Выбрать главу

mu, że jak się nie ma sznurka, to lepiej się nie brać za urządzanie zawodów lekkoatletycznych, a Kleofas wrzasnął, że nie ma sznurka, ale za to ma pięść i zaraz przyłoży nią Maksencjuszowi w łeb. Maksencjusz powiedział mu, żeby tylko spróbował, i Kleofasowi by się udało, gdyby Maksencjusz najpierw go nie kopnął.

Kiedy skończyli się bić, Kleofas był bardzo zły. Krzyczał, że nie mamy pojęcia o lekkoatletyce i że jesteśmy głupi. W końcu przyleciał Joachim i zawołał, strasznie zadowolony:

- Chłopaki! Znalazłem kawałek drutu!

Więc Kleofas powiedział, że bardzo fajnie, zawody trwają dalej, a ponieważ wszyscy mają już dosyć skoków i biegów, to będziemy rzucać młotem. Kleofas wytłumaczył nam, że młot to nie jest taki zwykły młotek, ale ciężarek przywiązany do sznurka, który trzeba rozkręcić bardzo szybko, a potem puścić. Ten, kto najdalej rzuci, zostaje mistrzem. Kleofas zrobił młot z kawałka drutu i przywiązanego na końcu kamienia.

- Ja zaczynam, bo to był mój pomysł - powiedział Kleofas. -

Zobaczycie, co to będzie za rzut!

I zaczął kręcić się w kółko z młotem w ręce, a potem go puścił.

Przerwaliśmy spotkanie lekkoatletyczne i Kleofas oznajmił, że jest mistrzem. Ale inne chłopaki mówiły, że nie, że oni nie rzucali młotem, więc nie wiadomo, kto wygrał.

Ja jednak myślę, że Kleofas miał rację. I tak by wygrał, bo to był

fantastyczny rzut - z placu aż na wystawę sklepu pana Companiego!

Tajemny szyfr

Na pewno zauważyliście, że jak się chce porozmawiać z kolegami na lekcji, to ciągle ktoś przeszkadza. Oczywiście można rozmawiać z kolegą, który siedzi obok. Ale nawet jak człowiek stara się mówić po cichu, to pani zaraz słyszy i mówi: „Skoro masz tyle do powiedzenia, chodź do tablicy, zobaczymy, czy nadal będziesz taki rozmowny!", i pyta o departamenty2 i ich stolice, no i draka gotowa. Można też posyłać sobie kartki, na których pisze się to, co się chciało powiedzieć. Ale prawie zawsze pani widzi, jak ktoś podaje kartkę, i każe ją sobie dać, a potem zanieść do dyrektora. A ponieważ na kartce jest napisane: „Rufus jest głupi, podaj dalej" albo: „Euzebiusz jest świnia, podaj dalej", więc dyrektor mówi, że zostaniecie nieukami, skończycie w więzieniu, sprawicie wielką przykrość waszym rodzicom, którzy wypruwają z siebie żyły, abyście byli dobrze wychowani. A potem za karę każe zostać po lekcjach!

Dlatego też dzisiaj rano na pierwszej pauzie okropnie nam się spodobał pomysł Gotfryda.

2 Departament - jednostka administracyjna we Francji; odpowiednik naszego woje wództwa.

-Wymyśliłem fantastyczny szyfr - powiedział nam Gotfryd. - To taki tajemny szyfr, który będziemy rozumieć tylko my, chłopaki z naszej paczki.

I pokazał nam: na każdą literę robi się jakiś ruch. Na przykład: palec na nosie - to litera „a”, palec na lewym oku - to „b”, palec na prawym oku - to „c” Na każdą literę inny ruch: drapiemy się w ucho, pocieramy brodę, klepiemy się po głowie, i tak aż do „z”, kiedy robimy zeza. Niesamowite!

Kleofas nie był do końca przekonany. Powiedział, że dla niego już zwyczajny alfabet jest tajemnym szyfrem i że zamiast się uczyć ortografii, żeby porozmawiać z chłopakami, woli poczekać na przerwę i powiedzieć nam, co ma nam do powiedzenia. Ananiasz oczywiście nie chciał nawet słyszeć o żadnym tajemnym szyfrze.

On jest najlepszym uczniem i pupilkiem, więc na lekcjach woli słuchać tego, co mówi pani, albo odpowiadać przy tablicy. Wariat z tego Ananiasza!

Ale z resztą chłopaków uważaliśmy, że szyfr jest bardzo dobry. A poza tym taki tajemny szyfr to bardzo pożyteczna rzecz. Na przykład jak się walczy z nieprzyjaciółmi, można sobie wszystko powiedzieć, a oni nic nie rozumieją i my zwyciężamy.

Więc poprosiliśmy Gotfryda, żeby nas nauczył swojego szyfru.

Ustawiliśmy się wszyscy dookoła, a on powiedział, żebyśmy go naśladowali.

Gotfryd przyłożył palec do nosa i my przyłożyliśmy palce do nosów. Gotfryd przyłożył palec do oka i my przyłożyliśmy palce do oczu. A kiedy żeśmy wszyscy robili zeza, przyszedł pan Mouchabiere. Pan Mouchabiere to nasz nowy opiekun, trochę starszy od starszych chłopaków, ale nie bardzo. Podobno po raz pierwszy pracuje w szkole.

- Słuchajcie! - krzyknął pan Mouchabiere. - Nie chcę pytać, co wam strzeliło do głowy z tymi głupimi minami. Powiem tylko, że jeśli nie przestaniecie, wszyscy przyjdą mi w czwartek siedzieć za karę w szkole! Zrozumiano?

I poszedł sobie.

- Dobra - powiedział Gotfryd. - Zapamiętaliście szyfr?

- Mnie się tylko nie podoba - przyznał się Joachim - ten pomysł z prawym i lewym okiem na „b" i „c". Zawsze mi się myli prawa i lewa strona. Zupełnie jak mamie, kiedy prowadzi samochód taty.

- E tam, nie szkodzi - powiedział Gotfryd.

- Jak to, nie szkodzi? - oburzył się Joachim. - Jeżeli będę chciał

powiedzieć na ciebie: „Cymbał”, a powiem: „Bymcał”, to nie to samo.

- Na kogo chcesz powiedzieć: „Cymbał", cymbale? - zapytał

Gotfryd.

Ale nie zdążyli się pobić, bo pan Mouchabiere zadzwonił na koniec przerwy. Coraz krótsze są te przerwy z panem Mouchabiere!

Ustawiliśmy się w pary i Gotfryd szepnął:

- Na lekcji prześlę wam jakąś wiadomość, a na następnej przerwie zobaczymy, kto zrozumiał. Uprzedzam jednak: żeby należeć do paczki, trzeba poznać tajemny szyfr!

- A to doskonale! - zawołał Kleofas. - Pan sobie postanowił, że jak nie będę znał jego szyfru, który jest do niczego, to przestanę należeć do paczki! Moje gratulacje!

Wtedy pan Mouchabiere powiedział do Kleofasa:

- Odmienisz mi czasownik: „Nie powinienem rozmawiać, kiedy stoję w parze, zwłaszcza jeśli przez całą przerwę miałem dość czasu na opowiadanie bredni". W trybie oznajmującym i rozkazującym.

- Gdybyś mówił szyfrem, nie zostałbyś ukarany - powiedział

Alcest i pan Mouchabiere zadał mu to samo. Z Alcestem zawsze jest kupa śmiechu!

W klasie pani kazała nam wyjąć zeszyty i przepisywać z tablicy zadania do rozwiązania w domu. Bardzo mnie to zmartwiło, szczególnie jak pomyślałem o tacie, bo kiedy wraca z biura, jest zmęczony i nie ma ochoty na robienie zadań z arytmetyki. A potem, kiedy pani pisała na tablicy, odwróciliśmy się wszyscy do Gotfryda i czekaliśmy, aż zacznie przesyłać nam swoją wiadomość. Gotfryd zaczął robić różne ruchy. Muszę przyznać, że wcale nie było łatwo go zrozumieć, bo robił je bardzo szybko, potem przestawał, żeby pisać w zeszycie, a potem, ponieważ ciągle żeśmy na niego patrzyli, znowu robił jakieś ruchy.

Wyglądał okropnie śmiesznie, kiedy pakował sobie palce do uszu i klepał się po głowie.

Strasznie długa była ta wiadomość od Gotfryda i byliśmy trochę źli, bo przez to nie mogliśmy przepisywać zadań. Baliśmy się, że przegapimy jakieś znaki i potem nic nie zrozumiemy. Więc przez cały czas musieliśmy patrzeć na Gotfryda, który siedzi z tyłu, na końcu klasy.

A potem Gotfryd zrobił „d", drapiąc się po głowie, „n", wyciągając język, otworzył szeroko oczy i przerwał nadawanie.

Wtedy wszyscy żeśmy się odwrócili i zobaczyliśmy, że pani przestała pisać i patrzy na Gotfryda.

- Tak, Gotfrydzie - powiedziała pani. - Robię to samo, co twoi koledzy: przyglądam się twoim błazeństwom. Ale już starczy, prawda? Więc pójdziesz do kąta, zostaniesz w klasie na przerwie, a na jutro napiszesz mi sto razy: „Nie powinienem błaznować w czasie lekcji i rozpraszać uwagi kolegów, przeszkadzając im w pracy".

Nic żeśmy nie zrozumieli z wiadomości Gotfryda. Więc po wyjściu ze szkoły czekaliśmy na niego. Przyszedł okropnie zły.

- Co nam mówiłeś na lekcji? - zapytałem.