jestem zbyt niedoświadczona, by właściwie interpretować twoje zachowanie. Myślałam, że chcesz…
Znowu zawiódł ją głos. Przełknęła z trudem ślinę i usiłowała odczytać coś, patrząc na Rye'a, lecz twarz miał nieprzeniknioną. Jedynie oczy świeciły pod wpływem podniecenia, które ze wszystkich sił starał się opanować. Ale ona o tym nie wiedziała, pamiętała tylko, że uchylił się przed jej dotknięciem. Odwróciła się, ale okazało się, że Rye'a wciąż trzyma w palcach jej włosy. Pociągnęła je delikatnie, spróbowała jeszcze raz – lekko, żeby niczego nie zauważył. Poczuła jednak, że jakaś nieuchwytna siła popychają ku temu mężczyźnie. Kiedy znów zwróciła się twarzą do niego, zobaczyła oczy, w których płonął ogień.
– Musimy porozmawiać, maleńka, ale nie teraz. Raz, chociaż raz w moim życiu chciałbym poczuć, że ktoś pragnie mnie jako mężczyznę. Po prostu jako mężczyznę o imieniu Rye.