Sempé i Goscinny
Mikołajek
i inne
chłopaki
Przełożyła
Barbara Grzegorzewska
Tytuł oryginału francuskiego:
LE PETIT NICOLAS ET LES COPAINS
Ilustracje reprodukowane
z wydania francuskiego
© Éditions Denoёl, Paris 1963
© Translation by Barbara Grzegorzewska, 1979
© Polish edition by Wydawnictwo „Nasza Księgarnia", Warszawa 1979, 1997
Kleofas ma okulary!
Dziś rano, kiedy Kleofas przyszedł do szkoły, bardzo żeśmy się, zdziwili, bo na nosie miał okulary. Kleofas to dobry kumpel, ale jest najgorszym uczniem w klasie. Podobno dlatego musi nosić okulary.
- Pan doktor - wyjaśnił nam Kleofas - powiedział moim rodzicom, ze może dlatego jestem najgorszy, że nie widzę dobrze na lekcjach. Więc zaprowadzili mnie do sklepu z okularami i pan od okularów zajrzał mi w oczy przez taki aparat, którego nie trzeba się bać, bo to nie będzie bolało, i kazał czytać masę liter, co nic nie znaczyły, a potem dal mi okulary i teraz - proszę! nie będę, już najgorszy.
Trochę, mnie zdziwiła ta historia, bo jeżeli Kleofas nie widzi dobrze na lekcjach, to pewno dlatego, że często śpi. Ale może okulary nie dadzą mu spać... Inna sprawa, że najlepszy w klasie jest Ananiasz, jedyny, co nosi okulary, i dlatego nie możemy go lać tak często, jak byśmy chcieli.
Ananiasz nie był zachwycony, kiedy zobaczył. ze Kleofas też ma okulary. Ananiasz jest pupilkiem naszej pani i stale ma pietra, że któryś z chłopaków zajmie jego miejsce, ale myśmy się bardzo ucieszyli, że teraz najlepszym uczniem będzie Kleofas, który jest fajnym kumplem.
- Widziałeś moje okulary? - zapytał Ananiasza Kleofas.
- Teraz ja będę ze wszystkiego najlepszy! Pani będzie mnie posyłała po mapy i będę ścierał tablicę! Tralala!
- O nie, mój drogi! Co to, to nie - powiedział Ananiasz. - Ja jestem najlepszy, i już! A ty nie masz prawa przychodzić do szkoły w okularach!
- Nie mam prawa, no nie, daj spokój! - powiedział Kleofas. - I nie będziesz wiecznie wstrętnym pupilkiem! Tralala!
-Ja też poproszę tatę, żeby mi kupił okulary, i też zostanę najlepszy! - powiedział Rufus.
- Wszyscy poprosimy naszych tatusiów, żeby kupili nam okulary!
- zawołał Gotfryd. - I wszyscy będziemy najlepsi, i wszyscy będziemy pupilkami!
No i zrobiła się niesamowita draka, bo Ananiasz zaczął krzyczeć i płakać. Mówił, że to oszukaństwo, że nie mamy prawa być najlepsi, że się poskarży, że nikt go nie kocha, że jest bardzo nieszczęśliwy i że się zabije. Na to przybiegł Rosół, nasz opiekun.
Kiedyś opowiem wam, dlaczego go tak nazywamy.
-Co tu się dzieje? - zawołał Rosół. - Ananiasz! Dlaczego płaczesz?
Spójrz mi w oczy i odpowiadaj!
-Oni wszyscy chcą nosić okulary! - wyjąkał Ananiasz, który dostał
okropnej czkawki.
Rosół popatrzył na Ananiasza, popatrzył na nas, potarł dłonią usta i powiedział:
-Spójrzcie mi wszyscy w oczy! Nie będę się starał zrozumieć, o co wam chodzi. Uprzedzam tylko, że jeśli was jeszcze usłyszę, nie ręczę za siebie! Ananiasz, idź i napij się wody, wstrzymując oddech. Reszta chyba mnie zrozumiała!
I odszedł z Ananiaszem, który ciągle miał czkawkę.
- Ty - zapytałem Kleofasa - pożyczysz nam okularów, jak nas będą pytali?
- I na klasówki też! - powiedział Maksencjusz.
- Na klasówkach sam będę ich potrzebował - powiedział Kleofas.
- Przecież jeśli nie będę najlepszy, tata domyśli się, że nie miałem okularów, i będzie chryja, bo on nie lubi, kiedy pożyczam swoje rzeczy. Ale do odpowiedzi - jakoś to załatwimy.
Kleofas to naprawdę fajny kumpel. Pożyczył mi okulary na próbę, ale naprawdę nie wiem, jak mu się uda zostać najlepszym uczniem, bo przez te jego szkła wszystko widać na odwrót, i jak się patrzy na nogi, to wyglądają, jakby były tuż przy twarzy.
Potem dałem okulary Gotfrydowi, Gotfryd Rufusowi. Rufus założył je Joachimowi, Joachim Maksencjuszowi. Maksenejusz rzucił je do Euzebiusza, który nas okropnie rozśmieszył, udając, że ma zeza. Potem chciał je przymierzyć Alcest, ale wtedy zrobiła się draka.
- Ty nie - powiedział Kleofas. - Masz całe ręce w maśle od tych twoich kanapek i zamażesz mi szkła, a przecież nie warto mieć okularów, jeśli nic przez nie nie widać, no a ile się trzeba namęczyć, żeby je oczyścić, i tata nie da mi oglądać telewizji, jeżeli znowu będę najgorszy, tylko dlatego, że jakiś idiota zabrudził mi okulary swoimi tłustymi łapskami pełnymi masła!
Kleofas włożył z powrotem okulary, ale Alcest się rozzłościł.
- Przyłożyć ci tymi tłustymi łapskami pełnymi masła? -zapytał
Kleofasa.
- Mnie nie wolno bić! - zaśmiał się Kleofas. - Ja mam okulary!
Tralala!
-To je zdejmij - powiedział Alcest.
- Nie, mój drogi - powiedział Kleofas.
- Ach, ci najlepsi uczniowie - westchnął Alcest. - Wszyscy tacy sami! Podłe tchórze!
- Ja jestem tchórzem, ja? - krzyknął Kleofas.
- Owszem, bo nosisz okulary! - wrzasnął Alcest.
- Dobra, zaraz zobaczymy, kto jest tchórzem! - krzyknął
Kleofas, zdejmując okulary.
Obaj byli strasznie wściekli, ale nie mogli się pobić, bo przyleciał
Rosół.
- Co znowu? - zapytał.
- On nie chce, żebym nosił okulary! - zawołał Alcest.
- A on chce mi je posmarować masłem! - wrzasnął Kleofas.
Rosół zakrył sobie twarz i pojechał rękami w dół po policzkach, a kiedy on tak robi, to wiadomo, że nie ma żartów.
-Wy dwaj, spójrzcie mi w oczy! - powiedział Rosół. - Nie wiem, coście znowu wymyślili, ale nie chcę więcej słyszeć o żadnych okularach! A na jutro odmienicie mi czasownik: „Nie powinienem opowiadać bredni i wywoływać zamieszania na przerwie, stawiając tym samym Pana Opiekuna wobec konieczności interwencji". We wszystkich czasach w trybie oznajmującym.
I poszedł zadzwonić na lekcję.
Kiedy już staliśmy w szeregu, Kleofas powiedział, że jak Alcest będzie miał czyste ręce, to chętnie pożyczy mu swoje okulary.
Naprawdę fajny kumpel z tego Kleofasa!
W klasie - akurat była geografia - Kleofas podał okulary Alcestowi, który przedtem dokładnie wytarł sobie ręce o kurtkę.
Alcest nałożył je, ale miał pecha, bo nie zauważył naszej pani, która stała tuż przed nim.
- Przestań błaznować, Alcest! - zawołała pani. I nie rób zeza!
Jeszcze zrobi się przeciąg i zostanie ci to na zawsze! A teraz wyjdź
za drzwi!
I Alcest wyszedł w okularach, o mało co nie wpadł na drzwi, a pani wywołała Kleofasa do tablicy.
No i oczywiście bez okularów musiało się to źle skończyć: Kleofas dostał pałę.
Łyk świeżego powietrza
Na niedzielę zostaliśmy zaproszeni na wieś do nowego domku pana Bongrain. Pan Bongrain jest księgowym w biurze, gdzie pracuje mój tata, i podobno ma chłopca w moim wieku, który jest bardzo miły i nazywa się Kalasanty.
Bardzo się ucieszyłem, bo strasznie lubię jeździć na wieś. Tata wyjaśnił nam, że pan Bongrain kupił ten dom nie tak dawno, i powiedział mu, że to tuż za miastem.
Pan Bongrain podał tacie wszystkie szczegóły przez telefon, a tata zapisał je na kartce. Zdaje się, że bardzo łatwo tam trafić. Jedzie się prosto, skręca w lewo przy pierwszych światłach, przejeżdża pod mostem kolejowym, potem znowu prosto aż do skrzyżowania, gdzie trzeba skręcić w lewo, potem jeszcze raz w lewo do dużego białego domu, następnie skręca się w prawo wąską polną drogą - i wtedy już prosto i na lewo za stacją benzynową.
Wyjechaliśmy, tata, mama i ja, dosyć wcześnie rano. Tata sobie podśpiewywał, ale szybko przestał, bo na szosie było mnóstwo samochodów. W ogóle nie można było jechać. Potem tata przegapił światła, przy których miał skręcić, ale powiedział, że to nic nie szkodzi, odnajdzie drogę przy następnym skrzyżowaniu.