ROZDZIAŁ ÓSMY
Patrzyła na niego szeroko otwartymi oczami.
Chciała coś powiedzieć, ale oblizała tylko wargi i próbowała zebrać myśli. Kiedy ją całował, nie zastanawiała się nad niczym. A powinna była pomyśleć wcześniej – była niedoświadczona, ale przecież nie głupia.
– Prze… przepraszam – odezwała się bezradnie, nienawidząc siebie samej za to, że zadała mu ból. – Nie myślałam o tym, co t y czujesz. Nie chciałam sprawić ci bólu.
Zaklął i usiadł gwałtownie, widząc, jak bardzo się tym przejęła. Zamknął oczy, bo gdyby patrzył na nią dłużej, znów zacząłby ją całować i mógłby uwieść ją, zanim by się zorientowała. Nagle poczuł na dłoni ciepły oddech, a za moment usta dziewczyny dotknęły jego skóry i wyszeptały słowa przeprosin. Czuł, że Lisa cała drży i wiedział, że powodem jest nie tylko namiętność, ale także strach i poczucie winy. Ta świadomość uspokoiła płonący w nim ogień, który już wymykał się spod kontroli.
– To nie twoja wina – wyszeptał, przyciągając ją łagodnie do siebie i głaszcząc delikatnie. – To przeze mnie. Ja przecież wiedziałem, dokąd to wszystko prowadzi. – Uśmiechnął się. – Ale nie zdawałem sobie sprawy, że można pragnąć kogoś tak bardzo, jak ja pragnę ciebie. To mnie zupełnie zaskoczyło. – Musnął ustami jej policzek i poczuł słony smak łez. – Nie płacz, dziecinko. Wszystko w porządku. Teraz już będę ostrożny, nic mnie nie zaskoczy i nie zrobię niczego, czego nie będziesz chciała. Mogę całować cię, ile razy zechcesz, gdzie tylko zechcesz. Nie bój się, nie będę do niczego cię zmuszał. Wiesz o tym, prawda?
Uspokajała się pod wpływem tych słów, ale jeszcze bardziej pod wpływem delikatnych, czułych pocałunków w czoło, policzki, czubek nosa, kąciki ust. W końcu westchnęła głęboko i oparła się wygodnie o jego pierś. Wtulił twarz w jej jasne, jedwabiste włosy i wdychał ich zapach.
– Liso – wyszeptał po chwili.
Zobaczyła, że patrzy na jej pierś, wyzierającą spomiędzy fałd jasnobłękitnej bluzki.
– Czy ufasz mi na tyle, że pozwolisz mi się znów dotknąć?
– Tak! Nie. Och, Rye, wierzę ci, ale nie chcę, żeby dla ciebie to stało się nie do zniesienia. Nie jest w porządku, że cierpisz, kiedy ja czuję się tak wspaniale.
– Nie martw się o mnie – powiedział, gładząc ją po nodze, przesuwając dłoń coraz wyżej, poprzez biodro aż do talii. – Już dobrze, dziecino. Oboje będziemy czuli się wspaniale. Chyba że tego nie chcesz? – Dłoń znieruchomiała w oczekiwaniu pod jej piersią.
– Tego? – powtórzyła nerwowo, rozdarta pomiędzy obawą i pożądaniem, które przepalało ją na wylot. – Moich rąk, a potem ust. O, tutaj. Pieszczących cię, kochających cię.
Pochylił się i niemal dotknął ustami rubinowego czubka nabrzmiałej piersi. Ale zamiast pocałować go, dmuchnął tylko, jakby zdmuchiwał świeczki na urodzinowym torcie. Lisa chciała się roześmiać, ale wydała jedynie zdławiony okrzyk, kiedy ciepłe palce ujęły jej pierś. Rye wciąż jednak nie zwracał uwagi na sterczącą brodawkę, jakby nie domyślał się, że rozpaczliwie pragnie jego pieszczot.
Nie zastanawiając się, wygięła ciało, starając się zbliżyć do jego ust. Świat zawirował, kiedy Rye uniósł ją, obrócił i położył z powrotem na kocu. Odgarnął jej włosy i chwycił je lewą ręką. Poczuła, jak jego palce gładzą jej głowę i okazało się to tak niespodziewanie zmysłową pieszczotą, że zaczęła ocierać się o jego ręce jak kot. Jednocześnie mocniej wygięła plecy, odsłaniając całkiem piersi, których brodawki sterczały teraz jeszcze bardziej.
– O tak, maleńka – wyszeptał, przyciskając ją mocniej, zmuszając, by wyciągnęła się bardziej w stronę jego ust. Powoli pochylił się, ale jeszcze nie dotknął jej ciała. – Wyżej. Zobaczysz, że tak będzie przyjemniej… dla ciebie i dla mnie.
Lisa wreszcie zbliżyła piersi do jego warg. Tyle że to nie wargi dotknęły jej stwardniałych brodawek, a ciepły, wilgotny czubek języka. Ta nieoczekiwana pieszczota sprawiła, że dziewczyna wyprężyła- się jak naciągnięta cięciwa. Ręka Rye'a otoczyła jej plecy i przytrzymywała, podczas gdy jego usta powoli zamknęły się na jej piersi, najpierw całując delikatnie twardy czubek, apotem aksamitną otoczkę. Język obrysował kształt brodawki, jakby chciał utrwalić ją w pamięci, zaś zęby zacisnęły się na niej z delikatną zmysłowością, aż Lisa zaczęła wić się z rozkoszy. Wbiła palce w jego szerokie ramiona i zawołałajego imię, kiedy usta Rye'a wciąż pieściły pierś i rozpalały ogień w jej ciele. Odwrócił głowę i zajął się drugą piersią dziewczyny, najpierw drażniąc brodawkę zębami przez materiał bluzki, aż wyprostowała się gwałtownie. Potem zęby Rye'a zamknęły się na niej bardzo delikatnie, chociaż wstrząsały nim dreszcze pożądania. Fala rozkoszy przebiegła przez ciało Lisy i dziewczyna nawet nie zauważyła, że Rye do końca rozpiął jej bluzkę i odsłonił nagą skórę. Czuła jedynie jego pieszczoty i gorączkę, która w niej narastała. Potem Rye splótł jej palce ze swoimi i ułożył jej ręce wysoko nad głową, a ona znów wygięła się i wypięła nabrzmiałe piersi, domagające się pieszczot.
– Nie przestawaj – jęknęła, usiłując złagodzić pulsowanie w czubkach piersi ocieraniem się tors Rye'a. – Proszę, nie przestawaj.
Jego usta stłumiły te błagania. Lisa gwałtownie oddała mu pocałunek i przywarła do niego, jakby chciała w ten sposób uspokoić drżenie ciała. Rye mocno przyciskał jej usta, uspokajał nerwowe ruchy, powoli przekształcając je w rytmiczny akt miłości. Nie sprzeciwiała się, chciała tego tak bardzo jak on. Nigdy niczego w życiu nie pragnęła tak gwałtownie. Poczuła, że rozsuwa jej nogi ocierając się o nią i aż krzyknęła, przestraszona wrażeniem, jakie nagle poczuła.
– Rye!
– Spokojnie, maleńka, spokojnie – powiedział, sam walcząc z pulsującą w żyłach, domagającą się zaspokojenia namiętnością. Położył się na boku, pociągając Lisę za sobą. Przez chwilę uspokajał ją i zarazem siebie słowami i delikatną pieszczotą.
– Przytul się do mnie. Nie ma pośpiechu. Jesteśmy tylko my dwoje i mamy czas do końca świata, żeby się sobą nacieszyć.
Przylgnęła do niego, a on głaskał ją delikatnie i czule, mówiąc cichym głosem, pomimo pożądania powracającego na widok jej piersi unoszonych szybkim oddechem. Po kilku minutach powoli rozpiął koszulę i poczuł dotknięcie twardych brodawek na swojej piersi. Kontrast między jej gładką skórą a własnymi, stwardniałymi od pracy mięśniami sprawił, że pożądanie stało się niemal nie do wytrzymania. Starał się je stłumić, wiedząc, że niezależnie od tego, czy Lisa stanie się dziś jego kochanką, czy też ograniczą się do pocałunków, zasługuje ona na coś lepszego niż pospieszne i krótkie pieszczoty mężczyzny dążącego do szybkiego zaspokojenia.
– Za każdym razem, kiedy na ciebie patrzę wydajesz mi się jeszcze piękniejsza – powiedział jej na ucho, a potem ukąsił je, najpierw delikatnie, następnie nieco mocniej, i cieszył się, czując, że Lisa nie wyrywa się, a przeciwnie, poddaje się tym pieszczotom. Delikatnie przyciągnął ją jeszcze bliżej do siebie. – Czy tobie też sprawia to taką przyjemność?
Roześmiała się, nie czując już obawy przed tymi niespodziewanymi doznaniami. Teraz była raczej zaciekawiona i pragnęła znów poczuć coś takiego jak przed chwilą.
– Nic nie sprawiłoby mi większej przyjemności.
Mówiąc to, poruszała się pod dotykiem jego rąk, rozkoszując się dreszczem, zaczynającym się w czubkach piersi i rozchodzącym po całym ciele.
– Czy chciałbyś… – przerwała, kiedy kolano Rye'a wsunęło się między jej nogi i rozsunęło je. Ciepłe, ciężkie udo posuwało się do góry, a potem zaczęło uciskać ją kołyszącym, powolnym ruchem, wywołując gorące fale, promieniujące na całe ciało. Znów wydała lekki okrzyk zaskoczenia i spojrzała z lękiem na Rye'a. To wrażenie nie było już tak silne, ale wciąż dawało jakąś trudną do wytrzymania rozkosz.